Archiwa tagu: delhi
na zachod
wracam do domu…
2 miesiace i 5 dni – to niewiele – ale swoje przezylem
dzieki za komentarze, i ogromne wsparcie
yo. :)
Al Woods Jersey
jest dobrze
W Polsce czy gdziekolwiek w nudnych krajach polnocy, tzw. cywylizowanych, tudziez nalezacych do unii ewropejskiej (jes jes !), podroz autobusem czy pociagiem odbywa sie bez wiekszego walenia gruchy, nie za duzo podniecania sie, kupujesz bilet na 5 minut przed wyjazdem, wsiadasz do pociagu i jedziesz. W krajach „egzotycznych” (choc krajow egzotycznych jest wiecej niz cywilizowanych – wiec te cywilizowane sa egzotyczne, bo w mniejszosci) kazda podroz jest „ostatnim tripem”, podroza w nieznane, wielogodzinna odyseja, lzy sie leja, rodzina sie zegna, wasaty hindus jedzie na delegacje do Wielkiego Miasta. Autobus nigdy nie odjezdzaja i przyjezdzaja o czasie (ale i tez potem w drodze nigdy nie czeka na pasazerow co w kibelku przykucneli na dluzej, aby lewa reka popracowac – tym samym „Buses in India never wait, always late”). Wszyscy sie na autobus spozniaja, dlugo laduja bagaze i inny dobytek na dach, dlugo wyklocaja sie o miejsca, walcza do upadlego o nobilitujaca miejscowke blisko kierowcy, gdzie nie rzuca tak bardzo i tak bardzo nie chce sie rzygac. Pozegnania, lzy, ostatnia szluga, poklepywanie po plecach, i jeszcze cos tam, wskakiwanie do autobusu, ktory juz juz osiaga predkosc przelotowa (40 km/h).
Autobus z Kaszmiru do Srinagaru. Oczywiscie sprawy mialy sie podobnie. 40 wasatych i brodatych czytelnikow Koranu zasiadlo w wraz ze mna w calkiem luxusowym . Oj i nawet Osama sie zalapal. Tylko wersja „young” – w dresie, bejsbolowie, pumpiastych gatkach, sandalach i bialych skarpetak frote.
1 kobieta (slownie: jedna). Pozostaje mi tylko ogladac reklamy cocacoli gdzie prezy piers calkiem calkiem apetyczna hinduska (ale jak wczesniej wspominalem nie widac takich na ulicach).
Podroz 27 godzin minela calkiem szybko. 5 przystankow (sniadanie przespalem), dwa siedzenia tylko dla mnie – wiec sie rozlozylem i po raz ktorys z rzedu przesluchalem wszystkie minidiski jakie mialem.
Posilki na przystankach rzadowych – tylko i wylacznie dla tej lini autobusowej J&KSR – dopiero po jakims czasie przywyczailem sie do charkania – po kazdym wyjsciu z autobusow pacjenci oczyszczali swoje pluca poprzez dlugie i maksymalnie glosne wciaganie i spluwanie. Jednemu raz sie nie udalo, zahlysna sie kulminacyjnym charkiem i niestety musial pozegnac sie z obiadem (ryz, dal, warzywa).
…
Bedac po raz drugi w Delhi juz lepiej sie orientuje o co biega w calym tym syfie. Wiem gdzie spac, jesc, ile za ryksze. Czuje sie wiec calkiem dobrze i humor dopisuje…
…
Tradycja religia przeszlosc maja ogromny wplyw na pop kulture i w ogole nie tylko pop. Kino, TV, teatr, muza, reklamy zachodnich produktow, napojow, gazety, kolorowe magazyny – wszystko co cie otacza jest tylko hinduskie i tylko i wylacznie. Czytam o uderzeniu marketinowym MATRIXA wszedzie na swiecie – hehe – nie w Indiach. Tutaj obecnie rzadzi horror Bhoot i jeszcze cos tam. 2 godziny wlepialem slipia w TV – MTV – tylko i wylacznie hinduska pop muza, na jedno kopytko – zero urozmaicenia (no chociazby polski hiphop czy finski black-doom-death metal – nic z tych rzeczy).
Osobiscie nie wyobrazam sobie zeby w polsce meczyli cepelie 24/7 w mediach, na ulicy, wszedzie. Np. „Stara Basn” – 1000 odcinkow przez 7 lat. Czy tez religijne bzdety czy na ten przyklad gorale i kaszuby non stop w TV. Plus typowo polskie drinki. Zero zachodnich wplywow.
