Miesięczne archiwum: listopad 2004

na północy noc

Byłem dzisiaj w szpitalu. Nie lubię tego miejsca. Smierdzi śmiercią i dopiero tam pojawia się niejasne, skażone jesiennym błotem światełko – najlepiej byłoby nie chorować, nie miewać przykrych schorzeń, żyć długo i zdrowo, a potem umrzeć. Raz a dobrze. Zanim znalazłem swój oddział – jeździłem windami, wąchałem lizol, kupiłem hallsy w aptece i podziwiałem tych wszystkich ludzi w białych, kompletnie nietwarzyowych uniformach, którzy muszą tam przychodzić do pracy, dzień w dzień. W końcu znalazłem swoją poczekalnię i czekałem, niegrzecznie nadstawiając ucha – dochodziły mnie strzępki zdań, rozmów telefonicznych, zamknąłem oczy. A może nawet zasnąłem na chwilę.

Znów badania, USG i krzywa uwaga pielęgniarki: „ależ tu ubiera się obuwie ochronne”. Przeraża mnie sam fakt mojej nieznajomości obyczajów szpitalnych. W szpitalu byłem raz, jak miałem 3 latka (mieszkając u dziadków na wsi, walczyłem z baranem na śmierć i życie – zostałem znokautowany, może nie w pierwszej czy drugiej rundzie, ale już potem straciłem przytomność – tryumf tryka był krótki – zabił go mój tata i wieśniacki skurwiel skończył na stole, a ja wciąż chodzę po tej tragicznej planecie – ze szramą z tyłu głowy i lekkim pierdolcem). Późniejsze wizyty były sporadyczne i słabo je pamiętam, w każdym razie nie wracałem tam jako pacjent.

Na dniach znów nim będę. Na szczęście to tylko mały zabieg.

Poprzestawiane w głowie wszystko. Do góry nogami. Samochód zamienił się w śmietnik. Mieszkanie w burdel. Mózg się zlasował. Uszy zarosły włosami. Na wschodzie rewolucja, na zachodzie dewaluacja wartości, na północy noc, na południu też nie za dobrze. Wszystko jednak jest jak najbardziej odwracalne.

Opublikowano common life | Otagowano , ,

przez okienko na plac teatralny

Opublikowano common life | Otagowano

cdq pogodno

Miałem siedzieć w domu. Właściwie nawet tam tkwiłem przez moment – dopiero co wróciłem z miasta – przebita opona w samochodzie, rewia na lodzie, dziki tłum w tramwaju, sesja, której nie było, w pewnym teatrze, 2 aspiryny i 2 pigułki antigrippe dawno rozpuszczone w żołądku.

Dzwoni Bedur – koncert Pogodno – jedziemy więc – było przednio – dawno przestałem już chodzić na koncerty – jeszcze tak niedawno potrafiłem wbić się w pociąg i jechać za granicę, tudzież do innego miasta naszego pięknego kraju, aby zobaczyć kapelkę na żywo – te czasy poszły w niepamięć – będąc w Polsce, zauważam u siebie cechy niepoprawnego mieszczucha – przedkładającego swój komfort ponad…

Ale już za miesiąc z okładem, jeszcze w tym roku, znajdę się na subkontynencie indyjskim. Bilet zakupiony. Teraz goni mnie tylko i wyłącznie czas…

Nie nudzę już. Bo strasznie nudzę ostatnio. Jak zapewne niektórzy z tych, co tu zaglądają, zauważyli – nie mam nic do powiedzenia ani do pokazywania – wiąże się to z paroma rzeczami – trzeba będzie zaktualizować swoje podejście do spraw. Nie będzie już tak samo. Nie będzie tak, jak jeszcze 2-3 lata temu.

Chciałbym. Marzę. Myślę. Jestem.

Opublikowano common life | Otagowano ,

d i g i t a l i f e . n e t

digitalife.net zaczyna od?ywa? – b?dzie wi?cej filmów – oczywiscie wszystkie kompletnie nieprawdziwe i ca?kiem bezsensu wi?c odradzam ogl?danie
 Zach Brown Authentic Jersey

Otagowano

wypad do kłodzka

dzis rano jeszcze lazilem po k?odzku, za?atwiaj?c sprawy, urz?dy i inne. potem skok do wrocka i juz wawa.

dworzec, kebab, dwaczterdziesci tramwaj, zaci?te twarze i nieub?aganie zblizajaca się zima

sprawy nabieraja coraz wiekszych obrotow

 

Opublikowano common life | Otagowano

juri + von Reden + martwa ptica

Opublikowano common life | Otagowano

warszawa taka jaka jest taka jest

Sąd Rejonowy / Śródmieście – moloch – setki rozpraw – z trudem znajduję pokoik na drugim piętrze. Myślałem, że to już dawno przeterminowana sprawa, no ale widać swój finał miała dopiero mieć dziś, 9 listopada 2004. Oskarżony przyznał się od razu, nie trzeba było nawet przesłuchiwać świadków (mnie i dwóch innych typów, którzy tak naprawdę sami nie mieli pojęcia, czemu tu są). Ja też ich nie widziałem w czasie zdarzenia – bo przecież świadkami zajścia byli całkiem inni bohaterowie. Mniejsza z tym.

Jechałem przez miasto. W deszczu zawsze jest najgorzej – wszyscy nadal naciskają na pedał gazu, jakby wciąż było słoneczne suche lato. Czasem się boję. Jestem w sieci. Miasto niknie mi w oczach. Jest coraz mniejsze. Coraz bardziej mokre i tak bardzo znajome pomimo swojej nieprzystępności. Taki czas.

Playlist: Sidney Polak, The Strokes, Franz Ferdinand, Mos Def.

Opublikowano common life | Otagowano ,

gszypowy slajdszou

 

Opublikowano common life | Otagowano

w ogrodzie

 

Opublikowano common life | Otagowano

klinika

Opublikowano common life | Otagowano