Francja

wSven odzyskał siły. Paru magików z warsztatu VW w Klagenfurcie dorwało się do flaków campera poprawiając robotę polskich „chirurgów” z dupy. Okazało się, że rura pomiędzy turbiną a silnikiem była przykręcona tylko z jednej strony co spowodowało rozlew oleju po całym silniku. Tym samym tajemnica słabej kondycji Svena na podjazdach została rozwiązana. Znikły stęki, stuki i pierdnięcia. Sven po pół godzinie pobił swój życiowy rekord prędkości na autostradzie – 112 km/h!

Jak najszybciej chcemy przeskoczyć przez Włochy – byliśmy w tej okolicy zupełnie niedawno – więc dusimy z auta tyle ile się da. Chaos italiańskich autostrad poraża – nie lubie tu jeździć – kierowcy są dość pierdolnięci – nie wrzucają kierunkowskazów, czasem jadą zupelnie środkiem pomiędzy dwoma pasami, dłubią w nosie, czytają gazety prowadząc alfa romeo, fiaty punto i inne wynalazki po autostradzie.

Trzeba się zatrzymać. Śpimy na parkingu przy jeziorze Garda, aby rano znów wskoczyć na autostradę. Wydajemy nienormalną kasę na ropę i telepassy – Sven pijakiem wielkim nie jest  – 10-11 litrów diesla na 100 zassysa ale i tak przy cenie 1,5 euro to bardzo boli.

Okolice Genui tragiczne. Industrial, serpentyny, ciężarówki, deszcz i tempo. Około 13 przekraczamy granice z Francją. Omijamy szerokim łukiem tonące w deszczu „lazurowe wybrzeże”. I znów do góry przez okolicę Castellane, gdzie znajdujemy nocleg…. (więcej potem  – idziemy do kanionu:)

Ten wpis został opublikowany w kategorii common life. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.