Miesięczne archiwum: lipiec 2001

MATE

Ulice Paragwaju i polnocnej Argentyny wygladaja jak siedlisko opiumistow. Wszyscy chodza z kubeczkami z wystajaca metalowa rurka. To MATE. Pija ja wszedzie. Zaparzaja, posypuja zielona podobna do herbaty zasypka, ssa, podlewaja goraca woda z termosu, ktory trzymaja w drugiej rece. Nie jedza, nie spia, nie kopuluja. Pija MATE. Non stop. Sa uzaleznieni. I brak mate w sklepach spowodowalby kolejna wojne domowa. Pytam Caroliny co by zrobila gdyby zabraklo. Milczala przez chwile. W koncu wydusila ze nie wie, bo nie myslala o tym. Hm… wydaje mi sie, ze po tym pytaniu beda dreczyly ja mokre sny.

Mate to napoj odziedziczony po Guarani. Ponoc zawiera witaminy A,C,E,b1,b2 i tysiace innych piaracych mozg substancji. Czytam ulotke propagujaca MATE. Wg. niej mate oczyszcza krew, poprawia funkcjonowanie organizmu, wplywa na wyglad wlosow, kontroluje apetyt (taa… ceny sa wysokie, wiec nic nie jedza tylko cpaja), dziala stymulujaco, nie daje spac, pozwala pracowac bez wytchnienia (narzedzie w rekach obrzydliwych kapitalistow), jest substytutem kawy. Pewnie tez zwalcza impotencje i wydluza czlona.

Pytam Caroline: Ty, a co zrobisz jak gdzies wyjedziesz, na miesiac dajmy na to ?

Milczy. I po chwili z radoscia oznajmia: RESERVA:) Taaa.. 5 kilo mate w plecaku.

Kierwa, pranie mozgu dokonane.

Mate sprzedaje sie w worach (jak cukier, czy sol) po 0,80 peso. Wystarcza na tydzien. 52 kilogramowe torby rocznie statystycznie na mieszkanca. Bo pija wszyscy. Niemowolaki nawet. Smakuje jak zielona herbata. A latem zamiast wody uzywaja zimych sokow. Z mate oczywiscie… zyc nie umierac.

Oto przepis jak zrobic mate:
– wsypac mate z torby do 3/4 kubka
– zalac goraca woda do konca (bedac na ulicy , uzyc termosu)
– odczekac
– siorbac, az liscie wyschna
– dolac wody
– siorbac
– i tak dalej, potem wsypac nowa.

W telewizji Natalia Oreiro (dla nieswiadomych – bardzo popularny serial na Polsracie – Zbuntowany Aniol, czy cos w tym rodzaju, znam taka jedna, co nie moze bez tego zyc,)). Ona tez siorbie Mate. Dlatego jest taka ponetna.

W telewizji Bon Jovi. Tapirowane wlosy, rajtuzy, spiewa I’m cowboy. Jakis blady. Widac ze nie pije mate. Biedak.

Mate dla wszystkich, opium dla mas.

bart_mate

 

Opublikowano americana | Otagowano ,

CORRIENTES ARGENTYNA

Koles o twarzy Zapasiewicza ostro gestykulowal, klepia w ramie siedzacego na platikowym krzesle Metysa-Rasiste
– Widzisz, widzisz – nie tylko u nas jest kryzys, wszedzie, wszedzie – zapial tryumfalnie.

Od pol godziny rozmawialem z dwoma kolesiami w barze kolo przystanku autobusowego – czekalem na transport do Posadas w Argentynie. Musialem sie mocno skupic, aby zrozumiec ich dialekt (hiszpanski zmieszany z Guarani). Metys-faszysta byl faszysta, rasista i czyms tam jeszcze. Aha, byl jeszcze wlascicielem baru, w ktorym wlasnie spijalem kawe.
– Te czarnuchy zaleja caly swiat – zawyrokowal Metys. Nie wiem o co mu wlasciwie chodzilo – nie widzialem zadnego Afro-Paragwajczyka jeszcze (staram sie byc poprawny politycznie).

Potem potoczyla sie gadka na temat sytuacji politycznej i ekonomicznej w Polsce. Lech Walesa – tego typa znali jednynie.

Eres komunista? – zapytal Metys-faszysta grozne spogladajac.

Cale szczescie wkrotce nadjechal autobus do Posadas. Wbito mi wize na 30 dni i po chwili znalazlem sie w centrum (jakis kolo mnie podrzucil).

