Miesięczne archiwum: marzec 2007

caracas

Stalem na lotnisku w Caracas z mysla taka ze teraz mam dla siebie 1,5 miesiaca czasu w Kolumbii i nie moge tego spieprzyc. Tymczasem wciaz tkwilem w Wenezueli, bez planu i pomyslu jak dalej przejechac. Nie wiedzialem tez gdzie tamtej czwartkowej nocy bede spac. Pokrecilem sie po lortnisku. Byla godzina 16 – wlasnie przejechalem z centrum na lotnisko i teraz majac w perspektywie trzygodzinny powrot do miasta zrobilo mi sie ciemno przed oczami. Korki sa ogromnym problemem w Caracas – i aby zdazyc na samolot nalezy udac sie na lotnisko na 5 godzin przed wylotem – a i tak nie jest wcale pewne czy odlecisz. Na lotnisko prowadza dwie drogi. Jedna przez slumsy , przez gory a druga dolem przez okolice zawalonego mostu. 8 miesiecy wczesniej lawina blotna zniszczyla stary most – teraz pozostaje czekac 40-50 minut na jednym przesmyku.

Nie zdazylem sobie tez pozbierac informacji gdzie mozna sie tanio przespac w tym miescie molochu. Pani w informacji turystycznej w minute zalatwila mi nocleg za 40000 boliviarow. Podala mi adres i informacje ze moge dojechac do centrum autobusem lokalnym za 10000b – to 10 razy mniej niz taksowka. Dlaczego w ogole wspominam o cenach. Nie lubie tego robic. Ale to co sie dzieje w Wenezueli zaczyna przypominac mi Kube. Oficjalny kurs wymiany dolara to 2150b za 1$. Na czarnym rynku 3500b za 1$. Wybierajac kase z bankomatu oczywiscie wymieniam po tym gorszym kursie. Automatycznie ceny robia sie kosmiczne. Jak to jest ze w kraju gdzie beznzyna kosztuje 8 polskich groszy za litr przejazd taksowka z lotniska po oficjalnym kursie to 40$? Paradoksow takich mozna mnozyc wiele…

Hotelik przy Sabana Grande nie nalezal do tych luksusowych. Klitka w piwnicy, wraz z lokatorami w postaci rodziny karaluchow i paru bzyczacych przyjaciol stala sie moim domem na 4 dni. W zwiazku z Semana Santa autobusy zapchane byly do granic mozliwosci i wolne miejsca znalazly sie dopiero na niedziele.

Caracas podobne jest do innych wielkich metropolii Ameryki Lacinskiej – ale klimatu tu znalezc nie moge. Betonowa dzungla, pelna warczacych zlomow z lat 70tych wydobytych ze szrotow i zlomowisk. Te gruchoty z czasow kryzysu paliwowego przezywaja swoja druga mlodosc – co z tego ze pala 30 litrow benzyny na 100km … w Wenezueli to nie gra roli.

Chaos, smog, sciany pokryte politycznymmi haslami – w 100% popierajacymi obecnego prezydenta… zapowiada sie na kolejna dyktature – bo Chavez sam z siebie nie odejdzie. Wenezuela to Chavez. Tak jak Kuba to Castro. Generalnie Hugo kreuje sie na drugiego Fidela. Tylko ze ma wiecej atutow w dloni i rownie duzo charyzmy (Alo Presidente!). Populisci wszystkich krajow laczcie sie. Nic a nic zdrowego rozsadku na tym swiecie. Prawo lewo srodek gora.

Siorbiac kawe z plastikowego kubka ogladam sobie ludzi. Niesamowita mieszanka ras i ludzkich typow. Tylko gdzie sie podzialy te przepiekne kobiety? Sa niezle oczywiscie, w moim typie, czarnulki. Tylko ze maja niesamowita tendencje to poszerzania sobie tylkow. Lubie kraglosci, ale bez przesady. Piwo mozna sobie postawic na stoliku…

W otwartym 24 godziny na dobe lokalu z tanimi i okropnymi przekaskami spotykam Walerego. Obsluga restauracji pyta mnie czy gadam po angielsku, bo jest tu taki czlowiek, tam siedzi w rogu; spogladam na wymoczka z szaroziemista cera, pijacym piwo, smutnym wzrokiem omiatajac okolice Sabana Grande. Podchodzi do mnie, blady, wodnistooki, duka po angielsku, czy bym z nim nie posiedzial, bo oni po ispansku nie teges. Okazuje sie ze jest z Bialorusi. Ja mowie ze „z Polszy” – ten szybko leci po piwo, uradowany ze sobie porozmawia odrobine. W Polsce byl kiedys, w latach 80tych, stacjonowal gdzies na zachodzie Polski, pewnie w Legnicy. To ze znalazl sie w Wenezueli, to efekt braterskiego spotkania przywodcow narodow Wenezuelskiego i Bialoruskiego – Chaveza i Lukaszenki. Jak za dawnych czasow usciskali sie , ucalowali i podpisali pakty o przyjazni i rozwoju. Walery jest na kontrakcie – pracuje w rafinerii nad rzeka Orinoko. Zarabia psie pieniadze, czesc musi oddawac swojemu rzadowi. Co robic? Nie pozostalo mu nic jak pic i zadawac sie z lokalnymi prostytutkami. I to wlasnie mialem przetlumaczyc obsludze baru. Walery szukal po prostu szybkiej milosci…

 

Opublikowano travel | Otagowano ,