podziekowania: iwo, piotrek, ravs, kufel, oskar, max i spiacy na stacji Union Sq
Miesięczne archiwum: czerwiec 2002
tralala
W miare wielokrotnego powtarzania ruchow klepsydra pelna rozdrobionych muszelek obrastamy siecia polaczen.
ja-ludzie-wiedza-wspomnienia-ludzie-otoczenie
wszystkie staje sie coraz bardziej skomplikowane
spogladam w notes, nie mam jeszcze buraka, widze te wszystkie numery ktore zapisuje od tygodnia
jest dobrze, sie rozkrecam
szukam SKANERA, mam kupe rzeczy do skanowania, szukam wydawcy, szukam gazety ktora chcialaby wspolpracowac, jezeli to co zrobilem w ciagu ostatniego roku jest cos warte, szukam i znajde
znow wtapiam sie w nowa rzeczywistosc
jest dla mnie nowa-stara
dni spedzone w miescie, codzienna wizyta w pieprzonym sklepie z czesciami komputerowymi, sklejamy komputer (tzn. adomas skleja) tylko ze cos nie gra z pamiecia. wiec jezdze tam i wymieniam te pierprzone podzespoly, rozmawiajac z pol-ludzmi wurzucajacymi z siebie monosylaby nie mogac mi spojrzec w oczy, bo tam na dole na stole przyjaznie mruga ekran kompa
kupilem dzis ksiazke HEROINA – ponoc przynosi szczescie, tak mowi autor, ktory juz nie bierze.
czym jest SZCZESCIE
czy musimy szukac go w alkoholu, heroinie, gandzi, innych dragach,
czy znajdujemy je tam
czy bladzimy na boso i po omacku w ciemnym pokoju pelnym rozbitego szkla
tralala
Lucas Johansen Jersey
Panie Somsiad
Ja Pana przepraszam Panie Sasiedzie. Ja naprawde nie chcialem aby Pan w rure walil. Przez cala ciemna noc. Ja naprawde nie chcialem, moi goscie rowniez. Mysmy tylko rozmawiali, wie Pan jak to jest. Niektorzy krzyczeli, owszem. Puszczalismy tez The Clash, Badu, Myslovitz za glosno, bo ja tak lubie, jak mily basik sie po podlodze roznosi.
Wlasciwie to ja chromole to co Pan mysli, tak w ogole to uznaje akcje KILL YOUR NEIGHBOUR za rozpoczeta…
8 rano, slonce, wiaterek, kawa, zwloki ludzki pororzucane, niektore zwloki jada do pracy, niektore ida po gazete niektore jeszcze spia.
wyprani
przemieszczajac sie ulicami deszczowej warszawy, sluchajac rozmow w tramwaju, czekajac bez konca w korkach, bedac pod wrazeniem wczorajszego meczu
stwierdzam
polacy sa NARODEM WYPRANYM
;))
ide zszamac czerstwa bule z tunczykiem i zanurzyc sie w BUKOWSKIEGO „Najpiekniejsza dziewczyna w miescie”
Carson Wentz Authentic Jersey
Do przerwy 1:0
Szarosc dnia poniedzialkowego. Laze po miescie, autobusy i tramwaje, chodnik i moje buty. Spotykam ludzi. Slucham ludzi. Obserwuje.
Kolor szary w modzie.
Nic sie nie zmienilo. Od wyjazdu. Wrazenie jakbym nie wyjezdzal wcale. Jakbym na mazury na 2 tygodnie kopsnal. Ludzie, miejsca, wszystko po staremu. Ale to chyba nie dobrze.
Organizuje sie. Ale w tym momemcie nie pamietam nawet numeru swojej komorki. Bede musial zabrac ja z Klodzka jak pojawie sie tam po koniec tygodnia.
Weekend. Chilin’ Jak zwykle.
Polska przegrywa. Ciecie. Nie wazne. Jest przerwa. Tylko przerwy czasem nie pomagaja. Jak nie masz sily i naladowanych baterii nic ci nie pomoze.
A ja sobie baterie pozadnie naladowalem. Jak pieprzony kroliczek z Duracella.
Allen Robinson Womens Jersey
POLSKA
11 miesiecy. Koniec. Juz jestem. Nakrecony gadam i zasuwam. Sobota. Dom. Warszawa.
Nic nie czuje. Nic nie wiem. Jade z Bedurem ulicami miasta i czuje sie jakby opuscil to miejsce wczoraj.
Szare chmury, szare powietrze, czuje sie jak szary pielgrzym co wrocil do swego Hobbitonu, ale wie ze jest to przystanek.
No wlasnie. Tak sie czuje. Niby jestem w swoim domu ale nie jestem. WIem ze juz nie mam domu. TEn jeden co mam to jest w KLODZKU.
Wszedzie czuje sie jak w domu. Wszedzie bylo mi dobrze. TO czemu tu ma nie byc.
Wczoraj chilin z Minimalem + J, Bedurem – taki krotki, aby o 10pm odpasc.
Jest mokry poranek. Praga Polnoc. 6 rano. Wstalem z czystym umyslem, gotowy do dzialania.
Druki, skany, chodzenie, spotykanie sie, dzialanie, zbieranie, powielanie, czekanie, dzwonienie, pisanie, myslenie i jedno wielkie pieprzenie…
life goes on
Odlaczylem swoj mozg z sieci. Tzn. sam sie odlaczyl bo odlaczyly sie platnosci za domene, Moj Osobisty Admin byl na wakacjach, karta Visa zablokowana znow. Dobrze mi to wlasciwie zrobilo bo nie siedzialem jak ten klocek 2 godzin dziennie w sieci na 42 ulicy.
Jeszcze 4 lata do 30tki. A potem jeszcze troche lat do 40 tki etc. Az zejde. Ale teraz, life goes on…. i to jak.
W poniedzialek bylo dobrze. Jedlismy zupe grzybowa, pistacje i pampkinsy, bulki z maslem o 6 rano na 1 ave. Wczesniej z buta przez Williamsburg Bridge. No i mial byc final szczesliwy w klubie Europa na GReepoincie. Niestety tak sie nie zdarzylo. Jak mialem dziesiec lat widzialem ostatni mecz Polski z Brazylia. 0:4. We wtorek bylo 0:2. Eh….