Mila niespodzianka w banku. Pomimo ze VISA nie dzialala (dopiero od 1 nastepnego miesiaca), ale Maestro moglem wykorzystywac do woli.

Na dworcy zadzwonilem do Caroliny. Polka z pochodzenia. Poznalem ja kiedys na ICQ, szukala swoich polskich korzeni.

Dojechalem do Corrientes. Na dworcu czekala na mnie brygada. Zapakowalismy sie do Cytryny – starego francuskiego zloma z zepsutymi drzwiami. Carolina i jej dwie przyjaciolki. Potem mialem okazje zobaczyc argentynskie karakoe.

Panie i panowie! Mamy tu goscia z Polski. – ryknal wodzirej zrobiony na modle Jerzego Stuhra. Czarne wlosy streczaly mu spod koszuli roztegowanej do pepka.

Rozlegly sie brawa. Machnalem im reka i pokazalem swoja nieogolana facjate. Na szczescie nmie zmusili mnie do spiewania rzewnych piesni o milosci po hiszpansku. Publika byla bardzo powazna i traktowali spiewanie z smiertelna powaga. Po prostu spiewali prosto z dupty i serca. Wrazenie wywarla na mnie laska, ktora wraz z zespolem zaspiewala: Don`t cry for me Argentina. Poruszajace. Mialem wrazenie ze tlum zacznie ryczec, roniac krokodyle lzy…

Potem byly kregle. Zarcie. No i stracilem troche peso (1 peso = 1 dolar).
Na szczescie mam dach nad glowa i internet za friko. Zycie jest piekne czasem, nieprawdaz?

Uff…. Jutro jade do boskiego Buenos.


Chc? jeszcze raz pojecha? do Europy
Lub jeszcze dalej – do Buenos Aires
Wi?cej się można nauczy? podró?uj?c
Podró?owa?, podró?owa? jest bosko

– Kora, Maanam
cor1

cor2

cor3

cor4

cor5

cor6

 

Opublikowano americana | Otagowano

ZYCIE W DRODZE

Dzis chyba znow piate. Przestalem liczyc dni. Wiem tylko, ze od 1 kazdego miesiaca mam nowa sume pieniedzy do wydania (mam limit na karcie = 3000 zeta). Mam nadzieje ze dolar nie pojdzie za bardzo w gore, bo rozliczam sie w zlotowkach.

Zimno – 5 stopni, ale slonce swieci. Jest juz wieczor. Piwko Dorada jest dobrze schlodzone, przed chwila wypilem tez jogurt kokosowy ( polecila mi go wierna czytelniczka – Alicja – ktora byla tu rok temu, dzieki :)))

Mam duzo pisania. Rozmyslania. Mysli wrecz rozpierdalaja czaszke. Duzo pisze, pewnie niedlugo stworze cos na ksztalt odrzutow z sesji nagraniowej bartpogoda.net…
Zaplanowalem trase na najblizszy miesiac. CNN.COM jak zwykle dostarczyl wiarygodne (?) info na temat pogody. Coz, zimno bedzie. Trasa: Corrientes – Buenos Aires – Mendoza – Andy (jakas wiocha w argentynie, osrodek narciarski) – Santiago de Chile – Atacama – Boliwia. Nic dodac.

Pokoje hotelowe. Tanie pokoje hotelowe. Pod kazda szerokoscia geograficzna sa podobne. Te w krajach cieplejszych wrecz identyczne.

Szafa, szafka, lozko. Im tanszy pokoj, tym wieksze prawdopodobienstwo ze nie bedzie toalety i prysznica. Tzn. bedzie, ale na korytarzu. Nieczystosci, brud osaczaja cialo, centymetr po centymetrze – trza sie sprysznicowac. Wspolne prysznice dla wszystich gosci to wspaniala wylegrania grzybow. Bynajmniej nie halucynogennych. W szafie sa koce, ale zawsze uzywam swojego spiwora. Niczym w wieziennej celi na scianach jakas nieporadna reka wydrapala nieodszyfrowywalne mysli. U sufitu – niczym szczatki samolotu ktory przebil sie przez dach hotelu – wiatrak. Wlaczajac go zawsze mysleo mojej scietej glowie toczacej sie po brudnej podlodze. Na szczescie na dzien dzisiejszy upalow brak wiec chlodzic sie nie ma po co.

