Wlasnie to znow mialem podsumowanie sklecic z resztki slow jakie mi w glowie pozostaly – bo czas pedzi do przodu i 4 miesiace w drodze nie wiadomo kiedy minely. Ale rozklejac sie ani mysle.
Idac za ciosem i bedac pod niewielkim, ale zawsze, wrazeniem meczu i tego co sie po nim w Ekwadorze wydarzylo, postanowilem napisac pare slow o PILCE NOZNEJ, skorzanej, okraglej, czasem szmaciance, badz tez kawalku gumy czy zwitku brudnych szmat.
FAZA PIERWSZA – NIESWIADOMOSC
Mialem lat 6, byl rok 1982. Po czarnobialej dobranoce (nie pamietam czy byl to Bolek czy Lolek) kazano mi spac. Potem chyba mama czy tato wyrwali mnie ze snu i zaniesli do duzego pokoju. Tam przykryty gruba puchowa koldra i wlepilem swe oczy w niewiadomo czemu KOLOROWY teraz telewizor. To jest jak sen, mgliste wspomnienie przedszkolaka (hm… wtedy to bylem w zerowce chyba). To byla wazna sprawa – Polska grala z Francja o 3 miejsce mistrzostw swiata. 3:2. Polska wygrala…
FAZA DRUGA – ZAUROCZENIE I KARIERA KOPACZA
To bylo rok pozniej. Poszedlem do podstawowki. Betonowe boisko czy sala gimnastyczna pelna od dzwiekow piszczacych chinskich trampek i potu. Szkola podstawowa numer 3 w Klodzku, WF, SKS.
Potem na komunie dostalem swoja PIERWSZA PILKA – „piatke”. Skorzana, klasyczna pileczka, ktora mi wkrotce jakis zly czlowiek zapierdolil. Mialem wiele pilek – zszywanych, sklejanych, czasem na swiatlo dzienne wychodzil pomaranczowy balon. Byl to znak, ze pilka wkrotce odejdzie. No i rzeczywiscie tak sie dzialo – szczegolnie gdy gralo sie na bezlitosnie betonowym boisku przy podstawowce. Byly wlasciwie 2 miejsca – boisko przy trojce i trawiaste, krzywe, pseudo-boisko z kamiennymi slupkami i niewidoczna, nieokreslona w przestrzeni poprzeczka, na rozleglych lakach osiedla przy ulicy Rodzinnej. Wiele godzin sie gralo, az do zapadniecia zmroku, gdy pozycji pilki mozna bylo sie jedynie domyslec. Guzy, siniaki, placz lalusiow, bo ktos ich kopnal, podczas twarde meskiej gry 12sto latkow. Tak, tak. Krwawe to byly pojednynki. Bylem chyba niezly. Nie najlepszy, ale brame strzelic niejedna potrafilem.
W 1986 Polska sromotnie przegrala na Mundialu. Brazylia rowno skopala im dupe. 4:0. Wciaz wtedy wierzylem w PILKE. Kupowalem znakomity tygodnik PILKA NOZNA, wyklejalem zeszyty innymi biografiami pilkarzy, czytalem ksiazki o futbolu (oczywiscie czytalem tez inne). Np. przebrnalem przez dwie ksiazki pewnego Bonka, slynnego polskiego kopacza, ktory teraz jest wazna osobistoscia. Takze przestudiowalem doglebnie paszkwil bramkarza Schumachera (NIEMCY). Nie ominalem biografii innych slynnych futobilstow.
Wciaz ogladalem mecze, ludzac sie, ze masza reprezentacja w koncu wygra. Niesmiertelny Szpakowski i Szaranowicz, niechybnie spozywajac czysta wyborowa w studiu TVP, snuli wspomnienia i bajki z remisowego meczu na Wembley, gdy jak wszystkim wiadomo Tomaszewski zatrzymal Anglie. Zycze Ekwdorowi, aby ten ich remisowy mecz (podobniez w eliminacjach do MS) nie okazal sie dla nich FATUM.
Ogladalem to ze wzrastajacym obrzydzeniem, Az przestalem, bo poszedlem do ogolniaka.
FAZA 3 ZNIECHECENIE
… az poszedlem do LO. Tamze moje zainteresowanie kopaniem spadlo prawie do zera. Przestalem grac i ogladac.
FAZA 4 RENESANS
No wlasnie – odrodzenie przyszlo troche za pozno. Polska znow gra i w patriotycznym uniesieniu z radoscia wybralbym sie do Korei i Japoni…
***
W drodze spotykam sie z pytaniem – skad jestes? Polska, polska, polonia, polonia… hm.. hm… aaa ! LAto!, Boniek! – wykrzykuje stary i wierny kibic z Ameryki Poludniowej.
***
Skonczylem czytac „Pod mocnym aniolem” Pilcha. Polecam wszystkim, szczegolnie alkoholikom. Moze znajda pretekst aby przestac, a moze aby pic dalej?
***
Biuro podrozy. Jak zwykle, jak wszystko, porazilo mnie niekompetencja. Sprawa: AIRPASS na trasie Quito-Caracas-Kingston-Hawana-gdziestamze jest wciaz niewyjasniona. Ponoc taki bilet nie istnieje, a moze tylko pani z ktora rozmawialem jak najszybiej chciala opuscic miejsce pracy, aby dajmy na to zdazyc do fryzjera. Tak, to musialbyc fryzjer – biorac pod uwage kondycje jej wlosow.