Miesięczne archiwum: styczeń 2006

san pedro

Ten trip to powroty i powroty… miejsca ktore widzialem wczesniej, teraz ogladam je jakby nowa para oczu… co innego w glowie, co innego takze na widoku…

san pedro de laguna sie rozroslo… nie jest to malutkie miejsce – wzgorze i brzegi jeziora pelne sa niewielkich hotelikow, betonowych potworow, przyjemnych knajpek i doskonalych restauracji (z jaka ulga wczoraj pochlonalem Thai Curry – mila odmiana)

wczoraj genialny festiwal rege nad brzegiem jeziora – rzecz na poziomie, bez sciemniania – kawal dobrej muzy na zywo, ognisko, sensimilla, spoko ludzie…

no i tak malo konkretnie i mgliscie pozdrawiam znad jeziora Atitlan


z tego co widze w polsce masakra – mroz i tragedia w katowicach… rece opadaja… ajajaj..

przegladam swoje finanse – topnieja z dnia na dzien – wyglada na to ze dlugo nie pociagne, wracam jak tylko mrozy zejda. prawdopodobnie na poczatku marca.

hasta la pasta

Opublikowano common life | Otagowano , ,

El domingo en Todos Santos

 

Pogrzeb w ko?ciele katolickim.

I przed obiadkiem wizyta w rze?ni.

 

Opublikowano common life | Otagowano ,

todos santos mercado en sabado

Opublikowano common life | Otagowano

todos santos w chmurach

Todos Santos czyli Wszystkich Swietych, to niewielka wioska polozona na wysokosci 2400 mnpm. Wokolo gorki, ostre slonce przedziera sie przez mleczne klebowiska chmur, lejacych sie ze szczytow gorskich. Pare lat temu, miejscowa ludnosc wziela za satanistow grupe japonskich turystow i spalila zywcem kierowce i jednego z turystow. Na szczescie teraz to oaza spokoju . Przynajmniej tak mi sie wydaje. Jest bardzo zimno. Podejrzewam ze w nocy zejdzie do zera.

Wieczorem widzia?em film Todos Santos Survivors – o tym co dzia?o się tu podczas wojny domowej w latach 80tych… potem wi?cej


znów w szkole – Hispanomaya en Todos Santos – wzi??em 10 godzin hiszpa?skiego, aby sobie co nie co gramatyk? przypomnie? – co by tu nie mówi?, gadam j?zykiem ulicy na razie…

Do wtorku w Todos Santos a potem zmykam na pó?noc, drog? w ogóle nieucz?szczan? – z wysokich gór prosto w d?ungl?…

 

Opublikowano common life | Otagowano

ahora en guatemala, huehuetenango

jestem juz w huehue… oczywiscie nie ma co ponownie pisac ile sie zmienilo… znow spie w tym samym hotelu, w pokoju numer 6….

jutro do todos santos

dobrze znow byc w guate

Opublikowano common life | Otagowano

san cristobal magic hostel

Opublikowano common life | Otagowano , ,

san cristobal

Opublikowano travel | Otagowano , ,

san cristobal

 

Opublikowano travel | Otagowano

Tulum. Plaża.

 

Opublikowano common life | Otagowano ,

isla de mujeres i nowe postanowienia

Już nie ma Kuby. I tego całego świata, który naprawdę mnie wciągnął na całego. Kuba zostaje w głowie. Wyspa, która nie pozostawia obojętnym nawet największego ignoranta. Jadąc taksówką na lotnisko, gapiłem się beznadziejnie przez okno. Hawana budziła się do życia. Ludzie czekali w kolejkach przed sklepami, do autobusów, próbując złapać taxi collectivo. Dzień jak codzień i moje ostatnie chwile. Nie słuchałem właściwie co mówi taksiarz, młody typek, zasłuchany w 50cent, Eminemie, który postanowił potrenować swój połamany angielski. Wyłączony. Zapatrzony. To jedno z tych miejsc do których kiedyś powrócę.

Na lotnisku małe spięcie. Wpadłem w paranoję, że przez cały pobyt śledziła mnie tajna policja. Kobieta w okienku przez parę minut (wieczność) przepytwała mnie co robiłem na Kubie. Gdzie jadę, kogo znam w Meksyku, co robię, skąd mam pieniądze no i jeszcze raz co robiłem na Kubie. Wiedziała nawet, że podróżowałem z laptopem (tu mnie lekko zmroziło, pomimo tropików). Popatrzyła mi się głęboko w oczy, nawet nie mrugnąłem i pożyczyła mi wszystkiego dobrego.

Lot opóźnił się o prawie 6 godzin. Głodowałem i cierpiałem na brak płynów, bo wydałem całą kubańską kasę. Zamiast o 12 w południe wylądowałem w Cancun późnym wieczorem. W Meksyku jak to w Meksyku. Łatwe życie. Szybko dotarłem gdzie trzeba czyli na przystań promową w Puerto Juarez. Tyle się zmieniło przez te 7 lat od ostatniego pobytu na Jukatanie. Miejscówka się rozwinęła, dobre drogi, hotele, sklepy, banki – cała ta cywilizacja.

Isla de Mujeres. Mieszkam w hostelu za 8 dolców (najtańsze miejsce na wyspie), pełno całej tej backpackerskiej dziatwy – ci sami ludzie co jeżdżą po Azji, Indiach, Ameryce Południowej. Postanowiłem dać sobie parę dni na zaplanowanie co dalej. I nie dalej jak 15 minut temu podjąłem decyzję (podyktowaną względami finansowymi) że raczej sobie Meksyk odpuszczam – po prostu nie wyrobie z kasą – podliczyłem ile mam i ile mniej więcej jestem w stanie zarobić i w żadną stronę nie mieściłem się budżetowo z Meksykiem. Od czasu moich poprzednich wizyt w tym kraju ceny wzrosły dwukrotnie. Poza tym spojrzałem na mapę Ameryki Środkowej i chyba się tym skoncentruję. Do Mexico City podróż autobusem trwa 25 godzin i kosztuje jakieś 100$, a potem i tak zmierzam na południe – aż do Panama City i tam się okaże czy wracam do Polski czy też lecę do Ameryki Południowej. 

Głowa pełna rozterek a miejsce dobre aby pomyśleć i wyluzować. Poza tym jest internet bezprzewodowy za darmo – więc wysyłam pliki do druku, zbieram mnóstwo informacji o Ameryce Środkowej. No i odpoczywam od aparatu. Przynajmniej przez parę dni.

Opublikowano travel | Otagowano ,