Miesięczne archiwum: luty 2002

Big Chill Shining

Jak w LSNIENIU S.Kinga, lub filmie Kubricka z Nicholsonem. Colorado. Zasypany sniegiem hotel. Gdzies w lesie. Dojazd ciezki. Nie mam fury (i skory bo zimno a komora zostala w Polszy) wiec albo autostop, albo autobus.

Jest 6:40 rano. Mialem dzis pracowac, ale sie pojebalo komus, wiec nie pracuje. Wyjasniac mi sie nie chce. Na kraniec dnia sie okaze ze jednak bylem im potrzebny w kuchni. Coz – nikt nie jest doskonaly.

Wlasciwie nie spalem. No… moze godzine. Ale nie wiecej. Nie moglem znow zasnac, moze to przez ta pelnie ksiazyca i stalowo bure chmury zasuwajace po nocnym zimowym niebie.

Maras nie moglby napadac na banki czy brac udzial w tego stylu akcjach. Bo by sie nie zsynchronizowal. Mosiek ustawil budzik bez sensu o godzine do przodu. Budka, prysznic, poranek wali cie w ryj a tu sie okazuje ze wstales o godzine za wczesnie.

Hotel. Praca. Wyciagam ciuszki. Maras roztegowuje stoly na sniadanie. Pije pospiesznie kawe. Z glosnikow szef (ten koles jak z South Parku co spiewa Oh! Suck on my chocolate salty balls, put ’em in your mouth and suck ’em} zapodaje Sajmona i Garnfunkla – Bridge Over Troble Water.

Potem wracam do domu. Rece mi zamarazaja. Autostop. Potem autobus. Minus 20.

Pada na loze i spie. Jutro jednak znow do pracy – od rana.

Opublikowano americana | Otagowano ,

pisane z KFC

wlasnie sie obijam. siedze na kanciapie i olewam zamowienia. Szefowa pojechala do swojego kochanka wiec jest luz. objadam sie tlustymi kurczolami i sse kukurydze w kolbach.

pracy nie wiele. malo godzin. chyba nie zarobie tych 25 000$$$ w dwa miesiace hehehe…

nowe fotki – wystarczy kliknac w moje facjaty.

Opublikowano americana | Otagowano ,

Pierwszy dzien w KFC

Srutututuu…. 12 godzin kurde smazenie, czyszczenie, sklejanie, zawijanie. Zanim sie zorientowalem w nowych kodach „jedzenia” w KFC to minela jakas chwila. Primero lechuga, luego cebolla y despues salsa rojo. Zapodawal Rolando – Meks z ktorym pracuje. Zreszta pracuje z samymu Meksami i Marasem, ktory na Meksa nie wyglada ale ma taka mentalnosc.

Wczoraj sami zamykalismy kanjpe z Marasem. O 11 w nocy bieg do domu po gore. Minus 10 stopni, wiatr i pelnia ksiezyca i po skarpie slizgajac sie po zamarznietym sniegu… Zwalka.

I tak bedzie codziennie? zyc nie umierac :) hehe

 

Opublikowano americana | Otagowano ,

Fraser, zasrane Fraser

No co?

Dwa dni bez sieci, bo komp siedzi w sypialni u gospodarzy, a tam z kolei pan domu zaniemogl na chwile na pewna chorobe psychiczna. Ale chyba juz z nim jest lepiej. Powywalal pare stolow i poszedl spac. Powod? praca, ta cholerna praca..

A ja tam wlasnie. W sobote przez pare godzin zmywalem gary, a dzis do KFC lepic placki, burito, quesadille, ensalade etc.

Snieg spadl jeszcze wiekszy.

Jestem totalnie niezorgranizowany.

W nocy ogladalismy z MArasem Taxi Drivera. Maras widzial ten film po raz 87 – zna cala sciezke dialgowa na pamiec. Ale tym razem puscilismy film w cz-b z przesterami i kontrastem. Od razu lepiej…

Probuje cos knuc z projektami, ksiazka, zdjeciami, albumem. Ale nie ma kompa na razie z dobrym dostepem ani sieci porzadnej. Nic tylko pracowac.

