Byla sobie mala wioska nad oceanem.
Pare rodzin, chatek z bambusa, rybacy wracajacy z porannego polowu. Stary czlowiek i jeszcze moze. Zyli spokojnie, bezproblemowo, upijajac sie w sobotni wieczor przy dzwiekach tandetnej muzy ze zdartej plyty. Czasem tez nastawiali radio, by wykumac co sie na swiecie dzieje – lecz byla to sprawa sporadczyna.
Pewnego dnia przybyl SURFER. Amerykanin, z braku laku nazwijmy go JOHN DOE. Zabladzil tu chyba, badac w drodze do Peru, ktore slynnelo z dobrych fal, poczawszy od lat 50 tych.
Fale. To bylo to co John zalapal. Dobra fala pozytywnej relacji, przyjazni ludzie, wspaniale zarcie prosto ze slonego jak Wieliczka Oceanu Spokojnego, ktory wcale nie byl spokojny. Z roku na roku wiocha stawala sie coraz bardziej popularna.
Nowi ludzie, hotele z bambusa, knajpy, puby, sklepy. Jednak nie tracac pierwotnego klimatu.
Ja tez tu przybylem pewnego szarego pazdziernikowego dnia. Znalazlem baze i osiadlem na pare tygodni, chlonac atmosfere, ktora tworza miejsca i ludzie…
ONE DOLLAR HOTEL
Jak sama nazwa wskazuje – hotel za dolca. Mialem sie tu wprowadzic pierwszego dnia. Cena oczywiscie kusi, lecz to miejsce to klasczyne siedlisko narkomanow i niezly posthippisowski zjazd. Horacio z Argentyny to wlasciciel. Miejscowka pewnie nie przynosi mu zbyt wielkich zyskow. Smiem wrecz powiedziec ze sa zerowe. Podejrzewam ze to tylko przykrywka to biznesu innego rodzaju. Horacio bowiem jest najzwyklejszym dilerem. Montanita jest miejscem w sam raz, bo policyji nie widziano to od ostatniego martwego surfera.
SURF SHOP nr 1 + Tatoo Salon
Martin, Willie i 3 lepkow sprzedaja, wynajmuja, woskuja, reperuja sprzet do poruszania sie na falach. deski, boogieboardy ale i skateboardy. Martin naucza tez surfingu. Taki maly Uniwersytet Surfingowy. Czasem tez tatuuja smialkow, a Willie (jest z Oregonu, USa – narzeczona Martina) ozdabia zelastwem nosy, jezyki, brwi i pempki.
SURF SHOP nr 2
Winston, lecz nie Churchill, choc ma podobe zamilowanie do palenia, lecz nie cygar, a fajek wodnych – to szefu. Surfer, firestarter (pokazy tancow z zimnymi ogniami i inne tego typu akrobacje). Spoko koles i dobry kumpel. Wynajmuje deski z drzewa balsa – robione w Montanita.
Senor Pan i piekarnia
Czyli Pan Chlebek – moj bohater – przez caly dzien dostarcza zglodnialym osobnikom chleb, empanadas, torty, ciasta, buleczki, paczki. Wszystko swieze i gorace, prosto z pieca. No i bajecznie tanie.
Senor Pantalones
Czyli Pan Spodenki – kolo formatu Dannego de Vito – szyje i sprzedaje spodenki surfingowe najwyzszej jakosci. Mozna sobie zaprojektowac wlasnie za jedyne 24$ – co zamierzam wkrotce zrobic – w moich kolorach i z napisem www.bartpogoda.net ;))))
Commercial Girl
16-17 latek, moze wiecej moze mnie. Mulatka, popieprzone w mozgownicy rowniutenko. Sprzedaje wszystko jak powiedziala: kondomy, papierosy, cukierki, marijuane i kokaine. Naprawde na imie ma Pamela, choc pewnie to bajer. Nie daje jej wiecej niz 5 lat zycia.
PSY
Wazna sprawa. Okolo setki psow walesa sie po ulicach. 50% to inwalidzi po wypadku, kulejac skomla o zarcie, patrzac biednymi oczetami na jedzonko znikajace z talerzy turystow. Szefem jest ogromny czarny DOG a glowna kurewka biala Suka z oklapnietymi uszami, dajaca sobie wsadzic okolo 20 razy dziennie, na glownym placu miasta. Czasem dochodzi to penetracji, a potem psy nie moga sie rozlaczyc. Przerazajacy widok.
JOE CARTOON
Duzy, bialy gringo, 2 metry – o wygladzie kolesia z kreskowki. Prawdopodobnie opuscil wioche 2 dni temu.
3-kolesi-chcacych-byc-surferami
Bart (Polska), Brendan (Angla), Olger (Holandia) – probuja surfowac, caly dzien wymieniaja fachowe uwagi na temat desek, fal, pogody, wiatru, warunkow, techniki. Codziennie wymyslaja inna rzecz ktora pomogla by im w walce z falami, np. picie browaru i sluchanie Red Hot Chili Pepper tuz przed sesja surfingowa, zakup korali i kultowych naszyjnikow, czytanie magazynow surfingowych, zaprojektowanie i zakup nowych spodenek surfingowych no i inne tego typu klimaty.
NEOHIPPISI
siedza na ulicy, sprzedaja wlasnej prodkucji paciorki, kolare, torebki. Artesanias. Maja dready, splowiale ubrania, peace brah, zywia sie chlebem, winem i zupa i sluchaja Marleya. Ale co dalej kochani??
LYSY
Lysy – to Francisco – ogromny koles wlasciel La Casa Blanca Hostal. Urodzil sie w Boliwii ponoc – choc nie wyglada. Na kolacje zjada 4 talerze spagetti. MA aparat cyfrowy canon a20 – ale nie wie jak go uzywac – wiec za lekcje oblsugi aparatu i paru programow na kompie – mam Internet za darmo. Co jest calkiem niezlym dilem. W najblizszych dniach robie strone tego hotelu – aby miec siec za darmo. Polak zawsze se rade da. Nawet w tych ciezkich czasach.
W skrocie to tyle. Dni, plyna, deszcz pada, fale coraz wieksze i nalywaja nowi ludzie – i tym samym wiecej chleba schodzi w pierkari Senora Pana.
Czy moglbym tu zyc? Raczej nie, miastowa bestyja jestem, co lubi czuc asfalt pod trampkiem.
Dwa dni temu mecz na plazy, wczoraj sesja foto z Veronica i Elita (elitarne imie, co nie?). Efekty wkrotce.
Marzy mi sie film z takiego miejsca. Wraz z Olgerem zaczelismy juz kreowac historie. Smieszne jak Tadeusz Drozda jest na razie – ale nabiera ksztaltow. To bedzie kultowy film…
Joshua Dobbs Womens Jersey