W drodze na koniec świata – na wyspę Flores – zahaczyliśmy o Lizbonę. Pierwszy raz w życiu. Wrażenie tak wielkie, że zapomnieliśmy jak robi się zdjęcia. Mordercze chodzenie z wózkiem z góry i na dół tam i z powrotem nic nie dało. Zdjęć „nie wychodziliśmy sobie” – a może dwa pełne dni to za mało. Czasem miejsce „siądzie” – zdjęcia same się robią :) W tym przypadku było znacznie trudniej. Może innym razem. Jutro Azory – gdzie pewnie i tak sobie nie odpoczniemy. Leo ma już 11 miesięcy.