 

Opublikowano americana | Otagowano ,

Przystanek Alaska vs. South Park i Beavis and Butthead

I w moim przypadku Przystanek Alaska przegrywa sromotnie. Bardziej tu czuc atmosfere South Parku a mentalnosc co niektorych pacjentow jest niebezpiecznie bliska BB.

Moj szef w hotelu – to kucharz, tez czarny jak Chef w SP. Analogie bede zbieral i opisywal. Jest smiechawo. Dzis wieczorem po raz pierwszy tam pracuje.

Aha – ja i Maras zostalismy Wujkami Samo Zlo i czasem musimy opiekowac sie Julka.

Jest zimno, sniegowo. I nie mam juz dolara w kieszeni. Ale jakos zyje.

Opublikowano americana | Otagowano ,

Jak zostalem basista zespolu Cheese

Nie przypuszczalem nigdy w zyciu ze zostane basista w rokendrolowym zespole. Ale tak wyszlo. Mike gra w bandzie na bebnach rzekl ze potrzebuja basisty. Ja w zyciu nie dotknalem tego instrumentu, ale co tam. NO wiec zwalilem sie dzis na probe.

Mike, ja, koles o wygladzie anorektyka z dlugimi blond wlosami i jeszcze jeden z ruda broda. Onanisci solowkarze. Zespol nazywa sie Cheese (ser po polsku jakby ktos nie kumal)i gra wyjatkowo podla muzyke. Rock, niby ciezki ale nudny, kolesie wywijaja pseudo solowki i wcale sie im nie dziwie ze nikt z nich nie chcial byc basista. Zostalem wiec ja. Smiac mi sie chcialo wlasciwie na poczatku tylko troche, ale potem juz nie moglem wytrzymac. Na lodowce zdjecia BonJovi, White Snake, def lepard i mnostwo tego typu gowna. Potem sie zjawil wokalista. Koles z trwala koloru platyny, wasiki, kolczyki, umalowane oczka, rajtuzy i kowbojki i jakis kretynski tszert.
Oj, jestescie jeszcze nie gotowi? oh. oh… – rzekl i wyszedl obracajac sie na piecie.
Wtedy stracilem zludzenia. Ten boyzbend z gory skazany jest na porazke. A ja stracilem szanse aby zostac gwiazda rocka. Przeciez Sid Vicious gdy gral w Sex Pistols to udawal ze potrafi cokolwiek zrobic na gitarze basowej. A ja gram calkiem spoko – oporcz tego ze nie trzymam rytmu. Ale oni tez nie trzymaja.

Pogralismy dwie godziny. chyba odejde z zespolu – jakos do nich nie pasuje…

PS.
Od poniedzialku praca w KFC Taco Bell (wieczorem a z rana jako pomywacz w hotelu). W koncu zaczalem robic kariere i wystartowalem w wyscigu szczurkow… ;)

 

Opublikowano americana | Otagowano ,

COLORADO!

Ostatnia noc w NYC i jeszcze jedna impra. Ale juz musialem stamtad zmykac. Wizja gor Skalistych i lepienia buritos zacmila mi zmysly. 3 srodki transportu: greyhound (140$), amtrak(260$) i samolot(roznie). Wiec dzwonie po agencjach. Z samolotem jest ciezko jak chcesz kupic bilet w biurze podrozy. Tam mi Concita krzyknela 450$ i to musialbym czekac pare dni. No ale od czego mamy Internet?

Zanurzam sie w otchlani polaczen sieciowych i znajduje. 180$ plus podatek do Denver. Telefon – bo moja karta kredytowa juz od jakiegos czasu nie dziala, a przez siec jakbym chcial kupic to musze miec karte – i dzownie do biura ATA. Siur, siur, blablabla i po 10 minutach mam rezerwacje. Bilety sa tak tanie – bo caly zamysl tych linii lotniczych to korzystanie sprzedaz biletow tylko przez fon lub net, nie podawanie zarcia w samolocie, brak pierwszej klasy i tym samym wiecej ludzi sie w samolocie miesci w drugiej klasie.

Plecak, metro, zolta, fioletowa i pomaranczowa linia a potem jeszcze autobus i jestem na La Guardia. Odlot. Chicago. Denver.

