Miesięczne archiwum: listopad 2001

CARTAGENA

Spac w nocy nie dalo sie prawie wcale. Tzn. dalo sie – bo bylem zmeczony na maksiora i gdyby nie to – nie zmruzylbym oka wcale. Impreza na ulicy – kolumbiance chyba spac nie moga – bo posilkuja sie kawa (znakomita, tania i mocna), ktora serwowana jest dzien caly i ciemna noca. Poza tym pewnie biora koke – ktora jest prawie za darmo. Wszystko doprawione alkoholem, muzyka, goracym klimatem i sen masz z glowy.

Rankiem zmienilem pokoj. Na prywatny i drozszy o 1500 peso (dormitorium 6500). Czyli 3$ za prywat z TV i ogromnym wiatrakiem i 3 lozkami. Musialem sie przeniesc z drugim kolesiem z dormitorium (normalnie placilbym pelna sume)- Robin, Szwed z paszportem kanadyjskim i czeska mama. Spoko koles – okazalo sie ze zna tych samych ludzi co ja, z Montanity.

Miasto. Dzien. Zwariowalem. Od tych okraglych tyleczkow ciemnych laseczek zmiksowanych przez niesamowitego DJ zwanego ZYCIE. Od zapachow. Od slonca. Nieba niebieskiego. Intensywnosc, zar, muzyka, puls. Cartegena. Kolombia. MAGIA.

Ludzie zyja wrecz na ulicy. Widzisz co sie dzieje w domu. Siedza na podlodze, na fotelach, lozkach. Ogladam ich przez otwarte na osciez okna, pluca budynkow probuja zlapac troche tlenu dla domownikow. Kolorowe budynki. Czerwien, blekit, ceglasta pomarancz. Troche jak w Wenecji. Poza tym morze i KARAIBY. Tuz, tuz. 3 metry lub rzut mokrym beretem.

Robie zdjecia. Rozmawiam z ludziskami. Stara spiewka Barta – jest sudentem fotografii i robi zdjecia na strone internetowym o TWOIM miescie. Lykaja jak pelikany a ja mam zdjecia. Cyfrowe, celuloidowe i te w glowie, w pamieci. Obrazy.

Hostal Casa Vienna. Swietne miejsce. Internet za dolca. Wszystko dziala na LINUXIE. W miare szybko, darmowa kawa i spoko atmosfera. Poza tym kuchnia na tarasie (choc zbedna jak dla mnie – bo knajpy za 70 centow serwuja pelny posilek wegetarianski – zupa, drugie i napitka).

Dzis liznalem tylko klimat. drugi dzien w Kolumbii. I z tego co widze – wspanialy to KRAJ.

Wieczor. Zapach z dymiacych co 5 metrow grillow, tlum ludzi i temperatura przywodza mi na mysl znow Marakesz. sie cofam myslami…

Z pare dni tu ostane. Wracam do lozka – czytac przewodnik i planowac co dalej….

Opublikowano americana | Otagowano

KOLUMBIA!!!

Nie przypusczalem ze bedzie tak goraco. Generalnie czulem sie jak w pieprzonej reklamie szamponu do wlosow – ta sama fryzura, inne warunki atmosferyczne, inne miasto.

Quito – wiosna, soczyscie i radosnie.
Bogota – jesien, ciezki deszcz, 16 c.
Cartagena – upal, 40 st.c., zapachy, kolory, muzyka.

Wiatrak pracuje bez przerwy. Casa Vienna – 2,5 $ za dormitorium. Jest jakos inaczej. Kompletnie inaczej.

W samolocie bylem niezywy. Efekt ostatnich dwoch dni i upojnych nocy do 7 rano, aby potem wcale nie polozyc sie spac.

Quito – nie chcieli mnie wpuscic do pieprzonego samolotu. Bo nie mam biletu wylotowego z LOCOMBII… nie mam, oczywiscie ze nie mam. Laska bardzo starala sie sprzedac mi bilet na trasie BOGOTA – NYC. Smiechu warte, idz pani w chuj z takim zartem. Coz – 15 minut pokazywalem im bilety, paszport zapelniony w 75% (czemu nie robia paszportow 100 kartkowych??), wizy, pieczatki, papierki, tlumaczylem – z obolaym jezorem, nie wymawiajac RRRRR oczywiscie. W koncu. Nareszcie.

