Miesięczne archiwum: lipiec 2011

Arles

Opublikowano on the road, sven on the road, travel | Otagowano

Sven Eurotrip 2011

Opublikowano on the road, sven on the road, travel | Otagowano

Francja

wSven odzyskał siły. Paru magików z warsztatu VW w Klagenfurcie dorwało się do flaków campera poprawiając robotę polskich „chirurgów” z dupy. Okazało się, że rura pomiędzy turbiną a silnikiem była przykręcona tylko z jednej strony co spowodowało rozlew oleju po całym silniku. Tym samym tajemnica słabej kondycji Svena na podjazdach została rozwiązana. Znikły stęki, stuki i pierdnięcia. Sven po pół godzinie pobił swój życiowy rekord prędkości na autostradzie – 112 km/h!

Jak najszybciej chcemy przeskoczyć przez Włochy – byliśmy w tej okolicy zupełnie niedawno – więc dusimy z auta tyle ile się da. Chaos italiańskich autostrad poraża – nie lubie tu jeździć – kierowcy są dość pierdolnięci – nie wrzucają kierunkowskazów, czasem jadą zupelnie środkiem pomiędzy dwoma pasami, dłubią w nosie, czytają gazety prowadząc alfa romeo, fiaty punto i inne wynalazki po autostradzie.

Trzeba się zatrzymać. Śpimy na parkingu przy jeziorze Garda, aby rano znów wskoczyć na autostradę. Wydajemy nienormalną kasę na ropę i telepassy – Sven pijakiem wielkim nie jest  – 10-11 litrów diesla na 100 zassysa ale i tak przy cenie 1,5 euro to bardzo boli.

Okolice Genui tragiczne. Industrial, serpentyny, ciężarówki, deszcz i tempo. Około 13 przekraczamy granice z Francją. Omijamy szerokim łukiem tonące w deszczu „lazurowe wybrzeże”. I znów do góry przez okolicę Castellane, gdzie znajdujemy nocleg…. (więcej potem  – idziemy do kanionu:)

Opublikowano common life |

Sven on the road… again… almost….

Sven on the road 2011 zaczął się dość pechowo…. ale po kolei.

Piątek

30 kilometrów za Kłodzkiem w stronę granicy czeskiej wypadek. „Śmiertelny” przekazuje mi facet w białym vw golfie stojącym przede mną od 20 minut w kolejce samochodów gdzieś pomiędzy Domaszkowem a Wilkanowem. Nie czekam. Nawracam niezdarnego kampera na wąskiej dziurawej drodze i jadę do pierwszego drogowskazu. Wilkanow 3 km. Nawijam po jeszcze węższej drodze, zgarniając dachem gałezie tunelu drzew. Jadę na pamięć, GPS tu nie pomoże. W końcu wyjeżdżam na drogę do Międzylesia. Zupełnie zapomniałem o tej okolicy. Zapomniałem i wygląda na to że inni też o niej zapomnieli lata temu. Opuszczone domy, zamknięte sklepy GS, zarośnięty PGR i przystanki autobusowe na których autobusy z Bystrzycy do Międzygórza zatrzymują się raz dziennie.

Sven jest po generalnym remoncie. Nie oczadza czarnym złem  z rury wydechowej lewego tylniego koła, wycieraczki działają a nowe czeskie głośniki wygrywają album Blur „13” – przypadkowa płyta z połamaną okładką. Dobrze się jedzie, choć pada niemiłosiernie. Od tygodnia pada…

Z mozołem wbijam się na pierwsze wzniesienia, a potem górka za Kralikami, porażająco nudne „wioski bez ludzi” wzdłuż drogi numer 11 i dojeżdżam do autostrady przy Mohelnicach. Olomouc, Hranice i bliska sercu i płucu Horni Becva…

Znów góry, ze Svenem gorzej. 30 km/h na konsoli, żólwim tempem pokonuję kolejne kilometry. To nie płaska Estonia czy Finlandia. Przeskakuję do Słowacji – tutaj zaufałem GPS  – zmęczony, ogłuszony dźwiękami silnika i radia na ful, omyłkowo zamiast do Ziliny skręcam na Povazską Bystricę. Reflektuję po 20 kilosach i trzeba zawracać na Martin. I tu najgorsze serpentyny. Noc. Chciałbym już być u Siski w domu na Kralikach…

Sobota

Ciężko wstać. 400 kilometrów i 8 godzin telepawki. Ale musimy się pakować i zakupy zrobić.

Baumax, Tesco, Nay.

Nie many jednak drive’s. Zmęczenie wychodzi. Dużo emocjonalnie się działo. A ostatnie miesiące tysiące kilometrów zrobionych pomiędzy Polską, Słowacją, Czechami, Austrią.

