world press photo i odkultowienie aparatu

byłem i widziałem. po raz pierwszy od 3 lat. World Press Photo kojarzy mi
się z niesamowitymi kolejkami pod Zachętą, czarnobiałą krwią, ogromnym
formatem zdjęć i tym że na pewno nikt nie pozostanie obojętny wobec tego
wszystkiego. Wojny, zamachy stanu, wydarzenia, przewroty, rzeczy ważne,
ciekawe, mało istotne, obrzydliwe. ale na pewno ważniejsze niż pieprzony
big braza którego własnie ogladam i Klaudiusza który mało zdzwiony przy
dźwiekach dętej orkiestry wychodzi z domu.

dzień niedzielny – kawa, jak zwykle giełda foto (takich zakupów FILMOWYCH
to jeszcze nie robiłem), „ustawka w samirze” ;), snucie sie po mieście,
znajomi, ksiażki, muza etc.

zauważam że zaczynam pisać na siłę – będąc myślami już poza TYM wszystkim.
jutro wyjazd po wize USA do krakowa… trzymajta kciuki – wiza się na
pewno przyda, choć nie jestem typem skończonego gastarbaitera, pomimo
dwukrotnego zapinkalania po parę miesiecy w pięknym stanie Colorado.
bedur – już napisał o tym jak odkultowiałem swój aparat. zamalowałem
napisy czarnym ponoć pernamentnym flamkiem. to sami zrobiłem z
obiektywami. wiem że niektorzy by się załamali widząc eosa 3 wyglądającego
jak rumuńska pstrykawka. ale cóż – może to coś pomoże w konfrontacji ze
złodziejami w ameryce południowej…..
idę spać – 4-z-rańca trza wstać

Ten wpis został opublikowany w kategorii common life i oznaczony tagami . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.