Potem spalem, probowalem zjesc kurczaka w samolocie – ale sie poddalem. Kraj z gory. Zielono i pieknie. Kraina Marqueza. 100 lat samotnosci. Na razie to ja mam 150 dni samotnosci…

Wieczor. Moze pojde cos zjesc. Z radia mecza nowy cienki jak kiszka z woda (zadna niespodzianka) przeboj Brintey. Ale ale, chwile potem SHAKIRA z przebojem Suerte, co za szczescie prosze panstwa…. 20 tydzien na pierwszym miejscu w Kolumbii… Shakira to wlasnie z Kolumbii jest. Ale popularna wszedzie. Cala Latino America nie moze wyjsc z podziwu.

Dotarlem na kraniec kontynentu. Po 5 miesiacach. Ale to jeszcze nie koniec.

To bedzie najgoretszy grudzien w moim zyciu.

 

Opublikowano americana | Otagowano

JESTEM MASOCHISTA…

Boli przez chwile. Winston byl bezlitosny. 5 minut i gotowe. Body piercing. Kawalek zelastwa w moim jezyku. Potem Marina i podobne cos w nosie. W okolo cala banda. Bija brawo Winstowi tuz po zabiegu, ja w tym czasie plucze usta woda z soda oczyszczona.

Czemu ludzie to robia? Wlasciwie nie wiem. Z ciekawosci? Na pewno… bo sa masochistami? tez…. bo chca byc oryginalni? czemu nie…

Ostatni dzien w Ekwadorze. Nie moge jesc przez 3 dni. Jutro Cartagena. Mowie teraz jak czlowiek ktory RRRRRRRRR nie wymawia… cos , jakas odmiana…

PS.
Michael gracias por sacar las fotos , hombre ! :)))

centro_del_mundo1

d_nina

d

fbi_busca

fuckin_gringos1

gazetta

italiano1

josephina

koles_z_kleksa

marina1

matt_bart

michael1

michael2

mongolian

piercing_sm

piercing1

piercing2

piercing3

piercing4

piercing5

piercing6

piercing7

piercing8

piercing9

pucybut

shoes

usa_vs_izrael

zamysleni

Opublikowano americana | Otagowano

COS WIELKIEGO

Piatek. Wieczor. Ile tych piatkow juz bylo?

Wlasciwie nie za wiele. Ostatnie dni w Ekwadorze. Moim BABILONEM Kolumbia – maksymalnie na 30 nastepnych dni. Eksodus. Karaiby, plaza, ponoc wspaniali ludzi i tym samym kobiety. Tak slyszalem, tak mi ludzie mowili i ptaki na nielicznych drzewach w Quito wycwierkaly.

W El Centro del Mundo – w samym centrum swiata – poleje sie alkohol. Lotem ptaka wiesc sie po okolicy rozniosla. 15 litro Cuba Libre. Fidel i Che w swoim zyciu tyle nie wypili zapewne. Choc Castro ma jeszcze szanse.

No wiec do dziela.

W Papaya.NET polecial OASIS. Dawno nie slyszalem tych skurczybykow.

Muzyka.

Zasluchuje sie ostatnio w Manu Negra – od Italiancow przegralem. No i genialny koncert Manu Chao w mediolanskim radio. Aha… no i niespodzianka. Bedur i Magdala beda zainteresowani niechybnie. Klezmer Band z Amsterdamu. Dziwnym zbiegiem okolicznosci widzialem tych kolesi z Bedurem podczas naszego TRIPU do Amsterdamu w 99. Nie za wiele pamietam, bez bicia sie przyznaje. Siedzielismy w Vondel Parku, gdy okolesie zaczeli zasuwac genialna klezmerska muze. W tym samym mniej wiecej czasie Italiance rowniez zabawiali w zielonym miescie. No i dostali kasete od tego bandu. Mam i ja. Na MD.