Maras dorwal od Ani samochod i juz na mnie czekal. wlasciwie to male ryzyko jak sie nie ma prawka – ale w druga strone to juz ja prowadzilem.

Snieg, mroz, pusta autostrada, na przeleczy taki snieg i lod ze pare razy w ladny poslizg wpadlismy naszym subaru, ale kontrolowanie. Po drodze jeszcze stacja benzynowa i cos do zarcia. Wydaje ostatnie dolce. W kieszeni zostaje mi 2$…

O 3 rano dotarlem z Marasem do Fraser kolo Winter Parku w Gorach Skalistych. Mieszkam u Ani, Majka i ich coreczki jednorocznej Julki :))

Nowa sytuacja wiec zaczynam sie przystosowywac. Bedzie ciekawie to juz wiem. Male miasteczko cosd w stylu tego co w przystanku Alaska. Podobni ludzie, wszyscy sie znaja, kazdy jednemu obrabia dupe, a w tle majestatyczne i poszarpane szczyty gorskie az do 4300 mnpm.

 

Opublikowano americana | Otagowano ,

Stamford, Connecticut

Metrem. Kuflowozem. Pociagiem.
Stamford

Wpadam do starych znajomych. Osa, Siwy, Aga, Marzena nie moze sie spotkac bo ma mala coreczke. Dzwoni tez Pokryw – jezdzi na trackach po stanach.

Eh… browce, „browce”, gadki przy starej pizzy, TV, pierdou pierdou o robocie, pracy na budowie, malowaniu mieszkan, starych ludziach z LO, podworka czy podstawowki. Osa wozi mnie swoim nowym-starym buickiem za 200$, wielkosci czolgu „Patrz kurwa jaki mam woz, stary”. Osa sie bujal. Po Europie. Paryzach i Londynach. Siwy swiruje az milo ;). Aga wyglada pieknie, rzesko i mlodo. Ma mustanga i bawi dzieci.

A co sie z toba dzialo? A co teraz robisz? A pamietasz tego..ehh… ?

Co sie stalo z nasza klasa? Heh. pewnie kazdy zadaje sobie te pytanie, przynajmniej raz na .. kwartal? niewazne – wazne ze zywot sie kreci – zadzwonic trza czasem, napisac maila, pamietac o ludziach. Pamietac. Chyba ze nie ma kogo pamietac. Lub sie nie chce.

Potem objad na greenpoincie. Blowdynki kelnerki, swiergotajace urocza i soczysta polszczyzna, dresiarstwo jak w Warszawie i po dwa zywce na leb, ktorymi popijamy befsztyk. Wieczor w ukrainskiej dyskotece gdzie radzieckie disko rozwala mi mozg. Uciekam. Porannym pociagiem pelnym LUDZI PRACY. To taki pociag jak z Lodzi do Warszawy. Szelesci New York Times. POciag zakloca dzwieki produkowane przez SIORBACZY KAWY…

Wysiadam na Grand Station. Poranne, zimowe, porazajace slonce.

Zjazd z miasta. Jade w gory. Gdzie snieg, snowboard i smazenie kurczakow/zwijanie buritos. Zycie jest piekne :)))) heh…

PS.
bart_aga

osa_bart

stamford

osa

osa_siwy

Opublikowano americana | Otagowano

Brooklyn Ride

Dwa rowery. Ale nie gorale dwa. Brooklyn. Okolo 50 zlamanych przepisow ruchu drogowego.

Williamsburg. Zydowo – tak to tu niepoltycznie nazywaja. Cofam sie 100 lat. Tajm maszin. Kolesie z pejsami. Tony smeci na ziemi (nikt nie sprzata?). Setki kobiet z wozkami. Zapiete pod szyja plaszczyki w stylu pozne lata 40te, wczesne 50te. Dzieciaki sie im czesto gesto rodza chyba. Poza tym jak twierdza ortodoksyjni Zydzi – miejsce kobiety jest w domu i przy dzieciach. Dzisiaj takie zdanie uslyszalem w TV – dwoch kolesi zasuwalo z takimi rzeczami. Szkoda gadac. Naprawde.

Ale fajnie sie tam czulem – jakos inaczej. Jak nie w wielkim miescie. Tylko w jakiejs Lodzi czy Warszawie w latach 30tych.

