Wstac, wstac. Wczesnie. Marzenie scietej glowy. Bart, chlopie obudz sie w koncu. Tak to jest jak sie oglada film Almodovara do 2 rano.
Przeprowadzilem sie do El Centro del Mundo. Fajne miejsce, a dzis impreza i 50 litrow alko za darmo. Spotkalem starego przyjaciela z Montanity – Winstona. Dostal wlasnie role w ekwadorskiej operze mydlanej, gra Indianina – bo kogo innego moglby zagrac? Sklepem surfingowym zajmuje sie obecnie jego brat Oscar. Chwile potem przylazl niedoszly trup – Sebstian z Quebecu – ktory zadarl w Montanicie z miejscowymi rzezimieszkami – pocieli mu facjate „tulipanem”. Po calym Ekwadorze chodzili pogloski ze kolo jest martwy, stracil wzrok lub zmysly. Zadne z dwoch pierwszych, ale pewnikiem trzecie. Ma teraz calkiem spora szrame na czole ale chyba czuje sie niezle.
Ambasada Kolumbii, a raczej konsulat. Mila pani w srednim wieku kazala mi spreparowac pokazny pilk dokumentow. Xero x2: kazda strona paszportu, bilet lotniczy (czy Swiss Air jeszcze istnieje?), karty platnicze oraz napisac list motywacyjny po hiszpansku dlaczego to ja chcialbym pojechac do Kolumbii (no wlasnie ? dlaczego?). Uwinalem sie w pol godziny, zlozylem tone papierow i dowiedzialem sie, ze dowiadywac sie moge w srode. Czyli mam minimum 6 dni w Quito.
Kombinuje jak tu powiekszyc fundusze, bo na koncie nie za wesolo. Wlasnie sie przed chwila dowiedzialem ze Banco de Pacifico owalil mnie ze 150 dolcow. Poszedlem do bankomatu w Banos pare dni temu. 50$ – nic z tego, transakcja niemozliwa, 50$ po raz drugi – to samo, 50$ po raz trzeci – prosze sprobowac potem. No i poszedlem sobie. Dzis sprawdzam konto, a tu sie okazuje ze 3 krotna operacja zostala dokonana… rece opadaja….