Dalmacja. Chorwacja. Zima.

Po wielu dniach słońca w końcu przyszedł deszcz. Oliwne wzgórza okryte szarymi chmurami, trochę jak w Izraelu, trochę jak na Wyspach Kanaryjskich, ale bardziej zielono. Lubię porównywać miejsca w których aktualnie jestem z tymi w których byłem kiedyś. To nie są jedynie widoki, ludzie czy porzucone samochody (które od lat fotografuję). Ostatnio znacznie częściej robi to zapach palonych liści, deszcz na betonie, kwiatki w doniczkach na ganku – „Hej Siska, normalnie poczułem się jak w Japonii” – wypowiadam, gdy snujemy się wymarłymi alejkami wiosek na wzgórzach w okolicy Rogoznicy. Nie ma prawie ludzi. Rzadko kogokolwiek spotykamy, z daleka mówiąc „Dobar dan” . Nawet jak już się ociepliło, to zakaz podróżowania po kraju powoduje to, że nikt z zagranicy tu nie wiedzie. Nie da się za bardzo przemieszczać pomiędzy województwami, stoi policja i zawraca – trzeba mieć przepustki i można je zdobyć, ale nie wiadomo jak długo trzeba czekać. Można do najbliższego sklepu, apteki i stację benzynową. Siedzimy więc tu, czasem pójdziemy na zakupy, gotujemy, zaklinamy rzeczywistość rzucając kaczki po wodzie, śpimy, gadamy, kłócimy się i kochamy.

Dalmatia.

Ostatnio rozmawiałem z @silviapogoda o tym skąd jesteśmy. I wychodzi na to, że nasi dziadkowie właściwie pochodzili z terenów tego samego kraju – Austro-Węgier, a my w dalszym ciągu pomieszkujemy (na Słowacji i czasem we Wiedniu) w jego granicach. Teraz los i covid rzucili nas trochę na dłuższy pobyt w Dalmacji (na co nie narzekam bo moje bezrobocie byłoby takie same w PL jakie jest tutaj). A Dalmacja do Osztrák-Magyar Monarchia należała. Wiem, że to naciągane, ale te nieistniejące granice w dalszym ciągu trochę funkcjonują. Moja teściowa czasem wspomina o tym jak bylo „za Monarchii” ;) Oczywiście tego nie może pamiętać, ale przewodzi wspomnienia jej ojca, który w 1910 się urodził. Ten klimat trochę wrócił ostatnio dzięki „Grand Hotel Budapest” a Ziemowit Szczerek często rozkminia ten tygiel kulturowy w swoich książkach. Uwielbiam snuć się okolicy, popatrzeć jak lokalesi zajmują się swoimi ogródkami, faceci rozbierają stare auta na części, jak sąsiadka wrzuca sieć do morza i poluje na hobotnice. Myślę też o tej kruchej rzeczywistości, jaką sobie fundujemy. Niedaleko od miejsca, w którym teraz mieszkamy niedawno jeszcze była straszna wojna. Jugosławia była bogatą (niezależną od CCCP i jego satelit) totalitarną dyktaturą, która upadła w straszny sposób. Przez prawie dekadę państwa, które na jej zgliszczach powstały i biły się z sobą o ziemię. Sąsiedzi zabijali swoich przyjaciół a bogaty i silny region utonął we krwi. I to czuć do dziś. A najgorsze, że ten świat jaki znamy się skończył i wszystko się tu może wydarzyć. Co z tego, że Chorwacja jest w UE. Polska i Węgry też są – a nie powinny być. Cała ta część EU nie pasuje do EU – bo mentalnie ludzie nie pasują do Zachodu Europy. Ze wszystkich były socjalistycznych krajów tylko Estonia radzi sobie świetne. Reszta to korupcyjne mutanty, gdzie było względnie dobrze a teraz będzie tylko źle. Jugosławia rozpadła się w parę lat a rany do dziś nie mogą się zagoić. Kolejne rozpady i rozkłady przed nami. A te wybory w PL? To się nie powinno wydarzyć. Nie tak nie w ten sposób – idioci wykorzystują tego covida, aby skłócić nas jeszcze bardziej. Populiści wspierani przez Chiny i Rosję zabiorą nas w podróż do NIKĄD.

Praca.

Każdy dzień taki sam, każdy dzień też inny. Inny w sferze emocji, rozważań, pomysłów. Tak bardzo się przyzwyczaiłem do tego miejsca, do tego półwyspu gdzie siedzimy, że ciężko myśleć jaki będzie powrót. I do czego ten powrót będzie. Myślę o swojej branży – foto-video-reklamowo-gazetowej – jak się okazuje możemy się bez tego wszyscy obyć. Ważne, żeby mieć co zjeść i wypić. Reszta trochę jest nieistotna.

Mam nadzieję, że jednak praca będzie i zaczniemy w końcu pracować. Choć tak długiej przerwy od typowych zleceń nie miałem od paru lat. Zdarzały się przerwy na własne życzenie, bo wyjeżdżałem na długi trip sam a w późniejszych latach z @silviapogoda. Pocieszam się, że ktoś te obrazki jednak wytwarzać będzie i że nie samym chlebem człowiek żyje. Jaskiniowcy z Lascaux też mieli dość czasem polowań, zbierania orzeszków i pragnęli robić a także oglądać sztukę.

Zresztą wszyscy jedziemy na tym samym wózku i od strachu ratuje nas tylko defekt mózgu.


W drodze.

Uwielbiamy jeździć po zagubionych pośród oliwnych wzgórz szutrowych drogach. Zarejestrowaliśmy się na dłuższy pobyt, ale wciąż nie dostaliśmy paru papierków mailem. Nie mamy też e-passów, które nie są nam jednak potrzebne w naszej okolicy, jak jeździmy do sklepu czy apteki. Policja jednak czasem zatrzymuje i sami nie wiedzą co właściwie potrzebujemy za dokumenty. Mówimy, że jedziemy na stację benzynową albo do sklepu i puszczają nas. Gdy nie mamy jednak w ogóle ochoty na rozmowę z drogówką to znamy też okrężne, nieasfaltowane drogi, które są najciekawsze.

Gdy przyjechaliśmy tu w lutym wszystko dookoła było zszarzałe po zimie, w stanie letargu, suche i zakurzone. Przyszła wiosna, deszcze i zieleń teraz poraża. Niektórych miejsc nie rozpoznaję, tak zarosły. Czasem też remonty jezdni wymuszają objazdy i wtedy robi się jeszcze ciekawiej. Przypadkowo zjechaliśmy z Trogiru w góry drogą do Szybenika, z której nawigacja wskazywała, aby odbić w lewo. I dzięki temu znaleźliśmy stary kamieniołom, do którego prowadzi trakt przez opuszczone wioski, żwirową szosą. Zatrzymujemy się, aby sfotografować ruiny opuszczonego domu albo martwego półmetrową beznogą jaszczurkę. Patrzymy przez okno, dzieciaki słuchają audiobooków i jest dobrze.

Ten wpis został opublikowany w kategorii dalmatia i oznaczony tagami , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.