Miesięczne archiwum: marzec 2002

SEN

W koncu nadszedl. Na planie godzinowym kiedy i gdzie pracuje pojawily sie trzy wieczorne luki. Uff… Ostatnie dwa tygodnie, non stop. Doszlo nawet do tego ze spalem gdzie tylko sie dalo.

Wczoraj sie zbunkrowalem pod paroma derkami i zasnalem na 15 godzin z przerwa na projekcje GORACZKI SOBOTNIEJ NOCY, pomimo ze byl piatek i zero goraczki.

Czas graty zbierac. A czasu nie ma aby cokolwiek zalatwic.

Nie mam czasu aby sprawdzic co dzieje sie na swiecie, nie mam czasu na roboienie projektow, nie mam czasu na pierdu pierdu, myslenie, pieprzenie, na snowboard, zakupy w spozywczym, tym samym jem smiecie skad popadnie. CZas mi ucieka przez palce. Czasu straconego nie odszukasz….

Czuje sie dobrze, oprocz tej naglej potrzeby snu. Brak schiz. Czasem wkrecaja sie akcje typu: BRAK POROZUMIENIA POMIEDZY WSPOLPRACOWNIKAMI – czyli zmaganie sie z tepactwem i debilizmem ludzi z ktorymi przyszlo mi pracowac. Nie bede ich tu wymienial, szkoda klepactwa, ale dziwne rzeczy czasem sie dzieja – a moze to tylko moj sen?
PS.
Kurde nikomu zyczen nawet nie wyslalem. Swieta? Jakie swieta…. ale zycze Wam wszystkich leniwych dni – odpocznijcie se czlowieki

ekipa gangsta safeway

Opublikowano americana | Otagowano ,

Pokurcz

Mam wrazenie ze pokurczyly mi sie paluchy. U rak rzecz jasna. I uodpornily na gorace. Mofge chwytac gorace talerze, przenosic tony garow, ociekajacych tluszczem dopiero co wyjetych z piekielnego zaru pieca. Pojemniczki, lyzki, lyczeczki, patelnie, normalne i teflonowe, trza pamietac ze teflonowych przez zmywarke przepuscic nie mozna, noze, tasaki, chwytaki, wiadra, pudla metalowe na salatki i plastikowe na drobno pokrojone ziemniaczki w mundrurkach. W trakcie dnia przychodza tony talerzy: male, duze, owalne na rybe badz steka, malutkie na salatki, plus szklanki, filizanki. Moglbym wyliczac bez konca, co i z czym. Az rzygac mi sie od tego chce.

Tryb dnia: 6,6,6. Sen, praca, sen, praca, sen, praca. Mniej wiecej co 6 godzin.

Wlasnie mialem isc spac. Ale przylazl Mike z nowym gitarzysta i chlopaki jaaaammmuja. Dzwiek perkuchy mnie lekko dobija, szczegolnie gdy ledwo sie trzymam na nogach. …

Jeszcze dwa trzy tygodnie. Kuba. Hawana. Zdjecia. Robione chyba nadal dla samej sztuki robienia…

Opublikowano americana, travel | Otagowano ,

Twin Peaks

Perspektywa pracy przez najblizsze 3 tygodnie bez dnia pracy oslabia mnie. Czuje miekkosc w wielu miejscach. A w mozgu mi chlupocze.

Ludnosc tubylcza w miare spoko, choc wiem na 100% ze raczej nie wytrzymalbym tu wiecej niz pol roku. Problemy z jakimi sie borykaja raczej nie naleza do moich, maja klapki na oczach i jakas pustke w sobie. Moze to od ostrego zimowego klimatu? Zmieniam zdanie – na poczatku porownywalem Fraser/Winter Park do Przystanku Alaska – bylo milo, zabawnie, lecz juz troche dziwacznie. Potem naszla mnie faza South Park – absurdalny humor, dziwne klimaty. Teraz jest coraz bardziej Twin Peaks – bardziej poznalem ich od srodka i raczej sklaniam sie w opiniach w kierunku LYnchowskim.

Na razie nic mi nie pozostalo jak pracowac. Czasem poczytam ksiazke, piatek do dzien pijanstwa i zabawy, rozmowy codzienne, czasem telefon, internet, zapisze jakis pomysl, ale generalnie na wieksze wyluzowanie nie dam rady. Spie, jem, pracuje i wydalam.

Opublikowano americana | Otagowano , ,

odpierdolcie sie od odpierdalania

Otwieram oczy i wlasciwie to nie wiem gdzie jestem. Maras mowi – wstawaj stary – idziemy do pracy. Kac. Leb. Moja glowa. Gdzie ona jest? Nic to. Jestem w chacie u Romella z Kostaryki wraz z Justa i Marasem. Wczoraj byl niezly zrzut. Rum w autobusie, potem Buckets, zebralismy luda i uderzylismy na impreze gdzie gral digital underground (ten kolo zasuwal kiedys z Tupakiem) – zajebista ipopowa impreza.

