Miesięczne archiwum: maj 2002

konia i korestwo za filizanke kawy

50 km. W ciagu ostanich dni. Moze mniej moze wiecej. W kazdy razie zdzieram buty lazac po Brooklynie, Queens i Manhattanie. W sobote szykuja sie imprezy – totalnie wypasione z ludzmi ktorych nie znam. Jest teraz Party Time i NYC szaleje, szczegolnie snobistyczne okolice Bedford etc.

Spotkania spotkania spotkania. Caly czas sie spotykam z nowymi ludziami. Dzien w dzien. Wychodze rano. Wsiadam w metro i jade na Manhattan. Dzis jechalem dluzej. Ktos wskoczyl pod pociag. Cisnienie tego miasta poraza.

Nic to. NIe mam sily. Musze sie napic czegos wzmacniajacego, np. czarnej kawy z nienormalna zawartoscia kokainy, tfu.. tzn. kofeiny.

z bogiem.

Opublikowano americana | Otagowano , ,

spajdermania i wielkomiasteczkowosc

Nie ma miejsca na tym swiecie dla tych nieszczesnikow cierpiacych na arachnofobie. Pewnie siedza teraz po domach, bojac sie wyjsc na ulice.

Wszyscy teraz kochaja PAJAKA.

Wszystkie batmany i inne poszly do lamusa, gnija w rynsztoku, zapomniane przez wszystkich. Podczas gdy SPIDER-MAN rzadzi.

Oczywiscie troche przeszkodzil mu OSAMA – niszczac dwa budynki po ktorych czlowiek pajak hasal. I tym samym premiera filmu opoznila sie odrobine i cala pajakomania.

Koszulki, gry, kubeczki, zabaweczki, maskotki, platykowe postac i co tylko do lba by ci nie przyszlo.

Wczoraj znow sie zgubilem. Tzn. wsiadlem do zlego autobusu, po malym imprezowaniu u Ravsa, zaczytalem sie w ksiazce Ostrego i wysiadlem za daleko. Coz maly joggin w nocy na Queens jeszcze nikomu nie zaszkodzil.

Wracajac do Marcina Ostrowskiego i jego ksiazki WIELKOMIASTECZKOWSC.

Jest genialna. Tzn. trafia do mnie jak najmocniej. 1991-2000 to pewnien okres w moim zyciu co duzo dla mnie znaczyl. LO, Studia. Warszawa. Muzyka. Fotografia. Ostry pisze ostro, nie jebie sie za bardzo ze slowem, zdania trafiaj mi prosto do mozgu. Chyba najlepsza ksiazka jaka ostatnio czytalem. No i pisze o Pearl Jamie duzo :)) Polecam wam wszystkim – mozna ja kupic wysylkowo

Opublikowano americana | Otagowano , ,

Deszcz, jak ja go lubie

O 6:45 spadl deszcz. Stalem na przystanku przy Grand Av. Czekajac na q59. Nie nadjezdzal. Deszczowe lzy ciekly po twarzy starej latynoskiej kobiety zaciskajacej reklamowke. 6 milczacych postaci w oczekiwaniu na autobus. Niedziela rano. Wracamy do domu badz jedziemy do pracy.

Ostatnie dwa dni. Ciezkie powroty o poranku. A dzis wstalem o 4 rano.

Deszcz wciaz padal. Wyszedlem na zielony trawnik w miniaturowym ogrodku domu przy Maspeth Ave. Przysiady, sztuk 5, i 5 pompek. 1 minuta stania na glowie. i rozciagniecie konczyn.

Sniadanie. Polityka i wprost. Nowy dziennik. 3 jajka i kawa niezamieszana, bo mi sie za duzo cukru wsypalo. Szlag mnie trafia, bynajmniej nie z powodu wczesnej godziny czy duzej ilosci cukru. Szlag mnie trafiam bo czytam polskie gazety i mam brzydkie wizje a propos przyszlosci. Zreszta co bardziej zawzieta osoba wyczyta sobie swoje w przepowiedniach Nostradamusa. hhe.,

Manhatan. Times Sq. 42 ulica. Najwieksza kawiarenka internetowa na swiecie. 1200 kompow. 20 $ za miesiac placcisz i masz nieograniczony dostep. Ladnie co?

