Archiwa tagu: quito

Tattoo sesja.

Bzzz… bzzz… bzzz…

Kolumbijka o imieniu Erika płakała jak bóbr. Generalnie nie dlatego, że Winston właśnie dziarał jej kończynę – czarne kontury róży i czarny barwnik zmieszany z krwią. Erika była prawie czarna, kiedyś pokręcone włosy, teraz były proste jak u Mongoła – robota fryzjera. Nie wiem, ile właściwie miała lat, a podkrążone oczy i łzy cieknące po policzku raczej jej nie odmładzały. Jak jej 4-letnia córeczka kręcąca się tam i owdzie. Ból, jaki sprawiał jej Winston, wcale nie był powodem do płaczu – powodem był jej były mąż i ojciec dziewczynki. Nachodził ją i chciał odebrać dziecko.

Była to dziwna sesja tatuażu. Wcześniej z Winstonem przez 3 godziny szukaliśmy wzoru. W sieci. Dołączył Carlos i Tanya z Włoch. Freelancerzy – fotografowie. Tanya jest także filmowcem, robi jakieś pokręcone filmy w Mediolanie. Bardzo fajni ludzie. No może oprócz tego, że sobie nos za często pudrują. Potem jedzonko za dolara, piwko. Hotel Green Turtle. Winston przygotował materiały do dziarania, przyszła Erika, a my pstrykaliśmy foty, słuchając bootlegu Manu Chao z Mediolanu i Manu Negry.

Wieczór. Tina i Matt wrócili. 15 litrów darmowego alko – i jedna z tych głupich pijackich gier. Ten, co przegrywa, pije. Tina, nauczycielka z Bronxu, przegrała sromotnie i poszła się wyrzygać, za przeproszeniem, do baños – więc Matt pozostał bez kobiety na całą noc. Cóż, NOBAR czekał z utęsknieniem – więc cała ekipa, a nawet więcej, upojeni ponczem, poszła się zlajdakować.

Wczoraj spotkałem kolesiów z Niemiec. Ich autobus w Kolumbii zaatakowali rebelianci, i zostały im tylko paszporty z całego dobytku…

Co dalej? Bilet do Wenezueli kosztuje tyle samo, co na Kubę i Jamajkę. Czekam wciąż na wizę. Wciąż szukam taniego rozwiązania. Gdzie święta i Nowy Rok? To się okaże. Stay tuned

Opublikowano americana | Otagowano , ,