Banki. Sam nie wiem za co je tak kocham. Myślałem, że jak otworze sobie
konto Internet Banking to bede miał już wszystkow dupie. O losie słodki…
Dziś sobota – idę do banku bo akurat dostałem czek ze zwrotem podatku ze
Stanów [nie zrealizuje go przez internet przecież]
handlobank: pani przyjęła wszsytko do realizacji a potme sie zapytała o
numer mojego konta w ich banku. oczywiscie ze nie miałem
pekao sa pierwszy: kolejka na milion osób
pekao sa drugi: brak informacji, kolejka na bzylion ludzi, i pani która mi
mówi ze czeki w poniedziałek dopiero
pko bp: taa oczywiscie ale tylko inkaso : czyli realizacja od 3-12
tygodni. fuck you …
reszta banków była zamknięta… ehh..
pada deszcz. to chyba już każdy zauważył. zjedliśmy z bedurem po tłustym
wietnamie – trza się na imprezowanie przygotować na dziś. oby tylko
przestalo padać.
polecam piątkową Rzepę i artykuł w magazynie o podróżowaniu (jak
podróżowali ludzie kilkaset lat temu). Fajny fragment o tym jak a Anglii
robili zakłady czy dany osobnik wyjeżdżający do syrii (podróz trwała z
parę miesiecy) wróci czy nie. Ponoć wg. buchmacherów miał wtedy około 80%
szans ze wroci…
Ile mi dajecie? ;))))
Miesięczne archiwum: czerwiec 2001
pieprzone banki i parę słow o podróżowaniu
dur czyli tytus tfu.. tyfus
Ostatnia już szczepionka na nabliższe pół roku (za pół roku powinnienem
wziać 3cią serię na żółtaczkę A/B). Dziś w menu była szczepionka na dur
czyli tyfus. Cena dania 120 złotych – bo to francuskie lekarstwo. Zabojady
od czasu gdy mieli kolonie w afrcye, dżunglach i innych terenach mało
fajnych dla ludzkiego zdrowia wynaleźli tyle szczpionek że szok. Tylko ze
królikami doświadczalnymi byli żołnierze Legii Cudzoziemskiej. Ogólnie na
same szczepionki wydałem 550 zeta. Ale jak mówią nie niczego cenniejszego
niż zdrowie i życie.
Ale miało być o tyfusie. Choroba jest przewlekła i powoduje ją brud (np
rąk). Pijesz sobie człeku wodę lub wsuwasz jedzonko w jakimś hardkorowym
miejscu i po jakimś czasie łapie cie ból głowy, gradła i gorączko do 40c.
Potem na ciele występują różowe plamy i twe ciało zamienia się drgającą
galaretę. Masz majaki, osłabienie i tracisz błyskawicznie wagę (panią
zainteresowanym tą odmianą diety – odradzam). Powikłania – zapalenie płuc,
perforacja jelit. AAAAAAAAAAA…. jednak dobrze że się zaszczepiłem. Tym
samym mój organizm jest uodporniony na:
tężec, błonica (10 lat), żółta febra (10 lat), żółtaczka typu A i B (na
razie po dwóch seriach na rok), i dur na 3 lata. Na malarię niestety nie
ma szczepionki. Już nie ma, bo malaria się szybko mutuje. Na malarie są
tylko tabletki.
Przeczytałem spis innych chorób które na mnie czyhają podczas podróży
przez Amerykę Płd.
Wykaz jest imponujący:
– cholera,
– robaki wszelkiej maści,
– czerwonka,
– lambioza,
– biegunka,
– choroba wysokościowa,
– udary słoneczne i grzybice,
– zapalneie wątroby (żółtaczka) typu: C, D, E, G (na A i B mogę lać),
– wścieklizna,
– zapalenie opon mózgowych (to chyba mam cały czas),
– schistosomatoza (wywoływana przez przywry przonoszone przez ślimaki
wodne),
potem niezły wykaz chorób wenerycznych (rzeżączka, kiła, opryszczka, potem
przereklamowane AIDS (w hiszpansko jezycznych SIDA),
– denga,
– filarioza,
– tyfus plamisty,
– choroba chagas.
Oprócz tego co wymieniłem całe zastępy pijawek, wszy, pcheł, pluskiew i
mend. Także maluteńcy amaotrzy krwi: komary i kleszcze. Aha i jeszcze coś
z egzotyki: bichos de pe: czyli małe pasożyty włażące pod skórę oraz
długie wijące się żmije i węże.
