Quito jest tak brzydkie, ze az piekne. Dyszczy, chmurzasto, slonce ucieklo. Rownik? 0,0 ? Gdzie jak? coś Moze to ta wysokosc 2800 mnpm. Budynki, potraktowane przez tubylcow i czas bez jakiegokolwiek szacuneczku. Odrapane, wzniesione jeden na drugim, na wzgorzach wyrastajacych z betonu.
Dotarlem do Nowego Miasta. Glodny jak wilk, zmeczony jak pies, znalazlem hotel, ktory mialbyc tani, ladny, z kiblem i widokiem na najlepszy burdel w miescie. Wszystko to najprawdziwsze klamstwo. Lonely Planet, moj kochany przewodnik, znow skrewil. Jutro przenosze sie do El Centro del Mundo (Centrummm swiara??? – ciekawe czemu).
Nowe miasto jest calkiem calkiem. Internet za 80 centavitos. Knajpy, kina. I dwie ksiegarnie z niesamowitym wyborem anglojezycznych tytulow. Mam juz pare na oku. Jak np. LP Cuba za 12$ i Antalogia Jack Keruac za 17$…. mniam….
Paranoja. Ponoc AIRPASS na Karaiby z wenezuelskimi liniami lotniczymi – nie istnieje. Jutro sie do biura przejde i zrobie im raban. Przyszedl czas decyzji. Jutro wale do ambasady Kolumbii (jednak). Jak dostane wize, wale ladem na Karaiby. Potem do Caracas, gdzie sie zastanowie co dalej. Jezeli biurokraci w ambasadzie ziewna i odmowia, bede probowal z tym airpassem. Moge tez leciec do Caracas z Quito normalnym lotem za 270$. Jest mozliwosc do Havany bezposrednio za 370$. AAAA..aa… sam nie wiem. Ktos pomoze? ktos doradzi? ktos ma genialny pomysl?
Siedze w pizzeri i obserwuje jak kelner probuje mnie w tzw. chuja zrobic. Nie ladne to slowo – ale po imieniu rzeczy nazywam. Poprosze MALE piwo – koles przynosi duze. Chwile potem taszczy jakis chleb, ktorego przecie, do diaska, nie zamawialem. Prawdopodobnie skonczyl wieczorowy kurs telepatow w Nowosybirsku i wyczytal glod z mojej twarzy, a brzdeczace monety w mojej kieszeni podniecily go na maxa.
No.. ale pizza byla dobra…
Glowa znow pelna mysli, planow. Zmeczony, wroce pewnie do swojego smierdzacego hotelu i zasne kamiennym snem. Chyba, ze…