MONTANITA, dzien ktorystam

Refleksje? Mysli? Chwila, aby sie zastanowic? Usiasc? Medytowac?

Skadze. Nic z tych rzeczy. Beznadziejne lenistwo, beztroska i plucie z pozycji ciala ulozonego w hamaku.

***

Te same rozmowy caly dzien, kiedys abstrakcja, dzis rzecz oczywista. Rozmowy o falach.

AllllE fala !! – patrz stary, siedza kolesie i komentuja kondycje oceanu.

Brendan zasiadl i opowiada coraz bardziej pokrecone kawalki z aroganckiego beztroskiego zywota, strudiach na Uniwersytecie Oksford. Rozkreca sie wiec trza go stopowac czasem. Spoko koles, zajebiste czarne poczucie humoru, ale zapatrzony w siebie – wiec otrzymuje przynjamniej raz dziennie konstruktywna zjebke.

Drugi z 3 surferow to Olger – rowniez spoko gosc. Jak wiekszosc Holendrow nie pali ziela (wbrew stereotypom panujacym na swiecie) – pije natomiast alkohole w duzych ilosciach i narzeka, bo taka jego natura – Sztiupid – to typowe slowo jakie mu z gardziela wychodzi. Mysli juz o rychlym powrocie do Holandii (za 5 dni). Piszemy razem scenariusz do filmu o tej wiosce.

***

Od paru tygodni nie mialem zejsciowych mysli, zwatpienia, zapasci psychicznej i depresji maniakalnej. Wdycham swieze powietrze i popijam je czarna mocna kawa, aby sily miec na caly dlugi, ciagnacy sie jak guma do zucia, dzien. Slonce, ktore raz juz sie pokazalo, wiecej nie zaszczycilo nas swoja obecnoscia.

***

Poranna przenosna sesja nagraniowo piracka. Kopiuje plyty ktore dostalem od Niemca Michela. Dwa minidiski polaczone z soba pepowina kabla + Morecheeba, Air, Massive Attack, Jim Morrison (american prayer) i niemiecki hip hop.

***

Dzis sobota. Ludziska z miast sie zjechali. Bedzie impreza. Zauwazylem ze jakis nieimprezowy jestem ostatnio. Lubie siedziec w fajniej knajpie (coffee shop) posluchac dobrego jazzu, kawa i czasem cos jeszcze. Pozytywne relacje i wibracje. Niepozytywne niemile widziane, lub milo niewidziane. Jest pare w miejsc w ktorych dudni muza. Salsa – ciala zginaja sie w wywiaja. Nie czuje cos tego. Czuje kisielowaty bas, dudniacy, powolny rytm Boba Marleya, genialne kawalki Sublime, Air, klaskyka z lat 60tych, 70tych. Posluchac. Jakos sie nie jaram generalna najebka i siedzeniem w zlej atmosferze dyskoteki. Gdzie kolesie rzucaja ci brzydkie spojrzenie, jak rozmawiasz dluzej niz minute z lokalna chica. Chrzanic…

***

Ide na plaze. Wlasnie rozpoczely sie zawody surfingowe. Mielismy dla zgrywy wystartowac, ale ale…. cos sie nie chcialo dupy ruszyc z hamaka aby sie zapisac.

 DeAndre Carter Authentic Jersey

Ten wpis został opublikowany w kategorii americana i oznaczony tagami . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.