Coz. Nowy dzien. I wcale nie jest tak ze nie lubie poniedzialku. Po prostu ostatnio nie ma znaczenia jak jest dzien.

Byle bylo SLONCE.

Czego zycze wam, ludu robotniczy.

Opublikowano americana | Otagowano , ,

New York New York

Pod wielkim namiotem, na srodku prerii, jest poczekalnia. Rozlozylem zwloki na kanapie i czekam. Na samolot. Na lotnisko zawiozla mnie Laura. Pozegnalem doline Fraser, odebralem kase z Deno’s i pomknelismy przez gory.

Mam jeszcze pare godzin. Samolot o 6 rano. A jest dopiero polnoc. Czytam ksiazke Paula Austera – Ksiezycowy Palac (dzieki ANIIIA :))))), slucham Fight for you Mind – Harpera i gapie sie na drzewka w ogromnych donicach, ktorych liscie poruszane sa przez dmuchajaca klimatyzacje. Lotnisko puste. Zwloki lezace na skorzanych kanapach. Zanurzam sie w lekture.

Lotniska to ostatnio cos w rodzaju poczatkow (koncow?) rozdzialow w mojej podrozy. Jestem juz 300 dni w drodze. Tyle miesiecy poza domem. Moj dom to hotele, cudze domy, poczekalnie. Mam wszystko z soba. Plecak. Aparat. Spiwor i ubrania.

Jakies 400 metrow. Rzad kantorkow, nad nimi nazwy linii lotniczych. Siedze juz 3 godzine.

4 rano. Nadchodza. W mundurkach i z goraca kawa w reku. Odbieram bilet, oddaje plecak i deske i zasuwam zjesc marne sniadanie w burgerkingu.

KOntrola. Sciagam buty, przeszukuja mi torby, jezdza po mnie jakims czujnikiem. I tak bedzie jeszcze 5 razy.

Kansas. City. Lotnisko. Srodek nicosci. Ameryka Srodkowa ;)) 1,5 godziny lotu z Denver. Przesiadam sie do samolotu co za 3 godziny wyladuje w NYC. Chyba wyladuje, nigdy nie wiadomo.

Za mna siedza 4 paniusie z Kansas, podekcytowane wizja pierwszej w zyciu podrozy do NYC. Maja po 50-55 lat i snuja wizje gdzie zrobia zakupy, wynajma limo, i beda sie dobrze bawic. Tuz kolo mnie emanuje lolita z nyc. Seksem emanuje. Kreci sie i wierci. Pachnie i wsuwa bulki z kremem. Ma w dupie linie i pasuje jej to jak najbardziej. Potem zlapie mnie za reke. Jak prawie walniemy samolotem o powierzchnie wody, tuz przy Manhattanie.

Lot byl spoko.

Spalem jak zabity. Jak tylko ujrzelismy Manhattan samolotem trzaslo i znizylismy lot o ladnych pare metrow. Groza. Paniusie za mna oczami wyobrazni zobaczyly zblizajacy sie Empire State Building. Ale nie dzis.

To tylko turbulencje a nie faceci w turbanach.

NYC. Nowy Jork. Queens. Pakistanczyk wiezie mnie na Maspeth Ave. Mieszkam u znajomych.

Impreza. Ravs, Kufel, Iwona, Giza. Snujemy sie po miescie. Pelne knajpy. Atmosfera goraca jak kawalek pizzy zjedzony na pospiecha.Butelka Mr.Bostona zawinieta w papier i pociagana w drodze z jednego miejsca do drugiego.