Hindusi sprawiaja wrazenie jakby totalnie im to wystarczalo. Mahabharata – non stop. Ale z drugiej strony maja za soba tysiace lat tradycji, historii plus niesamowite wplywy zewszad. A Polaczki? Ruscy, NIemcy, troche Szwedow i Turkow. That’s all, folks…
szalenstwo ale shanti shanti
kurwa
czasem czlowiek czasami wie, nawet nie odnosi wrazenie, po prostu wie – ze wyparowal – ponoc skladamy sie z wody i czegos tam jeszcze – wiec ta woda wyparowala
poza tym – dzis wszyscy staraja sie zrobic mnie w konia, wiec ja ich robie – stara zabawa, jak za dawnych czasow (czytaj 2 miesiace temu) – nie daje sie wiec – ale jestem juz okropnie znudzony pytaniami „jak mi sie indie podobaja” i „ile dni tu spedzilem” i „are you married?” i czy lubie kurde jedzenie w Indiach. O jee. :) POszedlem do McDonalda – z reguly jak jestem w jakims hardkorowym miejscu i chce sobie usiasc i pojsc do kibelka – to Mc’s jest dobrym miejscem – klima, cicho, spokojnie, mozna szejka zmeczyc. Nic podobnego – Na connaught place masakra – klima wysiadla, zabraklo lodu, sprzedaja mokre fryty – czym predzej zapakowalem sie w ryksze i wrocilem do enklawy gdzie zamierzam przesiedziec do wieczora.
czas na zakupy (musze sie psychiczne przygotowac – ciezkie boje i targowanie)
no i jeszcze pare zdjec do zrobienia…
eeee co tam, trza do przodu
Wizyta na posterunku policji jeszcze bardziej poglebia moje wkurwienie. Mniej wiecej wygladalo to tak. Tuz po wydarzeniu pokrecilem sie jeszcze wokolo czy moze gdzies zobacze typa co zapinkolil mi torbe. No ale jak w takim tlumie. Motocykle, ryksze, samochody, na zbiegu ulic zamontowali scene, tam jakies tance spiewy teatr hinduski. Wracam i mowie kolesiowi z knajpy z sokami co sie stalo, po chwili cala ulica mi wspolczuje, wszyscy klepia po plecach, pada pomysl z policja. Wlasciwie wiem ze nic z tego nie bedzie, moje ubezpieczenie niczego wlasciwie nie obejmuje takiego jak kradziez torby na hinduskiej ulicy, no ale co tam. Ryksza – posterunek. Na posterunku ziewajacy gliniarze, pieciu pacjentow jeden po drugim pyta co sie stalo, jeden z nich tylko co nie co kuma po angielsku. Postanawiaja obadac miejsce zbrodni. Wracamy, tam hindugliny kreca sie wokolo, wyptuja i z powrotem na posterunek. Tam wskakuje wraz z posterunkowym Kumarem Singhem (singh – lew, wszyscy Sikhowie w Indiach nosza takie imie ponoc) na jego motor. Jak nawiedzony gna waskimi uliczkami Paharganju, chyba intuicyjnie omijajac spiacych ludzi. Dojedzamy na posterunek glowny policji New Delhi. Pitupitu. Znow zaspanie, „uot hapen ma fren, samfin rong?” pyta sie pietnastu posterunkowych. Wiekszosc ma imie Singh (na tabliczce przyklejonej do munduru widnieje), choc nie sadze aby walczyli jak LWY o moja zgube. Niby rozumieja angielski, ale nie az tak bardzo zeby zrozumiec o co wlasciwie mi chodzi. papierki, switski, biurokracja jeszcze gorsza niz w polsce, wlasciwie sam im od siebie podaje dane i paszport, bo ci nie probuja sie nawet pytac, dostaje tylko papierek potwierdzajacy moje zeznania. Na ryksze i na Main Street.
Zbieram sie jakos w kupe, musze kupic przewodnik chyba jakis, bo tamten byl w torbie, od Pakiego dostaje metalowy lancuch i klodke (tamta tez byla w torbie), znow mala imprezka. jest 5 rano, zaraz ruszam na tory dworca kolejowego New Delhi, bynajmniej nie aby polyzyc glowe na torach i czekac az nadjedzie Diamentowy Ekspress do Kalkuty.
znalazlem punkt gdzie zgrwyaja zdjecia na CD… jutro tam uderzam
zla karma
no coz. nie krzycze w nieboglosy, nie bije malych hindusow, nie opluwam sadhus w pomaranczowych szatach, nie bije krow (za sikanie i sranie gdzie popadnie powinny byc przerobione na cos bardziej pozywnego), nie placze, nie zastanawiam sie co bylo
wlasnie stracilem kamere DV sony. 15 minut temu. jak i przewodnik, torbe moja zielona, 2 ksiazki, przewodnik i zeszyt.
wystarczylo 2 sekundy pozostawienie jej wolnej z mojej plecow abym mogl wyjac pieniadze na musli bananowe
sekunde pozniej torby juz nie bylo
na szczescie nie mialem zadnych dokumentow, cyfra i caly sprzet zostala w hotelu
filmu z Indii i Nepalu juz nie bedzie.
musialo to kiedys nadejsc, wystarczyla chwila nie uwagi i zaspany umysl po wyczerpujacym goracym dniu (z pod prysznica leciala goraca zupa zamiast wody) co przestal rejestrowac wszystko co dzieje sie wokolo
Paki z Izraela mowi stary bylo ale juz nie ma, taka karma. Spiknalem sie z ekipa z Izreala wczoraj na malej imprezce w klaustrofobicznym pokoju, do 5 rano…
wkurwienie.
jade na polnoc do Risikesz.
za pare dni.
