Już nie ma Kuby. I tego całego świata, który naprawdę mnie wciągnął na całego. Kuba zostaje w głowie. Wyspa, która nie pozostawia obojętnym nawet największego ignoranta. Jadąc taksówką na lotnisko, gapiłem się beznadziejnie przez okno. Hawana budziła się do życia. Ludzie czekali w kolejkach przed sklepami, do autobusów, próbując złapać taxi collectivo. Dzień jak codzień i moje ostatnie chwile. Nie słuchałem właściwie co mówi taksiarz, młody typek, zasłuchany w 50cent, Eminemie, który postanowił potrenować swój połamany angielski. Wyłączony. Zapatrzony. To jedno z tych miejsc do których kiedyś powrócę.
Na lotnisku małe spięcie. Wpadłem w paranoję, że przez cały pobyt śledziła mnie tajna policja. Kobieta w okienku przez parę minut (wieczność) przepytwała mnie co robiłem na Kubie. Gdzie jadę, kogo znam w Meksyku, co robię, skąd mam pieniądze no i jeszcze raz co robiłem na Kubie. Wiedziała nawet, że podróżowałem z laptopem (tu mnie lekko zmroziło, pomimo tropików). Popatrzyła mi się głęboko w oczy, nawet nie mrugnąłem i pożyczyła mi wszystkiego dobrego.
Lot opóźnił się o prawie 6 godzin. Głodowałem i cierpiałem na brak płynów, bo wydałem całą kubańską kasę. Zamiast o 12 w południe wylądowałem w Cancun późnym wieczorem. W Meksyku jak to w Meksyku. Łatwe życie. Szybko dotarłem gdzie trzeba czyli na przystań promową w Puerto Juarez. Tyle się zmieniło przez te 7 lat od ostatniego pobytu na Jukatanie. Miejscówka się rozwinęła, dobre drogi, hotele, sklepy, banki – cała ta cywilizacja.
Isla de Mujeres. Mieszkam w hostelu za 8 dolców (najtańsze miejsce na wyspie), pełno całej tej backpackerskiej dziatwy – ci sami ludzie co jeżdżą po Azji, Indiach, Ameryce Południowej. Postanowiłem dać sobie parę dni na zaplanowanie co dalej. I nie dalej jak 15 minut temu podjąłem decyzję (podyktowaną względami finansowymi) że raczej sobie Meksyk odpuszczam – po prostu nie wyrobie z kasą – podliczyłem ile mam i ile mniej więcej jestem w stanie zarobić i w żadną stronę nie mieściłem się budżetowo z Meksykiem. Od czasu moich poprzednich wizyt w tym kraju ceny wzrosły dwukrotnie. Poza tym spojrzałem na mapę Ameryki Środkowej i chyba się tym skoncentruję. Do Mexico City podróż autobusem trwa 25 godzin i kosztuje jakieś 100$, a potem i tak zmierzam na południe – aż do Panama City i tam się okaże czy wracam do Polski czy też lecę do Ameryki Południowej.
Głowa pełna rozterek a miejsce dobre aby pomyśleć i wyluzować. Poza tym jest internet bezprzewodowy za darmo – więc wysyłam pliki do druku, zbieram mnóstwo informacji o Ameryce Środkowej. No i odpoczywam od aparatu. Przynajmniej przez parę dni.