Czy nadal mam jechać? heheh… oczywiście – kto nie ciekaw świata ten nie
żyje. pozdrawiam i zdrowia życzę wszystkim…
PS>
zaszczepiłem się na DURA ale nie na beDURA moje współlokatora… heheheh
PPS>
nowa fotka na onephoto
PPPS>
MEFI MNIE ROZWALIL!!!
wizy
Dziś od rana załatwianie wiz. Wenezuela i Peru. Ostatnio wszystkie
ambasady do których się udaje mieszczą się w 3 wieżowcach na ulicy
Starościńskiej. Dobre i to – nie trzeba biegać. Ale za innymi rzeczami
trzeba.
Najpierw ambasada Wenezueli – spoko nie ma problemu – formularz, 2
zdjęcia, bilety lotnicze, zaświadczenie o stanie konta, zaświadczenie z
pracy (sic) dowód, paszport, i 30 dolców – które oczywiście musze wplacić
w jakimś banku w centrum (zaparkuj samochodem w centrum w samo południe –
dawno tak nie przeklinałem). OKazuje się że wize dostane dopiero w
poniedziałek. Trudno – po wize Peru pójde dopiero wtedy.
Potem dostaje telefon – od „ważnej osoby” :))) – zebym jechał do ambasady
Wenezueli zabierał paszport na chwilke walil do ambasady Peru – a tam
dostane wize od ręki (za 12 baksów). No to robie tak. Korki, upał klaksony
etc. Zabieram paszport z A.W. i ide do A.P…. tam wszystko jest w
porządku (3 formularze, 3 zdjecia, paszport i te nieszczesne bilety).
Okazuje sie ze nie mogą wydac mi wizy dopoki nie bede mial biletu
wylotowego z Peru. Fuck the Duck – Hijo de Puta Cońo !. Ale spoko. nie
jest źle – dogaduje się ze beda czekali na potwierdzenie czy moga mi dac
wize jezeli mam bilet wylotowy do Polski … ale z Nowego Jorku. Ide z
powrotem do A.W gdzie ta sama miła pani i informuje mnie ze wiza do Wene.
bedzie na pewno w poniedziałej. hasta luego – gracias senora….
Skreślam na liście kolejne rzeczy. A kupa innych spraw jeszcze przede mną.
Na razie odpoczywam, leże i pluję przez balkon pestkami od czereśni….
ameryka południowa
TU BEDZIE RELACJA Z AMERYKI POLUDNIOWEJ
ZAPRASZAM OD 6 LIPCA :))))
testy trwaj? :) a ja już prawie spakowany.
w srode odbieram wize Peru / ostatnie sprawy zalatwiam. i wylot :)))))
Busz Dżordż
Czyli Krzak. Taki amerykański Krzaklewski ale bez ski.
Całkiem przypadkowo zapodałem TV. Przedzierałem się przez śmietnik w moim
pokoju. Szklanki, miski po truskawkach, puste butelki po coli, plątanine
kabli i burdel na moim łożu. znalazłem w końcu pilota. zapodaje TV – a tu
Dżordż. W BUWie – uśmiecha się, szczerzy, Kwaśniewski służy jako fotograf
robiąc Konfederacie zdjęcie z jakąs młodą polską aktywistką… salwa
śmiechu.
wita się potem z balcerowiczem, oleksym i tysiącem innych. On nie wie kim
są ci ludzie i do jakich opcji politycznych oni należą. przecież on
dopiero przed tygodniem się dowiedział gdzie jest Polska (aa polska ! to
gdzieś w Rosji pewnie!!) Jest platikowym tworem swojego ojca, WASPów,
stanu Teksas i amerykańskiej telwizji. Ludzie zgromadzeni w bibliotece UW
gapią się na niego jak w obraz, widzieli go przecież tyle razy w gazetach
i w CNN.
Tak mi się naprawdę wydaje że nie ma znaczenia kto jest w USA prezydentem.
Tym krajem rządzą korporacjie i ogromnie firmy oraz miliarderzy dający
kasę na kampanie wyborcze. Tak jak wszędzie oczywiście.