Czasem pokoj ma niewidzialnych na pozor lokatorow. Ale gdy zapomna oni o swojej wrodzonej niesmialosci, wytkna swoje dlugie wasy, szeleszczac, skrobiac pancerzykami przyjada sie przywitac. Potem bzyczac zjawia sie krwiopijcy i roznosiciele prezentow (np. malarii). Zatopia rurki w ciele ofiary. MacDonald (Bartek Pogoda – jego krew sily ci doda – zdaja sie brzmiec reklamy dla komarow).

A gdy lac sie chce noca, trza sie ubrac (zwyklem spac bez odzienia), wyjsc na niemy i ciemny korytarz, odszukac kibel i zalatwic sie. Gorzej gdy toaleta znajduje sie dwa pietra nizej lub wyzej, badz w ogole jej nie ma. Wtedy pozostaja 3 mozliwosci: zsiakac sie w loze, do butelki lub przez okno.

Ale czego wymagac od hotelu za 3-4$? Kiedys to nawet o hotelu nie bylo mowy. 6-7 lat temu autostop. Z Adomasem, Bedurem, badz tez Konarem, ktory nie bawem zostanie tatusiem. Spalo sie wszedzie – dworce, stacje benzynowe, lawki w parku, plaze, domki na placach zabaw dla dzieci, bramy, krzaki. Przechodzilo sie przez ogrodzenia campingow, aby na dziko rozbic tropik (tropik – nie namiot, kije sluzyly jako maszty). Czasem nie spalo sie w ogole. Autostop, jazda na gape w pociagach, robienie w konia konduktorow i teksty w stylu: ukradli nam pieniadze, mysje; zgubilem paszport; a co to znaczy ticket?; szatan zabral mi mozg i dusze. Ukrywanie sie w toaletach i czasem nonszalanckie zaleganie pod nimi – czekajac na nadejscie konduktora. Bagietki, woda mineralana, mleko, kabanosy zabrane z domu i 50 snikersow od Marty K., ktora byla wtedy przedstawicielem handlowym jakiejs duzej firmy spozywczej. Zazdrosnie i nienawistnie spogladalismy na zabojadow w restauracjach Paryza – dziobali jedzonko, popijali wode Perrier (5 dolcow za mala butelke), a resztki jedzenia ktore zostawiali – mogly by wyzywic 5 takich autostopowiczow.

Tak wygladalo podrozowanie po Europie w latach 1995-1997. Budzet byl znikomy. Kazdego centa zal bylo. Masochistyczne zwiedzanie miast z calym dobytkiem bo szkoda bylo kasy na przechowalnie dworcowa. A chcialo sie zobaczyc jak najwiecej: Niemcy, Belgia, Holandia, Francja, Anglia, Hiszpania, Wlochy, Austria – kazdy dzien inne miasto, inny dworzec, ludzie i dobroczyncy podwozacy cie 500km po niemieckiej autostradzie. Po takich wakacjach zwyklem dlugo odpoczywac.

The Times are changin – beczy Bob Dylan. Na studiach bylo juz inaczej. Azja, Balkany, potem praca w USA i Ameryka Centeralna. Apetyt wzrasta w miare jedzenia a mizna sie kiedys przejesc.

To przedostatni dzien w Paragwaju. Jutro do Argentyny. Temperatura spada…

 

Opublikowano americana | Otagowano

MISJA

Jak sie robi cafe con leche (kawe z mlekiem) na targowisku tuz przy dworcu autbusowym w Encarnacion?

Stara wiedzma, ktora musiala byl kiedys piekna, wlala mleko z dzbana do metalowego kubka. Stawia go na gazie. Druga kobiecina bierze kawe naturalna i wsypuje do drugiego kubka 3 male lyzeczki. Dodaje cukro, troche wody i zaczyna rozcierac specjalnym narzedziem. Zagotowane mleko wlewa do roztartej brazowej papki. I tak oto pijen sobie cafe con leche con kozuch (pamieta ktos korzuchy w przedszkolu?)

Dojezdzam do Trinidad (po hiszpansku to oznacza TROJCE chyba). Znajduja sie tu ruiny starej jezuickiej misji.

Jezuici stworzyli na terenie Ameryki Pld istne panstwo w panstwie. Ich misje lezaly na terenach Brazylii, Argentyny i Paragwaju. Bardzo blisko zyli z Indianami (Guarani). Uczyli sie ich jezykow, byli ich obroncami przed systemem kolonialnym i pewno ich niezle wykorzystywali. Wiecie, Hiszpanie sa be i fe a my jestesmy dobrze – a teraz moj chlopcze idz i nakop batatow w polu. Tym samym wkurzyli Portugalczykow i Hiszpan. Icha dzialalnosc zostala uznana za nielegalna i w 1759 musieli opuscic Brazylie a w 1767 kolonie hiszpanskie. Chyba tez o tym wlasnie opowiadal film MISJA z De Niro i Ironsem.

