Archiwa tagu: warszawa

Fall Winter Warsaw Kraków and some other places.

Opublikowano common life | Otagowano , , ,

wiosna / spring

lapidarnie parę obrazków z wiosny, tej dziwnej wiosny 2022

 

Opublikowano common life | Otagowano , , ,

lipiec

Rzutem na taśmę wrzucam dwie notki. Pusty miesiąc w archiwum blogusia to prawdziwe nieszczęście. Leo skończył 9 miesięcy i jest pięknie.

BART5519

BART5505

BART5340

BART5255

BART5413

BART5432

DSC00030

BART5289

BART5586

DSC00044

BART5170

BART5491

Opublikowano common life, leo, leo first year | Otagowano , , ,

with the lights out

Słucham boxu Nirvany. Zapuściłem tak bez przekonania godzinę temu. I wciąż słucham.

Kiedyś. Lata temu byłem wielkim fanem – może za dużo powiedziane – ale Pearl Jam, Nirvana, Alice in Chains, Soundgarden, Mudhoney, Red Hot Chili Peppers królowały w mojej znakomitej kolekcji kaset firmy TAKT prosto z Musik Weltu (kultowy sklep muzyczny w Kłodzku) albo z bazarku koło szkoły podstawowej numer 3. Był to rok 1991 lub 1992, w każdym razie w tych okolicach. Była gitara kupiona przez mojego ojca w Nachodzie (jak się teraz nie nauczysz na niej grać, to ją wyrzucę na śmietnik). Nauczyłem się. W dniu, gdy umarł Kurt, wpadł do mnie Wujek (było dwóch Wujków – bracia bliźniacy, potem zniknęli gdzieś na wschodzie Polski, prawdopodobnie w Białymstoku) i w ten kwietniowy poranek wybrzdękaliśmy hołd dla Kurta, siedząc na balkonie mojego mieszkania w najdłuższym falowcu w województwie wałbrzyskim.

Słucham teraz Nirvany po latach – mój mózg skażony muzyką świata odbiera jednak na dobrej fali.

Kawałki z 1988 roku – Kurt solo z gitarą gdzieś w zapyziałym prowincjonalnym Aberdeen, zamieszkałym przez psychopatyczną masę ludzką – drwali, kierowców ciężarówek, pań z supermarketu, pryszczatych skejtów i nieprzekupnych policjantów.

Ja pod koniec 2004 ze słuchawkami na uszach w zapyziałej Warszawie, zamieszkałej przez psychopatyczną masę ludzką – kierowców taksówek, sąsiadów, panie z warzywniaka, bakaczy, duchy z internetu, przekupionych policjantów, smutnych motorniczych, wściekłych newsmanów, pewnych siebie kierowców, hiphopowców, zawstydzonych wędkarzy, kominiarzy, akrobatki, wewnętrznych grajków, ciastkarzy, wykupionych polityków, piłkarzy, latających elektrycznych narciarzy, finansistów i malarzy.

Opublikowano common life | Otagowano , ,

na północy noc

Byłem dzisiaj w szpitalu. Nie lubię tego miejsca. Smierdzi śmiercią i dopiero tam pojawia się niejasne, skażone jesiennym błotem światełko – najlepiej byłoby nie chorować, nie miewać przykrych schorzeń, żyć długo i zdrowo, a potem umrzeć. Raz a dobrze. Zanim znalazłem swój oddział – jeździłem windami, wąchałem lizol, kupiłem hallsy w aptece i podziwiałem tych wszystkich ludzi w białych, kompletnie nietwarzyowych uniformach, którzy muszą tam przychodzić do pracy, dzień w dzień. W końcu znalazłem swoją poczekalnię i czekałem, niegrzecznie nadstawiając ucha – dochodziły mnie strzępki zdań, rozmów telefonicznych, zamknąłem oczy. A może nawet zasnąłem na chwilę.

Znów badania, USG i krzywa uwaga pielęgniarki: „ależ tu ubiera się obuwie ochronne”. Przeraża mnie sam fakt mojej nieznajomości obyczajów szpitalnych. W szpitalu byłem raz, jak miałem 3 latka (mieszkając u dziadków na wsi, walczyłem z baranem na śmierć i życie – zostałem znokautowany, może nie w pierwszej czy drugiej rundzie, ale już potem straciłem przytomność – tryumf tryka był krótki – zabił go mój tata i wieśniacki skurwiel skończył na stole, a ja wciąż chodzę po tej tragicznej planecie – ze szramą z tyłu głowy i lekkim pierdolcem). Późniejsze wizyty były sporadyczne i słabo je pamiętam, w każdym razie nie wracałem tam jako pacjent.

Na dniach znów nim będę. Na szczęście to tylko mały zabieg.

Poprzestawiane w głowie wszystko. Do góry nogami. Samochód zamienił się w śmietnik. Mieszkanie w burdel. Mózg się zlasował. Uszy zarosły włosami. Na wschodzie rewolucja, na zachodzie dewaluacja wartości, na północy noc, na południu też nie za dobrze. Wszystko jednak jest jak najbardziej odwracalne.