Powrot do domu. 2 godziny. Na nogach. Z irokezem na glowie (Niestety irokez znow nie przetrwal dnia. Na drugi dzien poszedl w niepamiec. hehehe).I sluchawkami na uszach. Nie ma autobuow. Wiec ide przez Queens, dwie bite godziny. Zero duszy, zmierzam przez jakies slumsy i jest pieknie, szczegolnie ze wlasnie wschodzi slonce.

PS.
Bede sie rzadziej odzywal. Raz na dwa dni. Mam mnostwo do roboty i wiele sie dzieje. Nie bedzie zdjec z cyfraka. BO go nie mam. Czekam na sprzet dopiero.

Maj w NYC. Wlasnie rozpoczal sie. Pelna para…. :))

Opublikowano americana | Otagowano , ,

wieczorem

jade do denver. zahacze jeszcze jakies kino aby wylukac jaki amerykansky hit sezonu letniego = pewnie SPAJDERMENa – bo jego jako jedynego szanuje z reszty superhiroz betmena, supermena, paniszera, i innych. za coś nie wiem wlasciwie – moze ktos wie za co – propozycje do komentarzy…

po filmie na lotnisko, 3-4 godziny na wygodnej kanapie postawionej w poczekalni, przed ogromnym tv gdzie puszczaja nonstop CNN – to przygotuje mnie do powrotu do SWIATA – groznego, podlego, plugawego, wojen, zamachow, le penow i sam nie wiem czego wiecej

NYC. W piatkowe popoludnie.

 

Opublikowano americana | Otagowano ,

KA cyk

Slucham muzy z Reality Bites. Leb mnie nie boli, ale mam drgawy i pije wode calymy szklanami. Tak to jest jak jak sie konczy prace – wczoraj byl moj ostatni dzien, skonczylem kariere POMYWACZA – a potem idzie sie CHLAC i w ogole draznic zaladek, mozg. Deno’s, Buckett’s – Rommel, dwi Anki i Laura, chata Roba i jego ekipy, moje zwloki na pace trucka, rzygawa, i jeszcze raz rzygawa.

Opublikowano americana | Otagowano ,

o muzie

o dobrej muzie

Ostatnie dni nic nie robie jak nagrywam nowe MD (kasuje stare te co sluchalem w drodze, te ktore nic nie znacza etc., oporcz Manu Chao, Manu Negry, moich skladanek, Pearl Jam, Amorres Perros itd)

Wczesniej od Marasa przegralem mnostwo bossanovy (rodzina Gilberto), Mos Def’a (missscz – oporcz L.Hill, W.jeana, Tribe Called Quest, B.Boys, jeden z moich ulubionych wykoncow hiphop -we Francji jest ipop, w Polsce chipchop – w polsce to chyba tylko Grammatik, K44 i Fisz sie lapia, moze Warszawski Deszcz, ale dawano nic nie slyszalem ), mnostwo oldschoolowego hiphopu (Publc Enemy, KRS ONE, NWA, wraz z przemowieniami Malcolma X co rzuca scierwem na bialasow ;), noon, shadow i grammatik na jednym CD, a od laury – marvin gaye na jednym md wraz z muza z boogie nights i let it bleed stonsow (to przegrywam smazac kotleta-hamburgera na grilu), sublime (z plytki ktorej nie mialem w calosci „40 oz.” – czyli 40 uncji – co oznacza ze tyle spozyli ziela podczas nagrywania tej plyty, tak mi sie wydaje). Potem Marley i koncertow Babilon by bus i jeden zajebisty kawalek Bena Harpera – Sexual Healin’ (tzn. to jest kower kawalka M.Gaye), potem szczypta dobrego funku Parliament z Clintonem (nie mylic go z bylym prezydentem, milosnikem kubanskich cygar) i L.Reed i troche velvetu…. a na deser Jackson 5 – jedyna dobra muza kiedykolwiek zrobiona przez Jacksona – moze dlatego ze mial wtedy 10 lat i nic nie rozumial…

Co z muzyka? Jak ja skladowac, na jakich nosnikach przechowywac, jak sluchac i gdzie, czego sluchac, co kupic a co sciagnac z sieci?

