no to mówie jak było. Tylko jedna noc homeless. Sobotni deszcz
zbudził mnie o 5 rano. Jajo, kawa, Wyborcza. Z Wiatracznej zbieram inna
ekipę co postanowila opuścić dom i uderzyć do Gdańska. Senna jazda, długa,
ale w westernowe samo poludnie dojechaliśmy pod Halę Stoczni Gdańskiej.
Ogromny teren pokryty chaszczami, rdzą, ugorami, ceglastymi budnykami,
dźwigami, na wpół zjedzonymi przez korozję statkami. Bunkry, doki, stal i
ludzie z żelaza. Duch Wąsacza się już ulotnił, teraz Stocznia to miejsce dla
artystów, turystów i imprezowiczów z całego trójmiasta. Drogi do wolności.
Roads to freedom. Wielojęzyczny tłum porusza się wyznaczonymi trasami w
obrębie zakładów.
Ledwo co znalazłem miejsce aby się powiesić. Kawałek muru, tuż przy
brudnej i zakurzonej podłodze. Tam tez przyklejam długi pas papieru z 10
fotkami z Ameryki Południowej. Trochę źle, mało widoczne, za mały format,
ale to nie jest ważne. Ważne jest samo uczestnictwo. Wiem, że jezeli
ktoś będzie chciał coś zobaczyć musi się schilić, kucnąć, niektorzy będą
wysilać piwne brzuchy, jezeli bedzie się im chcialo.
Ludzie. Z całej Polski. Spotykam ludzi, których znałem tylko przez
sieć. Stuku puku, masz moze tasmę klejącą?, kto ma młotek? plastelinę,
klej, gwóździe. Wspaniały groch z kapustą. Amatorzy obok zawodowców,
reklamy obok reportażu, wyklejanki tuż przy ogromnych portretach.
Niedenthal, Sikora, Świetlik, Poręba. Łódź Kaliska bryluje i szokuje. Wieszają
jedno zdjęcie. Ale za to jakie. Każdy chce się pokazać. Właściwie wszystko
zależy. od inwencji. Choć nie każdego stać na ogromne zdjęcia formatu A0.
35mm, 6×6, cyfra, malarstwo, panoramy, wyklejanki, eksperymenty,
ksero, szczanie po scianie, rentegny, wyklejanie w kiblu i każdy sposób.
Wyobraźnia. Imagine.
Od 18 w sobote tłum. 3 miasto wpadło na wieczorne lukanie. Trudno to wszystko ogarnąc. Osobiscie zrobiłem z 20 rundek w środku budynku.
Ale to aż 10000 m2 powierzchni.
Zmrok. Impreza. Performance, alkohol, muzyka, wino marki Sofia, i
browce od 2 pm. Nie mam siły. Idę spać na parking gdzie zostawiłem
samochód. Chyba dobrze zrobiłem, bo w noclegowni raczej spać się nie dało.
Budzi mnie niedzielne słonce. Sniadanie w McDonaldzie i plaża w
Brzeźnie. Lubię 3 Miasto. Włóczę się ulicami Wrzeszcza, Sopotu, Gdyni.
Wspomnienia.
Przed południem znów Stocznia. Znów zdjęcia. Teraz w spokoju je
oglądam. Smakuję obrazy, rejestruję, wciąż robię zdjęcia, odkrywam na nowo.
Brak już sił. TRzeba wracać do Warszawy. Jeszcze kąpiel w zasyfionym. Bałtyku tuż przy sopockim molo i spadówa.
Czekam na kolejne edycje. Fajna to sprawa, wiecie?
A ja myślę o swojej własnej wystawie. Mam nadzieje ze już jesienią.
PS.
Pozdrowienia dla Michała, Julki, Karolini, Kaski, Antonio, Mirasa,
Rafała, Konrada, Moniki i tych co tam spotkałem. Yo.
Jade do DOMU. Dziś bądź jutro. Do kłodzka.