Tym razem Tokyo znało karate. Od ciosów, zmęczenia, chaosu, plątaniny ulic, milionów ludzi, kolejek, zapchanych knajp uciekaliśmy do Yanaki, Koenji, Odaiby, Shimo-Kitazawy. Na przedmieścia, do innych dzielnic, właściwie do osobnych miasteczek z własnym organizmem splątanych aort, ścieżek, parków i uliczek, poprzecinanych liniami pociągów z punktami stacji metra wokoło których tętniło życie. Fajne dwa tygodnie na innej planecie.
Archiwa tagu: tokyo
Japan
To była moja 6 wizyta w Japonii. Wciąż czuję się jak marny surfer ślizgający się po japońskiej fali. Też ważna wizyta. 3 lata temu podczas wyjazdu do Japonii okazało się, że Siska jest w ciąży z Leo. Teraz czekamy na córeczkę.
To był nasz najdłuższy wspólny wyjazd. Prawie 2 miesiące w drodze. Polska – Japonia – Nowa Zelandia – Japonia – Polska.
Urayasu, Japan
W drodze do Nowej Zelandii zatrzymaliśmy się w tokijskim Disneylandzie. Dla Leo było to niesamowite przeżycie i `’audiencja`’ u Mickey Mouse. Dla nas mega jetlag, hardkorowe kolejki do „atrakcji” Disneylandu – poprzestawiane wszystko do góry nogami. Po 2 dniach w Disneyland i Disney Sea World, wymięci, zmęczeni wsiedliśmy do samolotu do Auckland. Japonia jeszcze będzie na dłużej w drodze powrotnej a teraz jedziemy już po północnej wyspie.
Przedostatni a właściwie ostatni dzień w Tokio.
Szkoda. 2,5 dnia poszło na jetlag, spanie w dzień, małe zakupy i oswajanie się ze śniegiem i zimnem. Wczoraj i dziś spędziliśmy na chodzeniu ile się dało – największym mankamentem jest słońce zachodzące o 17.30. Zdjęć nocnych nie lubię. Choć i tak tutaj jest spoko, bo Tokio oświetlone jest białym światłem w odróżnieniu od Polski utopionej wieczorem w okropnym żółtym świetle ulicznych latarni.
Wybraliśmy się na przedmieścia. W klimacie, przyjemne, przytulne, jedno piętrowe domki, zaciszne alejki, mikroskopijne sklepy i knajpki, matki z dzieciakami śpiącymi na bagażniku rowerów. Zen, chill, cisza i spokój. Uwielbiam. Bardzo dobra ucieczka od zgiełku miasta, szalonych melodyjek, odgłosów komunikatów w kółko wybrzmiewających z głośników w metrze i na ulicy – strasznie długich i pełnych uszanowanych uprzejmości, drodzy przechodnie i najznakomitsi pasażerowie.
Przeczytałem ze Emirates mają loty do Tokio z Wawy za 1500 złotych tam i z powrotem. Super deal. Najdroższe są fajne noclegi – jak jedziesz z ukochaną to chyba nie chcesz spać w dormach po 16 osób na pokój :) tutaj wychodzi z 200-400 zeta za nocleg…
Jedzenie tanie i dobre za 50 złotych od osoby minimum na dzień można dać radę (z wizytą w knajpie). Transport – przejazdy dwa razy droższe niż w Wawie. Generalnie jest ok – gorzej jak się trafi do paru sklepów z aparatami i gadżetami :)
Jutro wyjeżdżamy. W góry a potem dalej.
Pierwsze dni w Japonii – Tokio.
Jetlag. Dobry, porządny, wygrubasiony jetlag – pomimo pustego samolotu, rozciągnięcia się porządnie na czterech fotelach, tabletkach nasennych z Ameryki, dwóch winkach z plastikowego kubeczka i połowy Holy Motors.
Zeszło nam z Siską ze dwa dni żeby dojść do siebie z czego drugi dzień spędziliśmy snując się jak zombi, po zimnym, śniegowo-szarym Tokio.
Już lepiej jest dziś, choć zasnęliśmy o 8 rano przez całą noc planując trasę i bookując miejscówki – jak się okazało jest to wręcz niezbędne aby znaleźć fajne miejsce – trasa zaplanowana, JRPass przyszedł z przygodami fedexem do hotelu i możemy ruszać w drogę…