Bylem tam sam. Jak palec. Snulem sie pomiedzy ruinami. Oberwane glowy swietych. Zniszczone bramy. Teren jest ogromny i w dalszym ciagu prowadzone sa wykopaliska archeologiczne.

misja1

misja2

misja3

misja4

misja5

misja7

misja8

misja9

misja10

misja11

misja12

 

Opublikowano americana | Otagowano

HISZPANSKI i drugi dzien w PARAGWAJU

Powracam do nauki hiszpanskiego. Ostatnio wcale go nie uzywalem. Umarl we mnie, pamietam tylko podstawowe zwroty. Spokojnie moge sie tylko dogadac w podstawowych sprawach. Pozostal mi w glowie tylko bierny slownik – czytam i rozumiem, ale nie mowie za bardzo. Tak to jest jak sie nie uzywam jezyka na codzien…

Wyciagnalem z plecaka ksiazki – te ktore mi tak ciazyly – gramatyka, czasowniki, slownik.

Z pewna ulga przyjalem ze nie musze juz sie meczyc po portugalsku. Jakos hiszpanski bardziej mi pasi.

Jezeli ktos mysli ze sobie poradzi w Amercye Pld znajac tylko angielski to raczej jest w bledzie. W regionach turystycznych owszem jest uzywany – ale wszedzie indziej nie ma szans. Nawet mlodzi ludzie rzadko belkotaja po angielsku.

W Paragwaju jezykiem urzedowym jest hiszpanski – ale ponoc 75% mowi takze w Guarani. W stanie Chaco, gdzie mieszkaja Mennoici – mowi sie takze po niemiecku (hoch deutsch). Nawet indianie tam mieszkajacy uzywaja niemieckiego jako drugiego jezyka.

Eh… ta wieza BABEL.

Dzis zrobilo sie naprawde zimno. Wstalem i pani Oda (Japonka) poinformowala mnie ze moge sobie wziac jeszcze tanszy pokoj – za 15000 g. (4$). Oda jest (byla) pianistka – ogladam jej zdjecia malutkiej Ody grajacej na fortepianie na jakims festiwalu.

Pada deszcz, wiatr gwizdze, kawa z mlekiem i suche bulki. W barze. Czekajac na sniadanie przegladam ksiazki. Znow po japonsku. Jedna z nich ze zdjeciami. Jakis koles na piechote przeszedl z Tierra del Fuego (ziemia ognista) az do Panamy. A potem z San Francisco az do Waszyngtonu. A moze to bylo na odwrot? Japonskie ksiazki czyta sie od prawa do lewa chyba…

Zastanawiam sie nad dalsza trasa. Z tego co wiem w Argentynie zima stulecia. Poza tym jest drogo. Nie zabawie tam dluzej niz 1,5 – 2 tygodnie. Pojade najdalej do Buenos Aires a potem przez Andy do Santiago de Chile.

W Andach sezon narciarski w szczycie (wiem to od dziewczyn z Nowej Zelandii spotkanych gdzies po drodze). Cale szczescie ze wzialem dobre buty, polar i goretex. Trza bedzie jeszcze czape i rekawiczki kupic :)

py_chico

py_chico2

py_dworzec

py1

py2

py3

py4

 

Opublikowano americana | Otagowano

PARAGWAJ – ENCARNACION

Jestem slimakiem. Wolno sie poruszam po kontynecie. I jak slimak, zarzucilem swoj dom na plecy, pozegnalem sie z Wikingiem i ruszylem w dalsza droge.

Pozbylem sie wszelkich reali, zostawiajac sobie tylko 1 reala na autobus do granicy z Paragwajem. Blad. Po przejsciu mostu okazalo sie ze musze sie wracac do centrum – do konsulatu Paragwajskiego, aby uzyskac wize. Pot sie lal strumieniami, dom na plecach ciazyl, torba fotograficzna z przodu rowniez.

Biurokracja – jedno slowo. Urzedasy paragwajscy przez 3 godziny przybijali pieczatki i kserowali. Wypelnilem formularze, dalem dwa zdjecia, pobrali moje odciski palcow, skserowali paszport, bilet i jedna niewazna karte kredytowa (zabralem im ksero i wydarlem z kopii numery karty). W koncu dostalem wize na 10 dni.

