Ostatnie dni bujalem sie po ulicach. Manhattan – pomiedzy 14sta a 42ga, Greenpoint, Brooklyn. Wczesniej usiedlismy z Marasem i wysmazylismy paredziesiat slicznych CV czy resume w dwoch jezykach. Nie ma nic bardziej chorego niz wymyslanie co to dac do CV, a co nie dac. Bajery, sciemnianie, zdjecie w gornym rogu, email i telefon. Ladne akapity, wszystko przejrzyste aby tylko zaskoczyc/zadziwic/zainteresowac przyszlego pracodawce. No wiec walimy. Pizdzi za przeproszeniem, pomimo slonca. Moze minus 5 stopni, bo do tego wiatr dmucha. Zapodajemy metrem, na nogach, wertujac Nowy Dziennik i ogloszenia. NIc ciekawego. Malarze, murarze, filmowe twarze, kobiety, opiekunki, mlode dziewczyny, dogwalkerzy. Dzwonisz. Nieaktualne. Nic to probujemy dalej. Wszedzie na Greenpoincie gdzie szyldy mecza oczy POLSKA KIELBASA i WEDLINAMI, zbieraja CV bez zmruzenia oka. Znajduje prace. Pizzeria. Joe – Italiano – potrzerbuje kolesia do kuchni. Oczywiscie jestem najlepszych kucharzem na swiecie. Koles bierze CV.Wzrok szybko przebiega po kartce:
graduationprofessional
experiencefreelance
photographerandjournalisteditor
andgraphicdesignerfor
PolishEnglishSpanishGerman
i stop
06.1999 – 10.1999: work for KFC Taco Bell and McDonald’s, Winter Park, Co
06.1998 – 09.1998: work for the Beaver Run Resort conference and hotel center, Breckenridge, Co
Aaa widze ze pracowales w McDonaldzie. Spoko przyjdz jutro. Mam dla ciebie prace. 6,5$ godzine.
No tak nie obchodzilo go ze tu ja magister (hm..) i inne tam – wazne ze umiem trzymac jedzenie w czysosci i jak oblugiwac grilla.
Drugi dzien. To samo. W koncu dajemy se spokoj. Telefon do Colorado. Jest praca. Potem odzywa sie Osa (stary kumpel z Klodzka) i jest jeszcze jedna. Nie w NYC. Ale gdzie indziej. Oblowie sie, zarobie, spotkam sie ze starymi przyjaciolmi i bedzie powrot.
Chyba znow uderzam w droge. Kierwa wloczykij ze mnie. Dlubie jeszcze ostanie rzeczy w sieci. Przygotowuje portfolio. Strony. Nowe rzeczy. Jest dobrze;)