Dalmatia. Croatia. Spring.

 

Dalmatia. Croatia. Chciałem napisać, że wiosna w pełni. Na to już chyba za późno bo wiosna trwała chwilkę i już zaraz na wybrzeżu Dalmacji lato.

W internecie i gdzieś tam w świecie koniec i początek wszystkiego. „Yes, no, maybe” nikt nie wie nic – szaleńcy u władzy, głowy komentują i się spierają. W USA zaraz Trump zaprosi na ulice wojsko, w PL chaos polityczny – afera za aferą i burdel covidowy. A my takie szczęście. I czasem są dni, że tego nie doceniam za bardzo, bo nerwówka, bo zwątpienia, bo zmęczenie. Ale naprawdę patrząc wstecz lepiej nie mogliśmy trafić niż tu w Chorwacji, nad brzegiem morza.

Sytuacja covidowa na miejscu optymistyczna – to znaczy jest tak jakby się nic nie stało. Wg statystyk europejskich Chorwacja świetnie poradziła sobie z wirusem. Nowe przypadki w skali kraju można policzyć na palcach jednej dłoni, maseczki stają się rzadkim widokiem, nie ma kontroli policji. No ale Chorwacja liczy na turystów w letnim sezonie więc na jesień może być gorzej.

U nas dzień za dniem, raz lepiej raz gorzej, ale chyba nie możemy narzekać, że na czas epidemii tutaj utknęliśmy. W lipcu już trzeba będzie wrócić do PL i popracować. Oszczędności topnieją a praca się sama nie zrobi. Jeżeli będzie ;)

Wraz z luzowaniem zasad dotyczących c-19 zaczęli otwierać atrakcje turystyczne i parki narodowe. Marzyła się nam minimalna zmiana otoczenia więc wybraliśmy się na jednodniowy, mega turystyczny trip, do Krka National Park. Już mi chyba wali po głowie, bo w kółko powtarzałem, że coś wygląda jak w innym miejscu niż w tym w którym się aktualnie znajdujemy. Jadąc przez most wiszący nad dwoma brzegami cieśniny przed Szybenikiem mruczę pod nosem „o to wygląda jak w Szwecji”, potem na promie przeżywam, że to fiordy jak w Norwegii, potem widzę plażę dokładnie taką samą jaką widziałem w Zion National Park w USA. Potem w krzaczorach wykrzykuję, że przecież tu jest jak w Tajlandii, a pod kamienną kapliczką byłem w Pirenejach, w Hiszpanii. No tak a pół godziny później w wyludnionym Szybeniku chodziłem jak po Katanii. Coś w tym musi być, już w drogę bym ruszył, choć wiem, że to jeszcze długo nie nastąpi.

Ten wpis został opublikowany w kategorii travel i oznaczony tagami , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.