—————————–
Dziś wybrałem się na rowerek. Zasuwałem tak i nagrywałem wszystko na
minidiska. Dźwięki przeczutek, mijających mnie samochód no i ….
katastrfę rowerową. Jakiś dziamdziak ze zapatrzony w dupę swojej koleżanki
wjechał mi prosto w tylnie koło powodując niezłą centrę. kiedyś to wrzuce
w MP3.
——
rano kraków
Żydowski Kazimierz. Dostalem kawę z mlekiem. Gorącym mlekiem ! w
dzbanuszku :) Jak chcę tak zawsze…
Noc w schronisku PTSM – spałem jak zabity. Nie przeszkadzały mi dzieciaki
napierdalające dla sportu drzwiami (w zdrowym ciele zdrowy duch) ani
skaczące po moim suficie a ich podłodze.
Poranna gazetka. Przelazłem wzdłuż Wisły i Wawelu. Po drodze kupiłem grube
skrapety a stare wyrzuciłem. Zajebiscie stopy mi się obtarły. Tyc
zamszaków na pewno nie wezmę na wyprawę (blue shity suede shoes) Potem
przez Kazimierz. Robię zdjęcia, które zapisuję na MEMORY CARD w moim
mózgu. Po raz enty żałuję że nie wziąłem żadnego aparatu.
Odrapane gustownie mury – w sposób tak fascynujący jak w Wenecji. brzydota
jest piękna. wciśnij sobie ALT w głowie i spójrz na nią z innej strony.
AIR
Air. Powietrze. Potrzebujemy go. 10000 Hz Legend. Snuję sie po Krakowie.
Czerwcowy chłodny dzionek. Dźwięki z discmana przepływają przez środek
głowy. Mijam ludzi. Oni mnie. Kraków jest inny. to jest MIASTO. A nie
betonowa dżungla (CONCRETE JUNGLE – Bob Marley). Nie jest taki jak Wszawa.
Nie muszę się przmieszczać samochodem, autobusem, tramwajem czy
andergrandem. Wszedzie z buta (moje przemokniete stopy już cierpią).
Jednak pomimo dzisiejszej szarej mokrości jest piknie.
Kiedy to ja ostatni raz byłem? 7-8 lat temu? Zimowisko teatralne, Rotunda,
luty 1992…9 lat! ci co byli wtedy to wiedzą o co idzie…
Wszystko wskazuje na to ze opuszczę stary kontynent 6 lipca. zrobiłem
rezerwację na roczny otwarty bilet na trasie: W-wa – Zurich – Rio de
Janiero ——– NYC – Zurich – W-wa. 570$. nie jest źle , myślałem ze
bedzie to około 1000 baksów (kluku dzieki za poszukiwania korzystnej
oferty). mam 3 dni na wykupienie biletu i pewnie to zrobię. czyli co?
opuszczam was ….
Pozostaje mi tylko załatwienie paru spraw. dość istotnych: papierki,
mieszkanie, telefony, spotkania. kasa z konta znika czego naprawdę nie
lubię. aha ! i szczepionki i badania….
aaa no i przrobienie bloga na TRAVELBLOGA -bedzie relacja onlajn :)))
dzizas – to piwo schłodziło mnie równooo..
————
jestem na ulicy hm… jaka to ulica? gdzieś koło Rotundy 9klub studencki).
sala 16 osoba . ludzie zewsząd. Jakiś koleś który przyjechał na egzaminy,
turyści, kolonia dzieciaków i cholera wie kto jeszcze…
siedze w kafejce inetowej . piweczko. muzyka, 100 calowy TV. zbieraja sie
ludzie…. [pewnie beda ogladac BB.
idę wczesniej spac pewnie…. rano pobudka i znow zwiedzanie z buta.
brakuje mi mojego cyfraka bez ktorego czuję się jak bez oka. OKO. cyfrOWE
OKO.
PS.
wlasnie sobie susze buty na komputerze w knajpie internetowej hhehehe i
pije kolejne piwko
dołbrołnoc
krakoff i wiza USA
Warszawa Wschodnia. Zapach moczu, potu, wilgości, szaro-buro-tłuste
obsikane betonowe ściany. 5:30 rano. Wyborcza. Podświadomie chcąc szybciej
opuścić ten zajebisty dworzec wsiadam do pociągu do Wrocka zamiast do
Krakowa. I tym samym czekam parę minut aby się przesiąść na dworcu
centralnym (równie atrakcyjnym).
Rano obudził mnie piskliwy alarm w cellu i radiostacja. A w końcu Sylwia.