Paragwaj – czuje sie tu bardziej Ameryke Poludniowa niz w Brazylii. W koncu mowia po hiszpansku, czuje sie wokolo totalne rozleniwienie, zapachy, brudne kible. Ale jest przyjemnie. Prawde mowiac nie za wiele wiedzialem o PAragwaju zanim tu dotralem. I nadal nie wiele wiem. Ale czytam. Wkrotce na lamach tej strony przyblize wszystkim abnegatom fakty o tym kraiku.

en1

en2

en3

en4

en5

en6

en7

en8

en9

jarzeniowa_hotel1

Przekroczylem most (po raz enty) i znalazlem sie w Ciudad del Este. Dostalem sie na dworzec autobusowy i zakupilem bilet do Encarnacion (20000 gujarani czyli 4,5$). TO calkiem spore miasto rzut beretem przez Parane do Posadas w Argentynie. Musze przez tydzien pozylowac po ostatnich ekscesach z policja i kupnie sprzetu do nurkowania (dla cyfraka).

5 godzin w autobusie (jedna kontrola policyjna) i jestem na miejscu. Po minucie mam pokoj w hotelu Germano (na przeciw dworca autobusowego). Za 5$. Ale skosno-oka wlascielka (smiala sie ze jej nazwisko jest jak moje tylko ze bez POG – brzmi ODA) powiedziala ze jutro moze bedzie taniej, bo pokoj ktory dostalem jest z lazienka.

Na stoliku lezy STary TEstament po hiszpanku. Przeczytam. W chwilach zwatpienia.

Opublikowano americana | Otagowano

CIUDAD del ESTE i ITUIPU

Ciudad del Este – miasto przemytnikow, szumowin, handlarzy i siedziba islamskich terrorystow majacych tu swoja baze (atakuja Zydow mieszkajacych w Argentynie).
Przelazimy przez most graniczny. Nikt nie sprawdza dokumentow, paszportow. Po 5 minutach jestesmy w Paragwaju. Oczom ukazuje sie ogromny bazar. Ogromne kolorowe reklamy znanych firm kontrastuja z wszedobylskim syfem, blotem, starymi gazetami. Maly szok -cenny elektroniki nizsze niz w Nowym Jorku i Azji. Wiking kupuje cyfraka – canon digital 110 za mozliwoscia nagrywania filmow – zajebista sprawa. A ja zakupuje wodoszczelne pudelko do nurkowania z moim cyfrakiem :))

Wchodzimy do ogromnego budynku. Internet za darmo. Platanina tysiecy kabli, podezspoly, 17 calowe monitory LCD. Ciezka kasa. Dziesiatki stanowisk oferuja miedzynarodowe rozmowy tel. przez internet…

ITUIPU – najwieksza na swiecie hydroelektrownia na swiecie. Koszt niebagatelny – 25 miliardow $ i niezla dewastacja przyrody. Zapora zostala zbudowana na Paranie, na granicy Brazylii i Paragwaju. Za friko przejezdzamy autbusem pod tama potem tunel znow do Paragwaju i wyjezdzamy na sama gore aby podziwiac okolice z wysokosci 220 metrow. Wszystko pieknie – tylko ze wolnostojaca woda sztucznego jeziora stala sie wspanialym miejscem legowym dla pewnego rodzaju komarow przenoszacego malarie.

Jutro opuszczam Iguacu. Jade do Paragwaju, kraju malego i rzadko przez turystow odwiedzanego – 280 km na poludnie w strone granicy argentynskiej – zamierzam zobaczyc ruiny 17sto wieczych misji Jezuickich.

Opublikowano americana | Otagowano ,

WODOSPADY IGUACU

Iguacu w jezyku Gurani oznacza WIELKA WODE. Odleglosc od Sao Paolo tez byla wielka. 14 godzin w autobusie. Pare slow o brazyliskich autobusach – sa wygodne, mnostwo miejsca na wyciagiecie nog, klimatyzacja. Za ten odcinek zaplacilem 77 reali (30$). Rozlozylem siedzienie, wsunalem sie w spiwor i spalem przez 12 godzin. Muzyka z MD saczyla sie nieprzerwanie – Radiohead, Cypress Hill, Gramatik z Kalibrem44 na jednej plycie i Pearl Jam TEN…

Wodospady Iguacu – tu nad rzeka Parana stykaja sie miasta 3 panstw: Foz do Iguacu w Brazylii, Puerto Iguazu w Argenynie i Ciudad del Este w Paragwaju.

