Miesięczne archiwum: październik 2002

prorok poszkodowany

czy widzi kto? zdjęcie po prawej stronie? PIEPRZENI CYKLISCI?

tak. zrobilem to dla zartu, jeno ze wszyscy wszystko zwalaja na cyklistów (komunistów, masonów i ?ydow oczywiscie te?).

jak prorocza to by?a wizja mogłem się dzi? przekona?.

pó?nym popo?udniem w końcu wyrwa?em się z obj?? Warszawy. 2 godzinne lawirowanie mokrymi ulicami, pe?nymi ludzi w metalowych maszynach o zaci?tych twarzach. widz? moje podkr??one oczy w lusterku, czerwone światło trwa w niesko?czono??.

wyje?dzam w ko?cu. janki, mcdnolands, wioz? na pace qchenk? gazow? dla ciotki (gaz w domu zlikwidowa?em wiec na ch. mi qchenka). ?elastwo wydaje z siebie dźwięki, stuka, i chrbocze, radia nie mam (ukradli).

Gdzie? po drodze trup. JU? nie pami?tam w jakim miejscu, na którym kilometrze. Babka najecha?a pacjenta maluchem. P?acz, człowiek z w?sem i d?insowej kurtce le?y w ka?uzy krwi na środku w?skiej drogi.

W końcu wjezdzam w góry. 40 km do K?odzka, do domu. Slisko, deszczowo. Pusto. W pewnym momencie zje?dzaj?c z góry, serpentyn? widze cie? kole? rowerem na środku drogi. Zje?dzam na bok, hamuj? ale za pó?no. Pieprzone lodowisko. CZuj? się jak pijana, gruba i niezgrabna tancerka figurowa na lodzie. Jeszcze odbijam i bokem wpadam na band?. Gdybym jecha? szybciej, i uderzy?bym centralnie, to chyba do teraz by mnie nie znale?li na dole wzniesienia, w ciemn? noc, po?ród drzew. Udaje mi sie wyprowadzi? samochod na mój pas. Ca?y bok rozjebany. Powoli ruszam. I jako? dojezdzam do domu.

Ja to pierdole. Malo co a przywioz? bym w?asnego trupa na ?wi?to trupów.

 

Opublikowano common life | Otagowano

z dzisiejszej sesji

dzieki Karolina :)

Opublikowano common life | Otagowano

pstrong men

mam łapy jak statystyczna polka, wychodząca z zakupami z oszołoma czy
innego hajpermarketu

jestem napakowany jak strong man z tvn, zawsze było mi szkoda tych gości
co targają odrzutowce, worki z cementem, rozpieprzaja sobie kolana,
kregosłupy, aby potem podpisywac cycki laseczkom, i skladac autografy
pryszczatym nastkom

3 tony, ja 1,5 , Pan Marek (remonciarz) drugie tyle. Był dylemat gdzie to
wywieżć własciwie. Bo takiej fury gruzu nie upchniesz w smietniku.
Wytrzasnalem wiec szofera. O 8:30 podjechał Ził. Spózniony godzine. O 12
był już załadowany. Taka przyjemnosc to 150 zeta (stargowalem z 200), bo
normalnie MPO liczy se 300 za jeden kontener (byly by ze 3).

Dobra dość tego. Spadam na festiwal filmowy. Wczoraj dwa dobre filmy „I am
Dina” i ” Szczek” (debiut Kasi Adamik, córki Agnieszki Holland).

A dzis „Edi”

Opublikowano common life | Otagowano

war photographer

„War Photographer” o Jimie Nachtweyu zwalił mnie z nóg. Dokument. Z punktu
widzenia reżsyera filmu i samego fotografa. Nachtway podczas zdjęc w
Kosowie, Dżarakcie, Palestynie ma zamocowaną do aparatu (canon eos1v i
eos3) mikrokamerę, tak więc widać jak pracuje. Powoli, zmienia czas,
mierzy swiatlo. Przemieszcza sie z miejsca na miejsce, dostojnie, bez
pospiechu. Wokoło latają kule, przez obiektywem kobieta z Kosowa opłakuje
swojego martwego syna ( w tym momencie czlowiek siedzacy kolo mnie w sali
kinowej nie wytrzymuje i wychodzi).