Delhi delikatnie przytlacza, stajesz sie obojetny na wszystko, nie dbam o to ze ktos nieustannie o co cie prosi, zawraca ci glowe.
Taka karma. Taki los.
Coz. Mam tylko nadzieje ze zrobie zdjecia niezle i sprzedam je za odpowiednia cene. Ze napisze artykuly teksty etc.
Nie moge miec w glowie tylko tego ze te chujki kradna. mozna miec nadzieje ze kasa ze sprzedazy tej kamery wyzywi pare rodzin hinduskich… (zludna nadzieja)
…
trzymjacie kciuki za mnie teraz kurka wodna
Paharaganj. Pierwszy dzien.
LOTNISKO
Moskwa. Szeremetiewo.
Senna atomsfera. 3h do odlotu. Siedze, pisze (dzizas znow polskich liter nie ma… fuck) gapie sie na ludzi, czytam PRZEKROJ (noo wyrasta mi tutaj najlepszy polski tygodnik), Wyborcza, wertuje przewodnik.
AEROFLOT
Male dementi. Wcale nie jest tak zle. Jest nawet bardzo dobrze. 600$ bilet do Delhi, lot bezproblemow, jedzenie ok, stewardessy rowniez, na trasie moskwa-delhi Boeing 777, wyspalem sie jak mops na dwoch siedzeniach. Nic sie nie stalo, samolot nie rozpieprzyl sie ze spektakularnym hukiem o radziecka glebe, nad Afganistanem tez bez problemow bylo.
SARC
Wydaje sie ze nadchodzi paniczna paranoja. Coraz wiecej ludzi w maskach.Ludzie z oblsugi, pracujacy przy kontroli paszportow wszyscy w maskach. Ludzie z trwoga mijaja Chinczyka ktory zle zaciagnal sie szlugiem. Mam nadzieje ze nikt mnie nie okaszle (piszac te slowa w kafejce netowej siedzi kolo mnie laska i charczy, chyrla az mi sie wszystko wywraca, na szczecie nie byla ostatnio w Chinach, to wszystko przez klime)
W DRODZE
Pustka w glowie, radosc w sercu, lekki stres. Siedzac na lotnisku zastanawiam sie jak to bedzie. Dalej nic nie wiem o Indiach. Kiedys dawno temu czytalem „Pariasow”, potem „Ucieczke do Indii” Mroziewicza, „Masale” Maxa C. JEdno wiem. Rzeczywistosc bedzie calkiem inna niz jakiekolwiek wyobrazenia.
BLOG
Nie wiem jak pisac i czy pisac i jak czesto. Zastanawiam sie na uprzadkowaniem tego wszytskiego, poszarpane nieposkladane mysli zamieniam w krotkie zdania. postaram sie cos co pare dni napisac wrzucic, ale na pewno nie tak czesto jak w Ameryce Poludniowej. Wtedy kazdego dnia poswiecalem czas aby znalezc kafejke zrzucic zdjecia, polaczyc sie, napisac tekst.
DELHI
Poszlo szybko. Wysiadka na lotniksu, szybka kontrola, zabralem plecak, wybralem z bakomatu 4000 rupii (jakies 400 zeta), ogarnelem sie od taksiarzy ktorzy zrzucili sie na mnie jak pies na parowke.
PREPAID TAXI – 220 rupii (z wrazenia zostawiam reszte 90 rupii, ale na to wpadam dopiero w hotelu. Od razu wyskakuje taksiaarz „tak tak to ja , kam mister, kam, dis is maj taksi, luk, ser” Nie mam skrupulow, niestety dla niego numery wozu nie zgadzaja sie z tym co mam napisaane na kwicie. Walcze z nim przez 5 minut i w koncu znajduje swoja taksi.
4 rano. Ciemno. Mowie Namaste, Pahargandz i jedziemy. Zapach siarki, spalin, kuzwa sam nie wiem czego. Wysiadam na Main Street, wpadam na swieta krowe i w jej placek, potem jeszcze na 2 Szwedki ktore rekomenduja mi hotel Namaskar, zreszta i tak go szukalem. za 300 (6$) mam duzy pokoj z widokiem na slumsy, prysznicem etc.
Nie ide spac. Siedze na dachu obserwujac budzace sie Delhi. Ludzie spiacy na dachach wstaja przeciagaja sie, czesc na dole zaczyna przygotowywac jedzenie, wstaje slonce. Temperatura skacze z marnych 30 stopni do prawie 40. Zdycham.
Zgrywam sie z gosciem ktorego spotkalem wczesniej w samolocie. Kalifornia Cielawiek – Nick. Snujemy sie pomiedzy swietymi krowami, ryksiarzami, wszystko tak siada na beret ze nie wiem jak sie w slowach wyrazic. Robie zdjecia, krece film. Wymyslam ze bede egzystowal przy wschodach i zachodach slonca, w dzien bede spal… inaczej sie nie da…
pojde spac chyba i jak sie obudze to nie uwierze.