Foz do Iguacu – jest ogrmomne (wielkosci Wroclawia) – 280 tys. mieszkancow. Mieszkam w Posada Evelina. Wlascicielka jest Polka z pochodzenia. Pani Ewelina ma okolo 60.Jej rodzice – jakas przedwojenna arystokracja – przyjechali do na miesiac miodowy w 1939 roku i zastala ich wojna. Wiec zostali.

Same wodospady powalaja oczywisce na kolana. Po stronie brazylijskiej mozna zobaczyc je w calej okazalosci. Za 8 reali przekraczam brame parku – stamtad autobus zabiera nas az nad same wodospady. W ciagu jednej sekundy rzeka Iguacu zamienia sie w mokre pieklo. Nie chcialbym sie przypadkiem poslizgnac i skonczyc jak paru innych ciekawskich turystow. Pomost widokowy wrzyna sie pod sama katarakte. Jestem kompletnie przemokniety i moje aparaty tez. Ale wyschna, no nie?

iguacu1

iguacu2

iguacu3

iguacu4

iguacu6wodospady

Wieczorem rozmawiam z Jeanem. Koles urodzil sie na ukrainie, 52 lata temu. W wieku lat 5 znalazl sie w Belgii. Przyjechal do Brazylii po kocha futbol. Jego syn gra w jakims belgijskim klubie a bliskim przyjacielem jest Wlodzimierz Lubanski. Teraz podrozuje z grupka 8 osob w wieku 25-32. Dziwi sie im. Jezdza, sa samotni, pracuja za duzo. Jean od 30 lat jest zonaty i ma trojke dzieci. Martwi sie ze obecnie pokolenie mlodych jest za bardzo zajete aby zalozyc rodzine. Nie ma czasu na milosc.

Wybor nalezy do ciebie. Ale zawsze jest jakies wyjsce. W co nie watpie i naprawde wierze. Kompromisy – z nich sklada sie zycie…

Pare slow o moim wspoltowarzyszu podrozy. Wiking – Aasmund Nesse z Norwegii. Ma 20 lat. Pol roku temu zdradzila go dziewczyna. Rzucil prace w przetworni lososia i wyjechal. Tak po prostu. Jest roztargnionym i rozpieprzonym muzykiem. Napisal juz z 50 piosenek. Razem tez pare nagralismy na minidisca. Za jakis czas ujrza swiatlo dzienne. Jak juz wspomnialem pracowal w przetworni lososia. Jak sie okresla jest masowym morderca – zabil kilkaset tysiecy ton lososia :) Nie bede pisal co oni tam z tymi rybami robili. Jeden tytul jako podpowiedz: KOMPLEKS PORTNOYA.

 

Opublikowano americana | Otagowano ,

SAO PAOLO 2

2 dni w tropikalnym Gotham City lub jak kto woli Nowym Jorku Polkuli Poludniowej. Jakkolwiek by je nie nazwac – robi niezle wrazenie. Zle czy dobre – nie istotne. Nie mozna pozostac obojetnym. Latwo sie zgubic, w miare spokojnie poruszac mozna sie tylko metrem. Wszystko wydaje sie podobne, brak punktow orientacyjnych, czasem zalamka przychodzi nie wiadomo skad. Betonowa dzungla. Gigantyczne, na pozor opustoszale wiezowce w centrum miasta roja sie od niechcianych mieszkancow. Nowe, 30 pietrowe wiezowce stoja poza centrum, w bogatszych dzielnicach.

sp3

sp4

sp2

Do jednego z takich budynkow trafilem wraz z Wikingiem. Olivia zaprosila nas do swojego domu. Objuczeni plecakami zapakowalismy sie do windy. Jeszcze w garazu spostrzeglem zaparkowane 2 ferrafi i porszaka. Ladne klocki.

sp7

sp6

Prysznic, jedzonko, pokoj z widokiem na SP. Olivia pokazuje swoje zdjecia. Ma oko dziewczyna, nie powiem. Witamy sie z ojcem i mamusia. Nie mowia po angielsku – wiec mamrotamy pare grzecznosciowych wzrotow po portugalsku. Zapach naszych brudnych skarpetek jeszcze dlugo unosil sie w przedpokoju.