***

W niedziele SPIS LUDNOSCI w Ekwadorze. WIec bede odciety od swiata. Wszystko zamkniete. Brak ludzi na ulicach. Bede ogladal TV i czytal ksiazke…

***

Wzrasta liczba osob czytajacych i ogladajacych moje wypociny…

Wspolczucie ;))

***

Malysz znow skacze. As Pan skoczyl….

***

W Polsce zbliza sie zima

***

W Ekwadorze wiosna. 25 stopni. Deszczowe dni.

***

Zaczeli sprzedawac koszulki z Osama

***

Na swiecie atmosfera przesaczona ANTRAXEM i jakaniem Busza. Inaczej w Ameryce Poludniowej. Tu jak zwykle FUTBOL w modzie. I nieustajaca impreza.

***

Nowy wiek sie juz naprawde zaczal. Moze mam jeszcze z 50 lat zycia. Jak dobrze pojdzie.

***

 

Opublikowano americana | Otagowano

DOSTALEM WIZE

Z rana, po 3 godzinach spania, zapodalem kawe, zadzownilem do ambasady Kolumbii, przyjechal Michael (koles z Niemiec, z ktorym sie codziennie imprezowalo w Montanicie).

Mam wize, plany sie w miare wyklarowaly i zamiast zapodawac autobusem przez zajete przez rebeliantow tereny, wale samolotem do Bogoty lub od razu na Karaiby. Potem skok do Nikaraguy, Hondurasu, Belize, Gwatemali, Meksyku.

Takie plany, pewnie sie zmienia, jak znam zycie.

Znam?

Chyba nie. Wczoraj rozmowa z dziewczyna ze Stanow na wozku inwalidzkim. Wybryk z czasow mlodosci, 90 mil na godzine, pijani przyjaciele, Hawaje, swietowanie zakonczenia szkoly…

7 lat na wozku. Teraz podrozuje przez Ameryke Poludniowa. Bo jest trundo. Nigdy nie czula sie szczesliwsza w swoim zyciu. Nie wiem sam, na jej miejscu trzeba byly by byc, odpukac…

Dziwna rozmowa, o 3 rano, i jeszcze pijany Andy z Chicago, ktory uciekl ze stanow na Kostaryke (prawo go scigalo i chyba nadal sciga). Teraz bedzie uczyl angielskiego przez rok w Quito. Rozmowa o bolu, wypadkach samochodowych, cierpienu. Nie moglem spac w nocy za bardzo. I slonce tak ladnie z rana przygrzewa…

Opublikowano americana | Otagowano

Tattoo sesja.

Bzzz… bzzz… bzzz…

Kolumbijka o imieniu Erika płakała jak bóbr. Generalnie nie dlatego, że Winston właśnie dziarał jej kończynę – czarne kontury róży i czarny barwnik zmieszany z krwią. Erika była prawie czarna, kiedyś pokręcone włosy, teraz były proste jak u Mongoła – robota fryzjera. Nie wiem, ile właściwie miała lat, a podkrążone oczy i łzy cieknące po policzku raczej jej nie odmładzały. Jak jej 4-letnia córeczka kręcąca się tam i owdzie. Ból, jaki sprawiał jej Winston, wcale nie był powodem do płaczu – powodem był jej były mąż i ojciec dziewczynki. Nachodził ją i chciał odebrać dziecko.

Była to dziwna sesja tatuażu. Wcześniej z Winstonem przez 3 godziny szukaliśmy wzoru. W sieci. Dołączył Carlos i Tanya z Włoch. Freelancerzy – fotografowie. Tanya jest także filmowcem, robi jakieś pokręcone filmy w Mediolanie. Bardzo fajni ludzie. No może oprócz tego, że sobie nos za często pudrują. Potem jedzonko za dolara, piwko. Hotel Green Turtle. Winston przygotował materiały do dziarania, przyszła Erika, a my pstrykaliśmy foty, słuchając bootlegu Manu Chao z Mediolanu i Manu Negry.

