Miesięczne archiwum: czerwiec 2003

photoblogi

Dzisiejszy Wprost nieudolnie przedrukowuje artykuł z New York Timesa – o photoblogach.

A sorry, nie mamy w Polsce własnych photoblogów? (np. mój, Pozytywa, Photoskuad, Lui, cała masa innych?)

Może zrobić linkownicę polskich photoblogów? Hm???

„Oo, fajny temat, więc przetłumaczmy i puśćmy czytelnikom” – bez wchodzenia głębiej, bez szukania dalej…

Ehhh…

Opublikowano common life | Otagowano

strefa.smroku

 

Opublikowano common life | Otagowano

sny i lato

Coraz dziwniej. Z dnia na dzień śnię coraz intensywniej. Przez to mimowolnie śpię więcej, niż potrzeba. Prawdopodobnie to kwestia zmiany żarcia. Sam nie wiem.

Rano budzę się na poranne siknięcie, spoglądam na pustą i zamgloną ulicę przy kłodzkim stadionie… i wracam śnić dalej.

Dialogi i rozmowy, które prowadzę z wyśnionymi, ale prawdziwymi osobami, przenoszą mi się do rzeczywistości – więc déjà vu nonstop.

Pierwszy dzień lata. Jak dla mnie – to będzie kolejne szalone summer in the city. Mam jednak działać intensywnie i bez ściem.

W poniedziałek rano… albo w niedzielę wieczorem – spadówa do wielkiej warszawskiej dziury…

Opublikowano common life | Otagowano

Aura the Sister & Tequilla the Dog

Opublikowano common life | Otagowano

WBL1997

Thursday, evening, Klodzko

What else can you do?

Opublikowano common life | Otagowano

I shot the chicken

(But I swear it was in self-defence.)

Opublikowano common life | Otagowano

Warszawa

Impreza w hotelu Yes Please trwała, gdy otworzyły się drzwi i wszedł pacjent z recepcji, żeby poinformować mnie o taksówce na lotnisko, czekającej na mnie. Yes please…

Taksi. Półprzytomny na lotnisku. Nędzne żarcie w sowieckim samolocie.

Szeremietiewo. 12 godzin czekania na LOT do Warszawy. Beton, spanie przy kiblu, potem samolot – dobre jedzenie, polskie gazety (ale nie Gazeta Polska).

Potem ekipa i sruuu – do domciu, na Pragę Północ. Dzięki za przywitanie, kochani! :)

Rachunki, bzdety, telefon (jak się to obsługuje?), porządek, pranie, no i początek ogarniania zdjęciówek – dysk twardy kopiował się prawie 6 godzin. 15 gigabajtów zdjęć z Indii i Nepalu.

Jutro, pojutrze – nowe galerie. Też takie poglądowe…

Opublikowano common life | Otagowano

na zachod

wracam do domu…

2 miesiace i 5 dni – to niewiele – ale swoje przezylem

dzieki za komentarze, i ogromne wsparcie

yo. :)

Opublikowano India, travel | Otagowano , ,

upaly

przed nimi nie uciekniesz.

16 razy wylewalem kubel „zimnej” wody na siebie. W nocy. Wiatrak tylko mielil wciaz gorace powietrze, ktore wydawalo sie byc geste i lepkie. Tej nocy wypilem 3 litry mineralniej, litr Limki (cos jak fanta cytrynowa) i butle kokakoli.

Nie wiem jak mozna zyc w takim klimacie – blogoslawie nasz umiarkowany klimat – wole kontynentalny niz pol roku upalow a potem pol roku deszczu – czy cos w tym rodzaju…

Dzis zakupy – pojechalem wiec na Chowdi Fucking Chowk (stare miasto) – idioci rykszarze oczywiscie chcieli mnie zawiesc w pare miejsc, pokazac dziela sztuki i inne (przy cenie 50 rupii z Paharganj). To stary system. Rykszarze dostaja kase od wlascicieli sklepow za przywiezienie klienta. Ok. Jakbym mial czas i cierpliwosc to 2 godziny z radoscia spedzilbym jezdzac od sklepu do sklepu, zanim dojechalbym do celu. I tym samym nie zaplacilbym nic i oczywiscie nic nie kupil. Just look – a rykszarz dostaje kase. Placi wiec sprzedawca.

Goscie nie wiedza ze stalem sie nienormalnie asertywny, cholernie niemily dla wszelkiego rodzaju kretaczy i sciemniaczy. Przejechalem wiec pol drogi gdy kolesie na sile chcieli mnie zaprowadzic do sklepu. Wyszedlem wiec z rykszy i wsiadlem do nastepnej – a gnoj ktory wsiadl ze mna do rykszy (zbieral kase od sklepikarzy) prawie dostal w ryj, mowiac brzydko.