Na drugi dzien ladujemy sie do centrum. Autobus, 12 stacji metra i jestesmy na miejscu. Olivia pojechala do pracy, wiec jestesmy zdani na nasza nieznajomosc miasta. Przebijam sie przez tlum. Ludzie sprzedaja fatalaszki, plyty, gotowana kukurydze i setki innych rzeczy doslownie wszedzie. Wloczymy sie bez celu – dla samej sztuki. Siedzimy i obserwujemy b-boysow (breakdance), skateboardzistwow, ulicznych tatuazystow i wszedobylskie kurwy. Czas wracac do domu w koncu. Gubimy sie parokrotnie ale w koncu docieramy do dzielnicy milionerow.

Wieczor w kinie. Olivia, jej brat i przyjaciele. I my.

Brat i imieniu Hugo. Jest niezlym freakiem. Studiuje sztuke. Spod czerwonej bejsbolowej czapki stercza czarne niesforne klaki. Prezentuje nam swoje zakrecone zdjecie (nie wiem co na nich wlasciwie jest- ale pooodobba mi sie ;). Potem pokazuje wszystkie swoje tatuaze. Troche to trwa, wiec Olivia ma czas na mejkap w kibelku.

hugo1

hugo_carol

sp1

Zaka (od Izaaaka?) i Carol to jej przyjaciele. Zaka ma dready i czerwone oczy swinki morskiej. Maly jest swiat – Wiking spotkal wczesniej Zake w samolocie z Peru do Brazylii :)) Carol to dziewczyna Zaki. Jest artystka (co za niespodzianka….)

Film BROTHER – to rzecz o japonskiej mafii – yakuzie – w USA. Duzo trupow, obcinanych palcow i jedno Harakiri w japonskiej knajpie. Smakowity kasek. Pol filmu po japonsku a drugie po angielsku + napisy po portugalsku. Ale ogolnie da sie zrozumiec.

Po kinie mala imprezka z Brazylisjka ekipa w chacie Zaki. Piwko, ananasy, muza i inne lakocie.

Kolejny dzien do wloczega z Olivia po miescie. wieczorem mamy autobus do Foz do Iguacu (wodosapdy Iguacu), ale wpadamy na internet, do knajpy wegetarinskiej i na koncert.

Koncert – wegetarianskie punki (straight edge). Charakteryzuja sie tym ze nie pija, nie pala, nie cpaja, czasem nie oddychaja, biara udzial w akcjach przeciwko globalizacji, sa smiertelnymi wrogami MacDonalda (na koncercie sprzedawali koszulki z wizerunkiem klauna z Maca i napisem SERIAL KILLER). No i upust swojej agresji daja grajac maksymalnie hardkorowa muze.
Koncert byl denny, na wstep trza bylo przyniesc kilogram zarcia (przynioslem kilo ryzu) i wplacic 5 reali. Nie zaluje, ale czemu ich nie rozumiem, czemu wydaje mi sie ze to co robia nie ma sensu? kompletnie ….

olvia1

sp8

Zegnamy sie z Olivia. Wspaniala dziewczyna – ugoscila, nakarmila. I zyskala nowych przyjaciol…

 

Opublikowano americana | Otagowano ,

Historia sprzed 2 dni….

TRAFFIC – czyli tragedia w wydaniu brazyliski w 3 aktach.

PERSONY:
ona
pierwszy
drugi
policjant-swinia
policjant-amigo

SNIADANIE

Ona pierwsza zagadala. To bylo przy sniadaniu. Szynka, serek, swieze pieczywko. Kawa i soczek. Ladnie pokrojone owoce na talerzu. Muzyka klasyczna. Pierwszy nalal sobie kawy i usiadl przy stole. Drugi wlasnie napelnial talerz wszystkim co sie da. Pierwszy odpowiedzial na pytanie, ktore slyszal juz wielokrtonie:

– tak, to jest moj pierwszy raz w Brazylii, podrozuje od 2 tygodnii, potem jade do Argentyny, bardzo mi sie podoba, w ogole jest BOM i BONITO – wyrzucil z siebie hurtem, jakby spodziewajac sie reszty pytan i chcac przejsc do bardziej interesujacych tematow.

Pierwszy, drugi i ona umowili sie na potem. Ona ma samochod i wraca po poludniu do Sao Paolo. Dla 1 i 2 to niezla okazja i mozliwosc zaoszczedzenia kasy…

POPOLUDNIE

Pierwszy i drugi leza na basenie. Obiad juz pochloniety. Teraz jest slonce i chill out.