Ostatnio korzystam z MiniDisku non stop, troche to wolno trwa, cos jak na kaseciak, ale nie trzeba stron zmieniac. MP3? sam nie wiem, jakosc jest wystarczajaca, ja nie slysze roznicy powyzej kompresjii 192, na 128 nawet jeszcze nie slysze, jak to wszystko skladowac, moze przenosny twardy dysk 20giga jako odtwarzacz i grabarz muzyki? moze, ale co z tymi plytami co u mnie w domu zalegaja, z czego pewnie nie sluchalbym polowy? Wciaz draze w sieci, buszuje po cudzych domach, lapie dziwne stacje radiowe i szukam dobrej MUZY w otoczeniu. Czasem cos znajduje i nagrywam. Nagrywam i jeszcze raz nagrywam. Ale kiedy to sluchac? Pozbylem sie tych idiotycznych sluchawek co sie wklada do uszu – za 17.99$ zakupilem Sony sluchawki takie do studia TV, sredniej wielkosci, super dzwiek, nie audiofilski, ale mi wystracza i slucham wszedzie, jadac na desce, lezac w lozu przed snem, snujac sie po ulicach tego nawiedzonego miasteczka.

Muza mnie nakreca, dzwieki powoduja ze zyje, uwielbiam robic zdjecia sluchajac jakies muzy, inspiruje mnie to….


No, you can’t always get what you want
You can’t always get what you want
You can’t always get what you want
And if you try sometime you find
You get what you need

to wlasnie zaspiewal Mick Jagger na Let it bleed

Opublikowano americana | Otagowano ,

spac-nie-spac

kolejna zarwana noc, lecz nie bylo wylegiwania do 2 pm. 9:49 na nogach, kawa co mozg rozpieprza, biore samochod od L. i spadam do Darryla i jego loli o imieniu Jennifer. Nie wiem skad – ale w samochodzie znalazla sie pierwsza plyta z calego koncertu Pearl Jam z 15062000 / Katowice. Wiec zasuwam terenowym Fordem Rangerem przez doline a slonce grzeje mi prosto w ryj.

Rog Vasquez i jeszcze jednej ulicy. Duzy czarny pies skacze mi na szyje. Jestem w chacie u D i J. Koles pracuje ze mna w knajpie, a J. jest artystka. Robi naszyjniki i swieci oczami. Wiec sluchamy zony Johna Coltrane, pijemy herbe, oni podsycaja zar w nargili a ja robie zdjeciowki. 6 wisiorow, 36 fotek. Ustawiam swiatlo, i inne bzdety… kolejne zdjecia zrobione jako przysluga…

Bart, you’re weird – nie lubisz jak pieski robia tricki? oburzyla sie L. Coz nie lubie jak ktos daje psu kostke z plastiku w zamian za turlanie sie po podlodze.

Nowa muza – zgrywam na MD – Ben Harper, plytka z 1994, Lue Reed, jakies kawalki Grejftulded, Sublime, Ziggy Marley i jacys tam, pije wino i odliczam dni do odlotu.

Opublikowano americana | Otagowano ,

spanie

spie po 12 godzin dziennie, dobrze ze jeszcze czasem pracuje, bo w ogole pograzylbym sie w letargu.

pokonalem Najwieksza gorke w okolicy na longboardzie – ponoc byla nieujezdzalna, ale technika hamowania butem pozwolila mi na opanowanie predkosci i szczesliwe wyladowanie na planecie ziemia

po pracy, 3xCubaLibre i spadowa przy gwiazdzistym niebie na desce do domu. Ciemno, Astrud Giberto i brazyliskie klimaty, 20 minut i jestem na chacie.

od dluzszego czasu nie zerkalem na MTV, o dziwo w co drugim teledysku P.Ditty aka Puff Daddy, ciekawe dlaczego zmienil ksywke? czyzby pozbawiono go zbaki i ojcostwa? trudno…

poza tym nie wiele

wiele tym nie poza

safeway

Opublikowano americana | Otagowano ,

communication breakdown

Roznice kulturowe. Sa ogromne. Bez problemow dogaduje sie z ludzmi z Ameryki Pld, z ekipa z Europy Zachodniej.