Opublikowano common life | Otagowano , ,

cdq pogodno

Miałem siedzieć w domu. Właściwie nawet tam tkwiłem przez moment – dopiero co wróciłem z miasta – przebita opona w samochodzie, rewia na lodzie, dziki tłum w tramwaju, sesja, której nie było, w pewnym teatrze, 2 aspiryny i 2 pigułki antigrippe dawno rozpuszczone w żołądku.

Dzwoni Bedur – koncert Pogodno – jedziemy więc – było przednio – dawno przestałem już chodzić na koncerty – jeszcze tak niedawno potrafiłem wbić się w pociąg i jechać za granicę, tudzież do innego miasta naszego pięknego kraju, aby zobaczyć kapelkę na żywo – te czasy poszły w niepamięć – będąc w Polsce, zauważam u siebie cechy niepoprawnego mieszczucha – przedkładającego swój komfort ponad…

Ale już za miesiąc z okładem, jeszcze w tym roku, znajdę się na subkontynencie indyjskim. Bilet zakupiony. Teraz goni mnie tylko i wyłącznie czas…

Nie nudzę już. Bo strasznie nudzę ostatnio. Jak zapewne niektórzy z tych, co tu zaglądają, zauważyli – nie mam nic do powiedzenia ani do pokazywania – wiąże się to z paroma rzeczami – trzeba będzie zaktualizować swoje podejście do spraw. Nie będzie już tak samo. Nie będzie tak, jak jeszcze 2-3 lata temu.

Chciałbym. Marzę. Myślę. Jestem.

Opublikowano common life | Otagowano ,

warszawa taka jaka jest taka jest

Sąd Rejonowy / Śródmieście – moloch – setki rozpraw – z trudem znajduję pokoik na drugim piętrze. Myślałem, że to już dawno przeterminowana sprawa, no ale widać swój finał miała dopiero mieć dziś, 9 listopada 2004. Oskarżony przyznał się od razu, nie trzeba było nawet przesłuchiwać świadków (mnie i dwóch innych typów, którzy tak naprawdę sami nie mieli pojęcia, czemu tu są). Ja też ich nie widziałem w czasie zdarzenia – bo przecież świadkami zajścia byli całkiem inni bohaterowie. Mniejsza z tym.

Jechałem przez miasto. W deszczu zawsze jest najgorzej – wszyscy nadal naciskają na pedał gazu, jakby wciąż było słoneczne suche lato. Czasem się boję. Jestem w sieci. Miasto niknie mi w oczach. Jest coraz mniejsze. Coraz bardziej mokre i tak bardzo znajome pomimo swojej nieprzystępności. Taki czas.

Playlist: Sidney Polak, The Strokes, Franz Ferdinand, Mos Def.

Opublikowano common life | Otagowano ,

wino + wino = 3 wina

Od lat, odkąd tu mieszkam, chłopaki od rana do nocy kombinują, obliczają, dodają, odejmują, skupują, oddają, pożyczają. Dla mnie to ciężka matematyka.

Opublikowano common life | Otagowano ,

teraz

Poza złudzeniami, te same oczy, a jakże inne.

Grzywki, fryzury, trendy i lans.

Wytarte dżinsy w tramwaju i stare martensy.

Te same rozkopane ulice, tak jakby w każde wakacje mieli cel – rozkopać to całe gówno – pewnie rok po roku tak będą robić, bo te, które rozkopali 5 lat wcześniej, pokryją się ze szwajcarską dokładnością dziur w serze.

Droga do Zoo Praga, zlikwidowane budki z Wietnamem i powstające gdzieś nowe w blasku szarości bloków sztucznego miasta.

Jest dobrze, było i będzie.

Stan ducha mam w głowie, nie w miejscu.

Teraźniejszość starzeje się szybciej.

Przeszłość jest gloryfikowana i opisana.

To, co złe, zostaje w głębi, to co dobre, pływa po powierzchni.

Zieleń w parku jest jak zawsze, w odcieniach szarości uliczek rowerowych, zabrudzona horyzontem budowanych na amfie 24 godziny na dobę wieżowców.

Czas – pora na truskawki mija, zaczyna się sezon czereśni, za chwilę stragany założą się kolbami kukurydzy, a kalafior zgnije w spróchniałych skrzyniach.

Zaraz się skończy deszczowe lato, a notes pokrywa się gryzmołami na wrzesień.

Wpisuję to wtedy, gdy wampiry kładą się spać, słońce wschodzi nad Pragą, a ja chyba wrócę do łóżka poczytać to, co przed chwilą przerwałem.

Czasem nie potrafię cieszyć się chwilą, choć ta mija nieubłaganie, wciąż czekam na kolejną, wciąż… A to przecież nie prawda. Teraz jest teraz, a nie jutro.

Opublikowano common life | Otagowano

the famous czech footballer

Opublikowano common life | Otagowano ,