Pojawia sie ona. Otwiera bagaznik samochodu. Tylnie siedzenia zlozone. Malo miejsca na plecaki pomiedzy rowerem, koszyczkami, aparatem, 3 badylami trzciny cukrowej, malym plecakiem i setka innych dupereli. Pierwszy i drugi upychaja swoj ekwipunek jak sie da, robie przy okazji miejsce do siedzenia dla pierwszego.

Stacja benzynowa, bank, sklep. Ona opowiada. O sobie, zyciu, zainteresowaniach. Ma 20 lat, nie wie co ma robic w zyciu, chce pomagac ludziom, planecie, lasom deszczowym i chorej klaczy. Zapisala sie do Greenpeace, nosi nowe ale wygladajace na stare hipisowskie ubrania. Jest dosc ladna, ma piekne, duze brazowe oczy. Sympatyczna i pomocna. Opowiada o miesiacu spedzonym wsrod rybakow nad morzem. Mowi dobrze po angielsku i oczywiscie zamierza podrozowac – tak jak pierwszy i drugi. Sama nie wie gdzie jechac. Tajlandia, a moze Chiny, chociac Wietnam jest interesujacy, ale nie az tak jak Kambodza. Pierwszy i drugi, zajadajac czekoladowe ciasteczka (glod nie wiadomo skad przyszedl ;)) sluchaja uwaznie, starajac dodac cos madrego. Ale ONA jest idealem i ucielesniona dobrocia. Zaprasza nas do swego domu w Sao Paolo – mieszka z rodzicami i bratem, ale kat sie zawsze znajdzie.

WIECZOR

Maly posterunek policji przy drodze BR-101 do Sao Paolo. Policjant Swinia (PS) gryz wykalaczke i narzekal Policjantowi Amigo (PA):
– Zadnych mlodzieniaszkow z Sao Paolo czy Rio. Jezdza z tymi deskami nad morze i pala to scierwo.
PA tylko przytakna. Wiedzial ze PS to stary skorumpowany policjant, zbierajacy lapowki od surferow, palacych marijuane. Raz na dzien zatrzymywali jakis samochod z lebkami w srodku i robili rewizje.

Pol godziny pozniej…

Shit, shit, shit – powiedziala ona – ciekawe czego chca.

Pierwszy, drugi i ona wysiedli z samochodu. PS i PA kazali wyciagnac bagaze. Zaczelo sie trzepanie pojazdu. Szukali wszedzie, zagladali do majtek, kieszeni, spodni, toalet podrecznych, koszyka z ciastakmi, siedzonka od roweru, potem plecaki.

PS wykrzyknal tryumfalnie. Przez 5 minut siedzial pod siedzieniem i szukal czegos na wycieraczce. I oto mial. W reku trzymal maly kawaleczek, kosteczke marijuany. Ha! – pokrzykiwal. Ona zbladla i zamilkla.

Zabrali ich do pokoju przesluchan. Kto, gdzie, po co, dlaczego, jak i milion innych pytan. Pierwszy nie zabardzo wierzyl w to co sie dzialo.
Ale byl spokojny i opanowany. Ona plakala i powtarzala po portugalsku: O meu dios, o meu dios ! Zapierala sie ze to nie ona i ze nigdy i przenigdy, ze pierwszy raz i w ogole ze to jakies nieporozumienie. Placz, szlochanie. PS grzyl wykalaczke i pocil sie jak swinia. Drugi natomiast siedzial w peruwianskiej czapeczce naciagnietej gleboko na uszy. Wiedzial ze bedzie gorzej.

PS zakrzyknal trymufalnie po raz drugi. W portfelu drugiego znalazl ladny i spory kawalek „czekolady”.

No ladnie – pomyslal pierwszy – deportacja i koniec podrozy – jestem z nimi i raczej nie wyglada na to abym byl niewinny. Wciaz byl spokojny i wszystko wygladalo mu na film.

PA podeszdl do pierwszego.

hm, hm – mamy propozycje, zrzucacie sie z pieniazkow i nie widzielismy was tu. jestem wasz amigo – rzekl PA i usmiechnal sie jak na reklamie pasy do butow.

Po pol godzinie, pierwszy, drugi i ona jechali autostrada w strone SAO PAOLO. Ani slowa wiecej. Czasem nie wiesz co cie moze spotkac. Na drodze. Na horyzoncie zablysly swiatla WIELKIEGO MIASTA.

Opublikowano americana | Otagowano ,