Ale z Amerykanami?

Czlowieku… Nie mowie o problemach jezykowych – bo takie rzadko wystepuja – chodzi raczej o zarty, klimaty kulturowe, poczucie humoru, nawet MUZYKE ktora tu sluchaja. To jest Colorado – enklawa dla neohipow, majacacych po 20-30 lat – co hoduja „grzybi”, gandzie, jezdza rozklekotanymi terenowymi samochodami, maja brody, i sluchaja Greatful Dead i Phisha. Jest cool, pracujesz 3 razy w tygodniu, myjesz talerze, lub je roznosisz, czy tez pracujesz w fastfoodzie. Nie musisz miec skonczonej zadnej szkoly, na to nikt nie zwraca uwagi, jestes tylko trybkiem w maszynce zwanej PRZEMYSL TURYSTYCZNY – dopoki nie przyjdzie koniec sezonu (wlasnie teraz) – wtedy wszyscy zbieraja graty i jada gdzies – Vegas, Kostaryka (to jedyny kraj gdzie teraz jezdza Amerykanie, mam wrazenie, bo tam jest b e z p i e c z n i e) czy Cancun w MEksyku. I to wszystko. Reszta nie wyjezdza, bo kase na gandziuche stracili.

„stary, cala kasa idzie na CD’s i zielone, dlatego nie mam wakacji, zreszta to wszystko czego potrzebuje do zycia, muzyka i chmura z bonga” – mowi Nick, 21, brodaty z brzuszkiem i dlugim wlosem, pracuje jako kucharz w Deno’s.

Nie przejmuja sie, chyba ze zaloza rodzine. Wtedy sie zmienia wszystko. Trza pracowac i sie przejmowac. Ale wiekszosc ma na to czas.

Nikt nie mowi tu ze nie ma pracy, PRACA jest wszedzie – pensje takie same – 8-15$ za godzine. Podatki 20% – o ile sie dobrze orientuje. Wynajecie duzego domu w pare osob 1000$/miesiac. I tyle. Atmosfera jak w akademikach – w jednej chacie mieszkaja ludzie z roznych bajek – ale jakos sie dogaduja…

A co do dogadywania – po prostu nie kumam tekstow wszystkich – nawet nadworny tlumacz MARAS ich nie kuma. Teksty z kreskowek sa na topie – i z kodeksow prawnych (420, 187, etc.). Nie rozumiem poczucia humoru i poslugiwania sie jezykiem. Bardziej juz hiszpanski do mnie trafia. JEst bardziej z serca a nie z dupy. Mozesz znac perfekt angielski i miec problemy z wyrazeniem samego siebie, w zaleznosci od miejsca w ktorym jestes i jakich ludzi spotykasz.

Mieszkam z 2 amerykankami z L. i J. – przez jame przewija sie mnostwo innych ludzi. I nadal ich nie kumam. Co jest w porzadku a co nie. O czym mozna mowic a o czym nie, co jest smieszne a co nie – coz jestem soba po prostu i zlewam to wsio – jeszcze tydzien. TYLKO TYDZIEN. i NYC.

wylatuje 10 maja o 6 rano, wlasnie dokonalem oparacji 118$ plus tax za samolot – zajebiscie. Musze byc 9 maja w Denver w nocy na lotnisku, bo inaczej sie nie dostane. Laduje na La Guardia o 1pm.

Opublikowano americana | Otagowano ,