Niedziela

Późny wyjazd z Kralików. Sven w miarę jedzie. Zvolen, Nitra i autostrada na południe.

W Bratysławie wieje, wicher świszczy betonowo w zaukach osiedla gdzie mieszka siostra Siski.

W nocy dojeżdżamy do Wiednia.

Poniedziałek

Od rana załatwianie, ogarnianie, wysyłanie, przenoszenie.

Wiedeń poniedziałkowo wyczilowany. Na dzielnicy niewiele się dzieje. Zamkneli kolejny sklep.

o 12 Już w drodze. Słabo idzie. Nie ma jak rozmawiać bo głośno w kabinie. Jedziemy na południe – na GPS wbiłem Arles. Choć po 20 kilometrach wkęciła mi się Albania i Rumunia  – po pewnej chwili wróciliśmy do uprzednio wymyślonego planu. Planu którego za bardzo nie mamy – jedynie mgliste zarysy.

Im dalej w Alpy tym Sven ma coraz gorszą kondycję. Rzęźi, piszczy, miauczy, furka i turkocze. Wyprzedzają nas wielkie ciężarówki i autobusy. Z górki idzie lepiej, nadrabiamy (rekord 104 km/h)  choć kakofonia dźwięków zupełnie przeszkadza w kulturalnej rozmowie nowożeńców. Siska głośno się zastanawia czy w Austrii nie ma oddolnego limitu prędkości na autostradach.

W pewnym momencie z dobrze znanego nam chaosu dźwięków wybija się jeden piskliwy okraszony efektami świetlnymi reprezentowanymi przed czerwoną ikonkę brakującego oleju. Rasthof. Wygląda na to, że coś jest nie tak. Na samochodach znamy się na tyle, że nimi jeździmy – a rok temu w Skandynawii przez 5 tyg i 8000 km nie mieliśmy żadnych technicznych problemów. Po jakimś czasie skręcamy na wioskę gdzie ogarniamy serwis samochodowy. Okazuję się że wycieka nam olej jak szalony i prawie zatarł się silnik.

No tak, Sven ma 25 lat. Jeszcze dwa i znamienne „27”.

Mechanik radzi dolać wszystko co mamy, zjechać na camping niedaleko and jeziorem i czekać do rana  – w miasteczku jest większy warsztat  – tam może pomogą.

Camping jest super. Nad jeziorem, cicho, prąd, prysznic, woda i czill.

Poniedziałki są zawsze nagorsze.

Opublikowano on the road, sven on the road, travel | Otagowano

the smallest polish-slovak wedding ever…

…we’ r not big fans of wedding photos so we decided not to do them…this way I’ d like to thank to all strenuous photographers of our wedding…..it was small, it was intensive, it was long and we enjoyed it ….

Opublikowano common life |

Publikacja w „Pani”

 

Opublikowano editorial, work | Otagowano

rainy days

Już zaraz ruszamy w drogę. Gdzie? Nie wiemy. Ważne, że jedziemy.

Nie mam kiedy przebrac, zeskanować, wybrać, popracować na zdjęciami i rzeczami na bloga. Takie dni…

Dużo się działo ale o tym wkótce…

Siska says something as well.

Opublikowano common life |

my girl on the desert

 

Opublikowano common life, small trips, travel | Otagowano

Janina Ochojska – VIVA!

Na przełomie kwietnia i maja byłem w Sudanie Południowym z panią Janką Ochojską. Do poczytania i oglądania na papierze w magazynie VIVA! (numer 14/2011).

In late April and early May, I was in South Sudan with Janka Ochojska – polish humanitarian activist, founder of the Polish Humanitarian Action. 

 

vielen Dank Leicastore.pl

Opublikowano editorial, work | Otagowano

Roman Paszke – VIVA!

Pewnego burzliwego tygodnia, to było w kwietniu, na południu Turcji, miałem zaszczyt spotkać się z wielkim żeglarzem Romanem Paszke. Niestety – nie było sztormu, kataramanów i szalonych przygód na otwartym oceanie. Tym razem Pan Roman odpoczywał – szykując się do samotnej wyprawy dookoła świata. Do poczytania i oglądania na papierze w najnowszym numerze VIVY!

One „stormy” week, it was in April, south of Turkey, I had the honor to meet with Roman Paszke  – the great polish sailor. Unfortunately – there was no storm, no huge catamaran yacht and crazy adventures on the open ocean. This time, Mr. Roman rested – getting ready for solo trip around the world.

vielen Dank Leicastore.pl

Opublikowano editorial, work | Otagowano