Po co robić takie zdjęcia? Cześć z nich wielu z was widziało pewnie na
World Press Photo. Są niesamowite. Lecz… ale ale…

Nachtwey usprawiedliwa swoja osobę. Ktoś mógblym powiedziec ze wzbgogaca
się kosztem ofiar wojen, biedy, głody, epidemi. Ale z drugiej strony widzę
dobrze, że dają mu na to przyzwolenie, czasem nawet bez słow pozwalają mu
być razem z nimi. W chwilach tak intymnych. Nie wiem jak on to robi. Nie
wiem jak on się z nimi dogaduje. Co innego robić zdjęcia obcym ludziom,
podczas pokoju, podczas ich normalnych codziennych zajęć. Co innego w tak
ekstremalnych sytuacjach.

Film daje do myślenia. A ja jeszcze bardziej nakręcam się na fotografię.
Coś mnie utwierdziło, że powinnienem iśc dalej. Nie nie, nie mówie tu o
fotografii wojennej, skądże, po prostu dalej…

Opublikowano common life | Otagowano

Kumacie?

Zrobiłem 4 slideshows na festiwal Kawy i Herbaty, potem obchód po blogach
(zacząłem znów to robić, ot co)

Słucham płyty IMPALA, afrykasnkie rytmy + miły bit. Przeglądam liste mp3 –
10 giga kawałków, 1300 pozycji. Miotam się. Bo sam nie wiem czy cedeki
płyty tasmy i tego typu nośniki można wrzucić do lamusa? Czy tylko MP3?

Pewnie kiedyś tak. Ale płyta analog czy dobrze wydany Cd ma swoj klimat,
ma okładke, niezły design, w środku teksty i zdięcia, a z drugiej strony
ulega degradacji, rysuje się, można komuś niechcąco pożyczyć, komuś
nie-temu-właśnie. Chyba jednak jak miałbym kasę wciąż kupowałbym płyty,
ale na pewno ripowałbym je w kompa.

Możliwośc robienia playlist, randomizacja, robienie składanek, wypalanie
je jako prezent (maras się na tym kuma, robi najlepsze składaki w tej
częsci planety)

nie o tym miało być …

Gnuśnieje, czekam na moment gdy się stąd wyrwę. Jeszcze nie czas. Trzeba
coś zrobić, zakonczyc pare rzeczy.

„Panie Bart (aha.. są tacy co myślą ze Bart Pogoda to pseudo artystyczne –
skądże kufa) czy martwi się Pan tym, że przyklejono panu etykietkę
podróżnika-fotografa”

„Hm,, er,,, tak martwie się tym, bo właściwie, mogłoby się okazać ze
czekają mnie w życiu wakacje raz na rok, 10 dni, plus świeta i sylwester,
bo może już nigdy nigdzie nie wyjade i zostane grubasem patrzącym sie w
TV, gdzie jezcze jeden idiota bedzie starał się coś mi wmówić”

Fikcja, a może prawda. Przestałem nawet cokolwiek planować. Nie kupuję
przewodników nie chodzę po stronach poświeconym podróżom, szlag mnie
trafia jak ktoś jest TAm a ja TU. Nie mogę już. Muszę ładować baterie.
Wciąż się uspokajam, że jeszcze nadejdzie ten czas, i to szybko. Ajt,
pierdole, nie mam zamiaru robić kariery w imię sam nie wiem czego. WIem
wiem praca, praca, kasa kasa, rodzina którą kiedyś zaloże musi się jakoś
utrzymać, trzeba zaspokoić ambicje, nawet nie swoje, ….

Wciąż o tym mówie, rozmawiając z niektórymi. Zycie to balans, kurde
balans, jak spacer na linie pomiędzy wieżami Petronas Tower w Kuala
Lumpur, nie możesz się gibnąc w żadną stronę. Nie możesz popełnić zadnego
błedu. Jesteś tam wysoko. nawet nie 30cm nad chodnikiem. jeszcze wyżej.
Rzeczy które się dzieją, ludzie zdarzenia powodują, że fruwasz, jedziesz
jka w torze bobslejowym, z którego nie wypadniesz. Nie potrzebujesz pudru
w nos, kreski, sztucznego spida co zabija. Potrzebujesz SOMY, narkotyku co
nie uzależnia, którego nie ma a jest, tylko trzeba go zobaczyć, wziąć i
odpowiednio użyć. Jesteś w połowie drogi, (no powiedzmy w 1/3 dorgi w moim
wypadku) na linie po miedzy tymi wieżowcami, Czasem po jednej stronie
poprzeczki dzieki której utrzmujesz równowagę siada pieprzony ptaszek,
powodujący przechył, walcz z nim, nie utzrymasz równowagi, spadniesz. Nie
z tych 30cm tylko z 500m. Ponoć straszny jest dźwięk ciała uderzającego o
betonowy grunt.

Kumacie?

Opublikowano common life | Otagowano