Wieczór. Tina i Matt wrócili. 15 litrów darmowego alko – i jedna z tych głupich pijackich gier. Ten, co przegrywa, pije. Tina, nauczycielka z Bronxu, przegrała sromotnie i poszła się wyrzygać, za przeproszeniem, do baños – więc Matt pozostał bez kobiety na całą noc. Cóż, NOBAR czekał z utęsknieniem – więc cała ekipa, a nawet więcej, upojeni ponczem, poszła się zlajdakować.

Wczoraj spotkałem kolesiów z Niemiec. Ich autobus w Kolumbii zaatakowali rebelianci, i zostały im tylko paszporty z całego dobytku…

Co dalej? Bilet do Wenezueli kosztuje tyle samo, co na Kubę i Jamajkę. Czekam wciąż na wizę. Wciąż szukam taniego rozwiązania. Gdzie święta i Nowy Rok? To się okaże. Stay tuned

Opublikowano americana | Otagowano , ,

QUITO FOTO

Czasem lapy opadaja… Ruszylem wrzucic fotki na serwer. Nic trudnego. Szybko znalazlem miejsce gdzie maja CDROM i USB. Prosze bardzo. Zapodajemy. Plyta z instalka do Canona w glownym kompie , ja lacze sie przez siec lokalna, aby zainstalowac ustrojstwo. Nie dziala. Klik, klik. Nic z tego. Ide do kolesia, a ten z glupim usmiechem na twarzy wyjmuje resztki mojej plyty CD (oryginalna Canon). Zlamala sie – rzekl. Kurwa mac. Zlamala sie, jak to sie zlamala, widze cos takiego po raz pierwszy w moim zyciu. Coz – wychodze, bezsilny. Co teraz? Kupuje czysta plyte cdr i szukam miejsca gdzie moglbym zainstalowac USBdriver do Canona i program do sciagania fotek z aparatu. W koncu. Jest. Wszystko zabralo mi 5 godzin…

tattoo_big

hotdogi2

hotdogi

street

ekipa1

party1

bart1

carlos_bart1

nina

wtb

tattoo3

dzienjakdzien

dzienjakdzien3

erica

mariona

dzienjakdzien2

tanya3

tanya1

tattoo2

tattoo1

tattoo4

sesja_sm

Opublikowano americana | Otagowano

Rozmowy

Stare miasto. Quito. Ladnie, kamieniczki, troche zniszczonych budynkow. Tlocznie na glownym placu. Bo to niedziela. Skacowany tlum dostojnie lezy gdzie pobadnie, siedzi, milczy, patrzy czerwonymi od przepicia oczyma. Tloczny market, bulka z serem i figa, odswietna i skacowana atmosfera.

Rozmowa. Wieczor. Centrum swiata. pokoj z dwoma pietrowymi lozkami. Ja, Nicos i trzech kokainstow z Londynu. Working class heroes. Kierowca, stolarz, budowlaniec. Sluchaja dziwnej konwersacji. Nico jest z Grecji. Mieszka w NYC i robi to samo co ja prawie. Tylko ze na video. Mini DV kamera, dziennik, a tematem jest Ameryka Poludniowa a historia srodkow halucynogennych. Kreci film, cyfrowo, czarnobialo i kolorowo. Bedzie to duza rzecz. Totalne porozumienie i inspiracja. Moj zeszyt wypelnia sie pomyslami.

Przenosimy sie w inne miejsce. Rozmowa wciaz w toku. Dolacza koles z Izreala – byly (lub wciaz) hacker, nalogowy komputerowiec, zajebiscie zdolny koles. 10 miesiecy nie tknal juz kompa. Mowi ze spedzal przy nim 24/7. Maile zamierza opebrac po raz pierwszy w swoje urodziny za dwa tygonie. Robil straszna kase, firma wyciskala ostatnie soki z jego mlodego mozgu. Zna hasla, bramki, kody – wciaz moglby zrobic wiele syfu w SWIATOWYM INTERNECIE. Wyobrazacie sobie ze system ICQ wywala sie w ciagu minuty?