Autostop. Slonce wali z rana, zimno jak cholera. Ladujemy sie kolesiowi do troka.

Skad jestescie chlopaki – pyta wasaty redneck w czapce bejsbolowej z prostym daszkiem, czy wspominalem juz ze nie cierpie prostych daszkow? No my wiec tego z Polski jestesmy. Aa to dlatego tak smierdzi od was wodka – zasmial sie burak, ktory nie byl az takim burakiem, chociaz twierdze tak dlatego ze zlitowal sie nad nami w ten chlodny poranek. Potem chcial od nas kupic marijuane, ktorej przeciez nie mielismy. Zreszta czy ja i maras wygladamy na dilerow zielonego? Pewnie byl tajniakiem. hehh…

Potem praca. 5 godzin z kacem morderca, ktory ciezko dyszy mi za ramieniem. Fuj…

rowerek maras_and_friendz

Opublikowano americana | Otagowano ,

Zapieprzanie

Przychodza mi do glowy teksty, pomysly, designy. Ale zaraz z niej wypadaja. Szczegolnie gdy siedze w pracy i nie mam jak zapisac bo kelnerzy (bez obrazy ale kelner to z reguly wywyzszajacy sie idiota – mozna to odczuc gdy sie jest myjka) zarzucaja mnie tona ociekajacych tluszczem zwierzecym naczyn, kieliszkow – poza tym wbrew pozorom (tu bede sobie pochelbca) DISZUOSZEREM moze byc tylko inteligentna myslaca istota. hehe. Trzeba czuwac aby sie maszyna nie zatkala, nie przepuszczac wszystkich garow jak leci przez maszyne – niektore mozna po prostu obmyc pod woda, uwazac na lazacych ludzi, czyscic uszczelki, wymieniac wode co 2 godziny etc. W Deno’s ekipa miedzynarodowa. Polska, Czechy, USA, Peru, Kolumbia, Argentyna, Brazylia i pewnie jeszcze inne narody. Najlepsza knajpa w miescie ale i zapierdol najwiekszy. Okolo 10 wieczor ulga. Juz prawie koniec. Kumpel z Czech krzyczy – Bart! co pijesz – i za chwile mam drinka (white russian) plus talerz krewetek i lososia plus ziemniaczki i brokuly. Koncze o polnocy. Wysprzatane pozamiatane a ja ledwo zyje. Ktos mnie odwozi do domu – ekipa spi a ja probuje oblukac Pillow Book Greenawaya – ale po ogladnieciu poczatkowych chinskich napisow zasypiam – za 5 godzin trza wstac. Wiec do konca sezonu mam wypelniony kazdy dzien. Slicznie. Kuba sie zbliza wielkimi krokami jak i cyfrowa lustrzanka canon eos d60 Realia dostania pracy w USA. W NYC ciezko. Ravs trzymam kciuka za ciebie, stary. W Colorado? latwiej. Dobre zarobki – 9$/h maks. Szczegolnie w sezonie – nie ma problemu z praca na czarno. Mam Social Security Number (pamiatka po poprzednich studenckich wyjazdach) i zawsze to pokazuje pracodawcy. Z reguly najlepiej nie sciemniac ze nie masz pozwolenia na prace – po jak INS cie znajdzie to po tobie – wiec trza grac w otwarte karty i gdy pracodawca jest spoko to sie zgodzi i jeszcze podatku ci nie wrzuci tylko czysta kase. Nie wiem jak w innych Stanach. Wiem ze Mexykanie kupuja pozwolenia fikcyjne za 200$. Ale po 9/11 wszystkio sie zmienilo i wcale nie bedzie lepiej. Znam mnostwo ludzi co zdecydowali sie na zostanie tutaj. Oczywiscie – nie masz wyboru, podoba ci sie Ameryka, lubisz smieciowe zarcie, popieprzanie jako sprzataczka po 15 godzin za 200$ dziennie to spoko. Nie jestes zajebisce zdolny, nie masz koneksji to kariery nie zrobisz. Po jakiego wala mieliby dawac prace jakiemus przecietnemu Polaczkowi jezeli ich dzieciaki studiuja przez 5 lat (30000$ za rok – 150000 za 5 lat) ? Nevermind. Jest dobrze. Meczy mnie tylko brak dostepu do kompa tak jak bym chcial – bo nie moge zrobic wielu rzeczy ktore chcialbym.