Jedziemy dalej. Zimno. Twarzy nie czuje i ledwo mowie. W koncu wiezdzamy na Brooklyn Bridge. Magiczne miejsce. Zatopione w zimowym slncu. Zasuwam i robie zdjecia rownoczesnie. Bum. Gleba. Sznorowka wkreca sie w tryby a ja z trybow wyskakuje. Aparat o glebe. Cyfrak. Wypada z niego nowa bateria – wczoraj kupilem – spada z mostu. I juz jej nie odzyskam. Aprat nie dziala. I chyba nie bedzie juz NOWYCH ZDJEC. W najblizszym czasie. Kurwa sie nie smuce. Tamtem naprawie, moze kupie nowy. Ale szlag mnie czasem trafia.

Wieczor. Siedzimy w 4ke. Maras, ja, Piotrek, Giza. Rozmowy. Jakies zdjecia robimy. Wesola atmosfera. Ale tak czy owak zmywam sie z NYC.

A tak w ogole – Happy Valentines?

rzeszofskakrzywonosygreenpntmaras2drakulporeczmrasavmaras_justa

Opublikowano americana | Otagowano , ,

kolejne dni, greenpoint i miasto

Ostatnie dni bujalem sie po ulicach. Manhattan – pomiedzy 14sta a 42ga, Greenpoint, Brooklyn. Wczesniej usiedlismy z Marasem i wysmazylismy paredziesiat slicznych CV czy resume w dwoch jezykach. Nie ma nic bardziej chorego niz wymyslanie co to dac do CV, a co nie dac. Bajery, sciemnianie, zdjecie w gornym rogu, email i telefon. Ladne akapity, wszystko przejrzyste aby tylko zaskoczyc/zadziwic/zainteresowac przyszlego pracodawce. No wiec walimy. Pizdzi za przeproszeniem, pomimo slonca. Moze minus 5 stopni, bo do tego wiatr dmucha. Zapodajemy metrem, na nogach, wertujac Nowy Dziennik i ogloszenia. NIc ciekawego. Malarze, murarze, filmowe twarze, kobiety, opiekunki, mlode dziewczyny, dogwalkerzy. Dzwonisz. Nieaktualne. Nic to probujemy dalej. Wszedzie na Greenpoincie gdzie szyldy mecza oczy POLSKA KIELBASA i WEDLINAMI, zbieraja CV bez zmruzenia oka. Znajduje prace. Pizzeria. Joe – Italiano – potrzerbuje kolesia do kuchni. Oczywiscie jestem najlepszych kucharzem na swiecie. Koles bierze CV.Wzrok szybko przebiega po kartce:
graduationprofessional
experiencefreelance
photographerandjournalisteditor
andgraphicdesignerfor
PolishEnglishSpanishGerman

i stop

06.1999 – 10.1999: work for KFC Taco Bell and McDonald’s, Winter Park, Co

06.1998 – 09.1998: work for the Beaver Run Resort conference and hotel center, Breckenridge, Co

Aaa widze ze pracowales w McDonaldzie. Spoko przyjdz jutro. Mam dla ciebie prace. 6,5$ godzine.

No tak nie obchodzilo go ze tu ja magister (hm..) i inne tam – wazne ze umiem trzymac jedzenie w czysosci i jak oblugiwac grilla.

Drugi dzien. To samo. W koncu dajemy se spokoj. Telefon do Colorado. Jest praca. Potem odzywa sie Osa (stary kumpel z Klodzka) i jest jeszcze jedna. Nie w NYC. Ale gdzie indziej. Oblowie sie, zarobie, spotkam sie ze starymi przyjaciolmi i bedzie powrot.

Chyba znow uderzam w droge. Kierwa wloczykij ze mnie. Dlubie jeszcze ostanie rzeczy w sieci. Przygotowuje portfolio. Strony. Nowe rzeczy. Jest dobrze;)

manhattan_br brooklyn_br4 brooklyn_br3 wtc1 manhattan_br2 bikers2 bikers1 williamsburg1 brooklyn_br1 broolyn_br2 na_rowerze into_the_sun IMG_3707

Opublikowano americana | Otagowano , ,