Rozgorączkowana, jąkając się wydusiła z siebie historię o tym jak chcieli
ją obkraść. Wiozła lampę błyskową dla Adomasa, 16 filmów i tonę płyt CD.
Walczyła jak lwica pozbawiając jednego ze złodzieii JAJ. Pozostali dwaj
zostali ogłuszeni jej PISKIEM. To jest paranoja po prostu. Jazda po Polsce
pociągami wymaga odwagi i odpowiednia jest tylko dla Insomniamaniaków
którzy zasnąc za cholerę nie mogą.
Kraków rozmoknięty. deszczowy. piękny. Pod amerykańskim konsulatem dziki
tłum. Giełda tak zwana. Ludzie szemrają: o co może konsul zapytać? jezuu
jestem bezrobotna etc. Ludzie panikują. Siadam pod ścianą wypełniam form.
Na poczcie wpłacam 189 zeta za wizę i udaję się do okienka. Nie muszę stać
w kolejce. Mam w starym paszporcie dwie wizy z pozwoleniem na pracę.
Urzędas pyta tylko: odbiera pan pocztą kurierską czy osobiście. Oznacza to
że JĄ MAM. Osobiscie – odpowiadam. Mam nadzieje ze do jutra nie wynajdą
jakiegoś haka na mnie.
Postanawiam nie wracać do Warszawy na wieczor. Szkoda kasy na pociągi lub
beznynę. Nocleg za 15 zeta w sali wieloosobowej zapewniony.
world press photo i odkultowienie aparatu
byłem i widziałem. po raz pierwszy od 3 lat. World Press Photo kojarzy mi
się z niesamowitymi kolejkami pod Zachętą, czarnobiałą krwią, ogromnym
formatem zdjęć i tym że na pewno nikt nie pozostanie obojętny wobec tego
wszystkiego. Wojny, zamachy stanu, wydarzenia, przewroty, rzeczy ważne,
ciekawe, mało istotne, obrzydliwe. ale na pewno ważniejsze niż pieprzony
big braza którego własnie ogladam i Klaudiusza który mało zdzwiony przy
dźwiekach dętej orkiestry wychodzi z domu.
dzień niedzielny – kawa, jak zwykle giełda foto (takich zakupów FILMOWYCH
to jeszcze nie robiłem), „ustawka w samirze” ;), snucie sie po mieście,
znajomi, ksiażki, muza etc.
zauważam że zaczynam pisać na siłę – będąc myślami już poza TYM wszystkim.
jutro wyjazd po wize USA do krakowa… trzymajta kciuki – wiza się na
pewno przyda, choć nie jestem typem skończonego gastarbaitera, pomimo
dwukrotnego zapinkalania po parę miesiecy w pięknym stanie Colorado.
bedur – już napisał o tym jak odkultowiałem swój aparat. zamalowałem
napisy czarnym ponoć pernamentnym flamkiem. to sami zrobiłem z
obiektywami. wiem że niektorzy by się załamali widząc eosa 3 wyglądającego
jak rumuńska pstrykawka. ale cóż – może to coś pomoże w konfrontacji ze
złodziejami w ameryce południowej…..
idę spać – 4-z-rańca trza wstać
biurokracja i plany
jeszcze większe jaja są z załatwianiem wiz. bilet w dwie strony do danego
kraju – jest wszedzie potrzebny. jak to kierwa ominąć? do takiego Peru
przykładowo. w ambasadzie odebrała jakaś kobiecina i powiedziała ze bilet
w dwie strony muszę mieć. ehh…. ja przecież będę jechał lądem. boliwia –
peru – kolumbia. nie zamierzam korzystać z żadnych aeroplanów. mierda …
to samo jest z wenezuelą. na szczęscie w ambasadzie kolumbijskiej nie
robili problemu. wizę da się załatwić po drodze – bylebym dał im 40 $$$ i
wsio.
Moze się oni boją ze chcę być tam gastarbaiterem? albo dołączyć do
Swielistego Szlaku? a może mam jakieś kokainowe interesy w kolumbii?
ale nie upadam na duchu. Już teraz informuję że powstaje strona na której
będzie można na bieżąco śledzić przebieg wyprawy i oglądać zdjęcia. chyba
po raz pierwszy o tym informuję. Gdzie to będzie i pod jakim szyldem dam
znać. A ci co nie wiedzą i tak tam trafią poprzez przekierowania.
Wracam do planowania.