Opublikowano americana | Otagowano ,

Colorado wcale nie takie colorowe

Stalem jak ten osiol. W padajacym sniegu. Spozniony o 67 minut. Wszystkie autobusy byly pelne wiec zaden sie nie zatrzymal. Autostop. No i spozniony o 1,5 godzin znalazlem sie w pracy. Wlasciwie to sie pogubilem. Jedna praca to lepienie burito, druga zmywanie naczyn, trzecia zmywanie naczyn, ale w restauracji a nie hotelu. Plus dwie prace nieaktywne: sharp shooters (robienie fotek ludziskom na stoku) i praca w picafreaku – wypozyczalnia strasznie badziewnych filmow amerykanskich. Aha no i jeszcze cos tam w stylu pomocy w pralni. No coz. Robie kariere. Zmonopoilzowalem rynek pomywaczy garow i jestem z tego powodu niezmiernie dumny. I zmeczony. 5:30 pobudka. Zmywanie. Sluchanie w kolko Haujuduen Hauaja Haj etc. na ktore juz przestalem odpowiedac – czasem wydobywajac ciche Wassap? 12:00 Koniec pracy – snowboard. Deska i pass jest – jedziem. 16;00 Prysznic i do Winter Park Downtown. Praca w Deno’s – najstarsza knajpa w miescie. Wchodze na kuchnie – niezly kociokwik. Ale atmosfera fajna. 23:50 Powrot autostopem do domu… wino, baka, cos do zarcia, pare zdan a propos dnia z Marasem i Justa. Nie pisze. Nie mysle. Nie robie zdjec. Czasem moze. Zmeczenie materialu. Szczegolnie po tym wczorajszym dniu. Jeszcze miesiac. 15 kwietnia konczy sie sezon a ja mam straszna ochote aby zobaczyc Stara Hawane…

Opublikowano americana | Otagowano ,

freak photo session

Caly tydzien praca. Ten sam rytm godziny, rutyna, garnki, ziemniaki, autobus badz tez podwozka z Mikiem.

Gadki szmatki w pracy, dziwne opowiesci, pojechani ludzie. Np. wczoraj Sean (koles lat 20, maly chudy, pentagram tattoo, zona i dziecko, zarabia jako kuchcik i chce sie stad wyrwac jak najszybciej) mowi:
Ty wiesz, jak moj przyjaciel popelnil samobojstwo, to znalezlismy go na strychu, mozg mu sie wylal, to wladowalem go do sloika i schowalem w lodowce.

Rzekl to napelniajac szklanke kremem do salatek.

No comments.

W KFC nadal mnie bajeruja i kreca. Na szczescie w hotelu mam prace 7/7 :)

 

Opublikowano americana | Otagowano ,

Bielszy odcien bieli

Greenspan rzekl: KOniec recesji w Ameryce. Jezeli tak powiedzial, to chociazby ta recesja by byla to i tak kazdy przyjmie jego slowa za najszczersza prawde. Oby. Koniec w Ameryce i moze tez na calym swiecie – pomyslalem, oczyma wyobrazni widzac krainy miodem, mlekiem plynace. I nie tylko tym. A moze to wszytko to tylko jedna wielka bujda?

U mienia bez zmian. Wlasnie obserwuje przez okno snieg. Ktos sie uparl aby zrzucac na Colorado 5 cm sniegu co 2 godziny. bedzie na czym jezdzic. Ponoc jazda po 2 metrowym puchu to cos w rodzaju surfingu po sniegu. Plyniesz. Ale to sie moze okaze jutro.

Dzis dostalem wyplate. Marna, bo za 9 godzin pracy. Ale bedzie na pierwsza posiadowke w barze dzis. O ile to wszystkio wypali, bo Maras wciaz smazy kurczaki. Nie moge sie cos dogadac z pania szefowa z KFC – kreci i miesza, udaje, potakuje jednoczesnie zaprzecza, probowala mnie wsadzic do wyporzyczalni Video, ktrej szefem jest jej jednonogi chlopak – koles niezle pojechany, na tyle ze mozna by bylo mu nie wspolczuc braku konczyny. Wiec pracuje w hotelu tylko, i czasme w KFC. Z robienia zdjec narciarzom zrezygnowalem bo sie nie kalkulowalo ;)

generalnie przestaje mi sie chciec. Tzn. pelen energii i w ogole – ale nowe pomysly spac nie daja…

cobra

Opublikowano americana | Otagowano ,

Sennosc

Dzis odurzony wyziewami dobywajacymi sie z maszyny do mycia garow wrocilem do domu i po wymianie paru zdan z marasem padlem na kanape.

Codziennie 6 rano. Potem do 12. Potem znow gdzies tam w KFC jak sie ksiezniczka Pamela zlituje i da jakies godziny.

Wielkie problemy coś Generalnie zarabiam na komputer. Bo trza na czyms pracowac.

Opublikowano americana | Otagowano ,

Smierdze pomyjami ale jest fajnie

Zbieram sie od dluzszego czasu aby cos madrego nastukac.

Nic z tego jednak. Padam na twarz przychodzac do domu. Musze niezle nakombinowac aby jakas kase zarobic. Nie jest latwo – szczegolnie ze jestem CLANDESTINO czyli nielegalny czlek.

Za tydzien przerwa wiosenna, zjedzie sie ludu a ja dostane wiecej pracy aby miec wiecej pieniazkow.

Money, money, money
Must be funny
In the rich man’s world
Money, money, money

Opublikowano americana | Otagowano ,