….

delegacja wyjezdza po mnie na lotnisko.

home sweet home wkrotce

yo

Opublikowano India, travel | Otagowano ,

jest dobrze

W Polsce czy gdziekolwiek w nudnych krajach polnocy, tzw. cywylizowanych, tudziez nalezacych do unii ewropejskiej (jes jes !), podroz autobusem czy pociagiem odbywa sie bez wiekszego walenia gruchy, nie za duzo podniecania sie, kupujesz bilet na 5 minut przed wyjazdem, wsiadasz do pociagu i jedziesz. W krajach „egzotycznych” (choc krajow egzotycznych jest wiecej niz cywilizowanych – wiec te cywilizowane sa egzotyczne, bo w mniejszosci) kazda podroz jest „ostatnim tripem”, podroza w nieznane, wielogodzinna odyseja, lzy sie leja, rodzina sie zegna, wasaty hindus jedzie na delegacje do Wielkiego Miasta. Autobus nigdy nie odjezdzaja i przyjezdzaja o czasie (ale i tez potem w drodze nigdy nie czeka na pasazerow co w kibelku przykucneli na dluzej, aby lewa reka popracowac – tym samym „Buses in India never wait, always late”). Wszyscy sie na autobus spozniaja, dlugo laduja bagaze i inny dobytek na dach, dlugo wyklocaja sie o miejsca, walcza do upadlego o nobilitujaca miejscowke blisko kierowcy, gdzie nie rzuca tak bardzo i tak bardzo nie chce sie rzygac. Pozegnania, lzy, ostatnia szluga, poklepywanie po plecach, i jeszcze cos tam, wskakiwanie do autobusu, ktory juz juz osiaga predkosc przelotowa (40 km/h).

Autobus z Kaszmiru do Srinagaru. Oczywiscie sprawy mialy sie podobnie. 40 wasatych i brodatych czytelnikow Koranu zasiadlo w wraz ze mna w calkiem luxusowym . Oj i nawet Osama sie zalapal. Tylko wersja „young” – w dresie, bejsbolowie, pumpiastych gatkach, sandalach i bialych skarpetak frote.

1 kobieta (slownie: jedna). Pozostaje mi tylko ogladac reklamy cocacoli gdzie prezy piers calkiem calkiem apetyczna hinduska (ale jak wczesniej wspominalem nie widac takich na ulicach).

Podroz 27 godzin minela calkiem szybko. 5 przystankow (sniadanie przespalem), dwa siedzenia tylko dla mnie – wiec sie rozlozylem i po raz ktorys z rzedu przesluchalem wszystkie minidiski jakie mialem.

Posilki na przystankach rzadowych – tylko i wylacznie dla tej lini autobusowej J&KSR – dopiero po jakims czasie przywyczailem sie do charkania – po kazdym wyjsciu z autobusow pacjenci oczyszczali swoje pluca poprzez dlugie i maksymalnie glosne wciaganie i spluwanie. Jednemu raz sie nie udalo, zahlysna sie kulminacyjnym charkiem i niestety musial pozegnac sie z obiadem (ryz, dal, warzywa).

Bedac po raz drugi w Delhi juz lepiej sie orientuje o co biega w calym tym syfie. Wiem gdzie spac, jesc, ile za ryksze. Czuje sie wiec calkiem dobrze i humor dopisuje…

Tradycja religia przeszlosc maja ogromny wplyw na pop kulture i w ogole nie tylko pop. Kino, TV, teatr, muza, reklamy zachodnich produktow, napojow, gazety, kolorowe magazyny – wszystko co cie otacza jest tylko hinduskie i tylko i wylacznie. Czytam o uderzeniu marketinowym MATRIXA wszedzie na swiecie – hehe – nie w Indiach. Tutaj obecnie rzadzi horror Bhoot i jeszcze cos tam. 2 godziny wlepialem slipia w TV – MTV – tylko i wylacznie hinduska pop muza, na jedno kopytko – zero urozmaicenia (no chociazby polski hiphop czy finski black-doom-death metal – nic z tych rzeczy).

Osobiscie nie wyobrazam sobie zeby w polsce meczyli cepelie 24/7 w mediach, na ulicy, wszedzie. Np. „Stara Basn” – 1000 odcinkow przez 7 lat. Czy tez religijne bzdety czy na ten przyklad gorale i kaszuby non stop w TV. Plus typowo polskie drinki. Zero zachodnich wplywow.

Hindusi sprawiaja wrazenie jakby totalnie im to wystarczalo. Mahabharata – non stop. Ale z drugiej strony maja za soba tysiace lat tradycji, historii plus niesamowite wplywy zewszad. A Polaczki? Ruscy, NIemcy, troche Szwedow i Turkow. That’s all, folks…

 

Opublikowano India, travel | Otagowano , ,