Rozmawiamy o przyszlosci. Sieci, ludzkosci, swiecie i o tym jak to wszytsko sie zmieni. Cyber revolution przed nami. Pojecie dobra i zla juz dawno zniknelo. Istnieje w ksiazkach. teorii. Mamy mniejsze zlo i dobro. Smutne to, co?

Opublikowano americana | Otagowano

spokoj

Chyba jestem spokojny. raczej na pewno tak. Rozmowy, ludzie, zdarzenia. Wlasciwie nie dzieje sie nic – czekam na odezwe Ambasady Locombii. Czytam newsy. Planuje trase. Nic co mogloby kogokolwiek zainteresowac. Nic.

Quito i nowe miasto – wszystko juz wczesniej widzialem, nie zaskakuje, jest moze przyjemne, ale NO SUPRISES.

Spac sie w hotelu nie da. Wczoraj impreza w NO BARZE do 8 rano… TZn. gdzie w jego okolicach ;)

Dzis telewizor, gadki po hiszpansku, picie wody mineralnej i odwiedziny w RESTAURACJI MONGOLSKIEJ – genialna sprawa :) Gazy zabily wspollokatorow….

Przyjechal Matt (koles z Montanity), w nocy z NYC przyleciala jego laska (bardzo ladna mala chinka)… Sniadanie w Papaya Net (salatka owocowa) i walimy na miasto… stare miasto… pstryk pstryk… wiec ciesze sie juz – bo dawno nie pstrykalem (3 dni).

 

Opublikowano americana | Otagowano

El Centro del Mundo

Wstac, wstac. Wczesnie. Marzenie scietej glowy. Bart, chlopie obudz sie w koncu. Tak to jest jak sie oglada film Almodovara do 2 rano.

Przeprowadzilem sie do El Centro del Mundo. Fajne miejsce, a dzis impreza i 50 litrow alko za darmo. Spotkalem starego przyjaciela z Montanity – Winstona. Dostal wlasnie role w ekwadorskiej operze mydlanej, gra Indianina – bo kogo innego moglby zagrac? Sklepem surfingowym zajmuje sie obecnie jego brat Oscar. Chwile potem przylazl niedoszly trup – Sebstian z Quebecu – ktory zadarl w Montanicie z miejscowymi rzezimieszkami – pocieli mu facjate „tulipanem”. Po calym Ekwadorze chodzili pogloski ze kolo jest martwy, stracil wzrok lub zmysly. Zadne z dwoch pierwszych, ale pewnikiem trzecie. Ma teraz calkiem spora szrame na czole ale chyba czuje sie niezle.

Ambasada Kolumbii, a raczej konsulat. Mila pani w srednim wieku kazala mi spreparowac pokazny pilk dokumentow. Xero x2: kazda strona paszportu, bilet lotniczy (czy Swiss Air jeszcze istnieje?), karty platnicze oraz napisac list motywacyjny po hiszpansku dlaczego to ja chcialbym pojechac do Kolumbii (no wlasnie ? dlaczego?). Uwinalem sie w pol godziny, zlozylem tone papierow i dowiedzialem sie, ze dowiadywac sie moge w srode. Czyli mam minimum 6 dni w Quito.
Kombinuje jak tu powiekszyc fundusze, bo na koncie nie za wesolo. Wlasnie sie przed chwila dowiedzialem ze Banco de Pacifico owalil mnie ze 150 dolcow. Poszedlem do bankomatu w Banos pare dni temu. 50$ – nic z tego, transakcja niemozliwa, 50$ po raz drugi – to samo, 50$ po raz trzeci – prosze sprobowac potem. No i poszedlem sobie. Dzis sprawdzam konto, a tu sie okazuje ze 3 krotna operacja zostala dokonana… rece opadaja….

mercado3_big

matt2

whosthedog

dziad

miasto1

mercado4

mmt

zarcie

angole

chicas

mercado3

mercado1

mercado2

bart_hotel

stare_miasto7

stare_miasto8

tina_matt

rysownik

stare_miasto5

stare_miasto6

tujem

stare_miasto9

mm1

bus_statiojn

bart_hotel2

stare_miasto2

stare_miasto1

stare_miasto4

dog_sm

matt1

bart_wigger

Opublikowano americana | Otagowano