Miesięczne archiwum: grudzień 2004

bombaj

Trzeba zapisywać wszystko.
Zapachy, dźwięki, obrazy.
Ubrać je w słowa.
Myśli są ulotne.
Wspomnienia się zacierają.

Przyzwyczajenie, adaptacja do nowego miejsca sprawia, że te sytuacje, które na pierwszy rzut oka zadziwiają, po jakimś czasie wydają się mało ciekawe, zwykłe – zmęczenie upałem szybko wprowadza w stan lenistwa i nicnierobienia.

Moskwa, lotnisko. 30.12.2004

Przedostatni dzień tego dziwnego roku, w którym tyle się zdarzyło – zarówno dobrego, jak i złego – ale to oceni historia.

Lotnisko pełne sklepów wolnocłowych, cen w euro, hinduskich rodzin palących kadzidełka pod schodami prowadzącymi na górne piętro lotniska, które tak dobrze znam – spędziłem tu ładnych parę godzin lecąc do Delhi i z powrotem w 2003 roku.

3 godziny nerwowego snu, wizyta w szpitalu z rana – badania wyciętego torbiela wypadły dobrze – wszystko jest OK, a resztki szwów wkrótce wypadną. Monika zabiera mnie na lotnisko – widzę się z tatą przez 3 minuty, jest też Kufel i Makao – błyskawiczne pożegnanie i już siedzę w tupolewie do Moskwy.

Spotykam polskiego Mongoła – Anu – zapewne jest bywalcem dyskotek w Ułan Bator, opowiada mi o tamtejszych realiach, cenach, drogach, samochodach, mrozie, śniegu, stepie, jurtach, dyskotekach w szarej betonowej stolicy Mongolii. Skończył liceum w Warszawie – teraz studiuje turystykę w Ułan Bator. Może kiedyś zahaczę te okolice – każdy kontakt dobry.

Mam jeszcze 2 godziny na lotnisku. Laptop chyba ucierpiał – trzeba go lekko podkleić – nie wiem kiedy się to stało, ale wnikać nie będę – superglue i taśma izolacyjna załatwią sprawę.

Jestem zmęczony. Przerażony brakiem planu – trzęsienie ziemi i tsunami zrobiły swoje – i miejsca, w które miałem jechać, po prostu nie istnieją. Daję sobie 2 tygodnie na wymyślenie najbliższych 2 miesięcy.

Lot z Moskwy do Mumbaju – mieszanka indyjskiego pociągu z dobrą radziecką techniką – tak się jeszcze nie bałem – turbulencje, pijane Rosjanki, indyjskie rodziny, ścisk, tumult, ale i szczęśliwe lądowanie.

Jestem w Mumbaju.

Opublikowano India, travel | Otagowano ,

absyntnenci

d?unia + mako

Opublikowano common life | Otagowano

with the lights out

Słucham boxu Nirvany. Zapuściłem tak bez przekonania godzinę temu. I wciąż słucham.

Kiedyś. Lata temu byłem wielkim fanem – może za dużo powiedziane – ale Pearl Jam, Nirvana, Alice in Chains, Soundgarden, Mudhoney, Red Hot Chili Peppers królowały w mojej znakomitej kolekcji kaset firmy TAKT prosto z Musik Weltu (kultowy sklep muzyczny w Kłodzku) albo z bazarku koło szkoły podstawowej numer 3. Był to rok 1991 lub 1992, w każdym razie w tych okolicach. Była gitara kupiona przez mojego ojca w Nachodzie (jak się teraz nie nauczysz na niej grać, to ją wyrzucę na śmietnik). Nauczyłem się. W dniu, gdy umarł Kurt, wpadł do mnie Wujek (było dwóch Wujków – bracia bliźniacy, potem zniknęli gdzieś na wschodzie Polski, prawdopodobnie w Białymstoku) i w ten kwietniowy poranek wybrzdękaliśmy hołd dla Kurta, siedząc na balkonie mojego mieszkania w najdłuższym falowcu w województwie wałbrzyskim.

Słucham teraz Nirvany po latach – mój mózg skażony muzyką świata odbiera jednak na dobrej fali.

Kawałki z 1988 roku – Kurt solo z gitarą gdzieś w zapyziałym prowincjonalnym Aberdeen, zamieszkałym przez psychopatyczną masę ludzką – drwali, kierowców ciężarówek, pań z supermarketu, pryszczatych skejtów i nieprzekupnych policjantów.

Ja pod koniec 2004 ze słuchawkami na uszach w zapyziałej Warszawie, zamieszkałej przez psychopatyczną masę ludzką – kierowców taksówek, sąsiadów, panie z warzywniaka, bakaczy, duchy z internetu, przekupionych policjantów, smutnych motorniczych, wściekłych newsmanów, pewnych siebie kierowców, hiphopowców, zawstydzonych wędkarzy, kominiarzy, akrobatki, wewnętrznych grajków, ciastkarzy, wykupionych polityków, piłkarzy, latających elektrycznych narciarzy, finansistów i malarzy.

Opublikowano common life | Otagowano , ,

miejski autostopwicz

23h, okolice stadionu:

  • Te, morda, co wy tu robicie?
  • Eee, zdjęcia?
  • A czego?
  • No, ee, otoczenia, wiesz, tych bud.
  • A po co?
  • Tak po prostu, my tak mamy.
  • … A macie gandzię? Wymienię się na spida.
  • Nie, nie mamy.
  • Te, morda, no to może mnie na Mińską podrzucicie?
  • Eee, nie, stary, innym razem.
  • K****, macie brykę, k*****, jakbym miał, to bym was wziął.
  • … [decydujemy się na zabranie łepka]
  • Dobra, siadaj do przodu.
  • Na Mińską, morda.
  • … [milczymy]
  • Ej, chłopaki, spadła mi giwera.
  • … [konsternacja kontrolowana]
  • Wiecie, taka na kulki…
  • A co z nią robisz?
  • Przydaje się.
  • ….

Skręcamy w Grochowską i jedziemy na Mińską?

  • Morda, a ile ta bryczka pociągnie?
  • No trochę.
  • Ej, dawaj tu przydusi.
  • E, no co ty.

Młody mówi, że ma 16 lat, wraca od panny, a tu ma grafę, jaką na malował, wyjmuje z kurtki zgiętą kartkę z maziajami, tagami i hasłem przewodnim HWDP – chwilę potem na Grochowskiej widzimy to samo, ale na murze. Młody się chwali, że to jego i opowiada historie o przejebanej sytuacji w szkole, o swojej dyrektorce, deskorolkach, dżointach i brykach. Wysadzamy go, ten oczywiście przypomina mi o giwerze zalegającej pod siedzeniem. Koleś dziękuje nam i zmyka z plastikową spluwą w okolicach przystanku autobusowego na rondzie Wiatraczna.

Opublikowano common life | Otagowano

dilerki

Od dawna juz nie byłem tak wczesnie na miescie. i chyba zapomnia?em jaki to dramat sta? w korku pomiedzy 7-10 rano – dzizaz – a jak spadnie deszcz czy nie daj panie ?nieg to juz kwadratowa katastrofa i pi?cio literowe s?owa na K miotane przez podminowanych rajdowców

pojecha?em do sanepidu – mi?e panie (hm… co ciekawe – wi?kszo?? pa? lekarek mia?o podwójne nazwiska na piecz?tkach i identyfikatorach) – jak się dowiedzia?y, że do Azji (mój bo?e do Indii!!! ) to zwietrzy?y we mnie człowieka na którym można zu?y? par? igie?. Badanie HBsAB i szczepienia Typhoid i Polio – wy?o?y?y mi jeszcze list? zagro?e? i na co musze (KONIECZNIE!!!) sie zaszczepi? – gdybym chcia? to koniecznie uczyni? mia?bym portfel szczuplejszy o jakies 7 paczek. Na szczęście te co trza (szczepionki) mam i już luz.

W końcu wysz?o s?o?ce – naprawi?em rury pod zlewem (te co mi zak?adali defaultowo to pora?ka na ca?o?ci) u?ywaj?? do tego dziadka do orzechów zostawionego kiedy? przez by?? kochank?

chyba czas zapoda? kuskus z broku?ami, grzybkami, kalafiorem i mas? przypraw.

i jeszcze musze kupi? s?siadowi farb? do sufitu – szkoda ?e pewnikiem bia?y sufit typ posiada bo mam na sk?adzie par? litrów pomaranczowej farby – do up?ynnienia

Opublikowano common life | Otagowano