Miesięczne archiwum: kwiecień 2002

szperajac we wlasnej glowie

Przeczytalem swietna ksiazke „NO MORE PRISONS” (William Upski Wimsatt) – w Polsce nikt jej nie wydal, ale Maras wkrotce przetlumaczy, wiec spoko. Czytalem do 4 rano, potem wbilem sie jeszcze w siec i poszedlem spac, ale zasnac nie moglem. Patrzylem bez sensu przez okno. Padal snieg. Gruba warstwa bialego puchu snila sie snowboarderom. A jeszcze wczoraj plywalem w odkrytym basenie kolo mojej chaty. Myslalem. Nie zdarza mi sie to za czesto, tu, w tej dziwnej krainie, gdzie trzepie sie zielone papierki, pracujac po 15 godzin dziennie.

Myslalem o ludziach, swiecie, tym co sie teraz dzieje i w ogole innych uniwersalnych pierdolach. Myslalem co ja wlasciwie tu tworze. Bloga, pamietnik, dziennik. Myslalem o tych ludziach co codziennie rano po przyjsciu do pracy odpalaja sobie moja strone aby zobaczyc czy zyje. Przegladnalem statystyki dla wlasnej onanistycznej podniety. Skad, ile razy, kto, z jakich miast i komputerow i systemow operacyjnych. Duzo. Bardzo duzo. Sie zblizylem do 100000 od czasu wyjazdu na druga strone oceanu. To bardzo fajnie – sobie mysle – ale co z tego. BLOG.pl wlasnie dzis przekroczyl 20000 i co z tego. na razie nic, ale wierze ze cos z tego bedze. To ADOMAS do ciebie. Myslalem co dalej.

Brakuje mi slow. Brakuje mi mysli i inspiracji polaczonej z koncentracja. Moj umysl bladzi, nie robie zadnych dobrych zdjec, bo nie mam czemu i komu. Zeszyt zapelnia sie pomyslami, ale one tam zostaja, nietkniete. Jestem zmeczony chyba. Bardzo zmeczony. 10 miesiecy poza domem. I raczej chce mi sie juz powoli wracac. Wiem ze ktos zaraz powie, ze do Polski nie ma po co. Ze to chujowy kraj. Ze wszyscy narzekaja. Hej, moze rzeczywiscie tak jest. Albo jest na pewno, wiedzac co mi przyjaciele przekazuja. I przeciez nawet nikomu nie chce sie zmienic tej sytuacji, bo sytuacja jest niezmienialna. Nie zeby brak wiary we mnie wstapil, ale chyba wole robic dobrze sobie i najblizszym niz byc filantropem. Na co to komu i po co. Ludzie robia dobrze innym, aby chwile potem wszytsko zniszczyc jednym posunieciem.

„rozpierdolmy ameryke”
„ukarzemy afganistan”
„zabic wszystkich zydow”
„zagazowac palestyne”

Mniej wiecej w tym stylu. W imie ropy naftowej, kawalka ziemi, gdzie zakopane ponoc sa jakies zloza mineralne, ktore mozemy se uzyc do budowy rakiet aby dzieki nim zdobyc jeszcze wiecej, aby produkowac jeszcze wiecej rakiet. W imie swietej ksiegi, gdzie strony zaznacza sie zielonymi papierkami. Nie ma kasy dla szkol, dzieciakow, dla muzykow, teatrow i innych nikomu nie potrzebnych abstrakcji. Jest za to Afryka, ktorej zaraz nie bedzie, sa Chiny ktorych wkrotce bedzie za duzo. Sa Stany ktore nie sa w stanie sobie juz pomoc. Jest Palestyna, jest Izrael. Politycy vs. lud. Juz wczesniej pisalem Zydach i Arabach. Parokrotnie. Oni maja poprostu przesrane na pare najblizszych tysiacleci. I nikt nie pomoze, dopoki sami sobie nie pomoga.

Zaczynam sie sprzeczac z samym soba, niezdecydowanie to jedna z cech mi przypisanych w jakis pojechanych buddyjskich horoskopach.

gemini

Mysle o rzeczach ktore powinnienem dokonczyc. Mysle o tym co stracilem wyjezdzajac. Lub KOGO, mala.

Mysle tez o tym CO ZYSKALEM. No wlasnie, co zyskalem?

William Upski w „No more prisons” napisal to co wczesniej juz mowilem. ZYCIE TO NAJLEPSZY UNIWERSYTET.

Wczoraj siedzialem z Marasem i gadalismy jak zwykle o pierdolach. On wlasnie skonczyl KSIAZKE i doszlismy do wniosku ze szkola to byl rzeczywiscie nonsens.

Niczego sie nie nauczylem w szkole, czego nie moglbym sie nauczyc w ZYCIU. Wlasciwie w podstawowce sie nie uczylem. Borykalem sie z matematyka, zerszta zawsze sie z nia borykalem i borykac sie bede. Od czego mamy komputery coś hehe… reszta przedmiotow to byl raczej pryszczyk. Czasem mniejszy czasem wiekszy. Potem LO – tam to juz w ogole mi sie nie chcialo. Przez niektorych nauczycieli prawie nabralem obrzydzenia do literatury, historii i innych przedmiotow. Ale jakos jakos. Tyle ze potem nie wiedzialem na jakie studia pojsc. EKONOMIA. Bardzo ekonomiczne i nieekonomiczne podejsce do sprawy. Strata czasu. Dla papierka. NO MORE SCHOOL. nigdy zyciu. Sa biblioteki, jest internet, sa ludzie z ktorymi mozesz rozmawiac i sie uczyc. Kto powiedzial ze to co ucza w szkolach to jedyna sluszna sprawa? Pamietam ze lekcje historii w 1988 a LEKCJE HISTORII w 1989 to kompletnie co innego – pomimo ze nauczyciele pozostali ci sami? No tak, zmienil sie program i PRZESZLOSC. Wiec po jakiego ch. brac to na powaznie i marnowac czas, pieniadze i zdrowie?

Do Ameryki Pld powinnienem wyjechac jak mialem lat 15, nauczyc sie perfekt hiszpanskiego i angielskiego potem w USA, wyjechac do CHIN i poswiecic 5 lat na chinski (przyszlosciowa sprawa), po drodze zrobilbym pare filmow, setki tysiecy zdjec, potem zaoczne pierdyknalbym jakis UNIWEREK – aby mic papier i WSIO. Mialbym lat 25 jak teraz i co innego w glowie. A moze by mi sie juz wtedy nie chcialo?

 

Opublikowano americana | Otagowano ,

pare zdan

Siedze na fotelu w moim klaustrofobicznym mieszkaniu. Pukam w klawisze, jakos lekko i przyjemnie. Pije pomaranczowego Actimela (jogurt). Sasiedzi zza sciany wlasnie wstali (jest 3 pm) i glosno lecza kaca. Ja kaca nie lecze, choc powinnienem, bo ostatnie dwa wieczory niezle zabawilem wraz z ludem w Deno’s i w Bucketts.

Siedze i klepie, myslac o paru sprawach do rozwiazania. Windoza 95 jest naprawde plugawym systemem op. Szygam wrecz tym, wszystko sie slimaczy i nie da sie na tym gownie pracowac. Ale trzeba sie cieszyc z tego co sie ma szczegolnie ze ma sie to za darmo. Notebooka ThinkPad IBM dostalem w prezencie od jednej loli ode mnie z pracy, aprat telefoniczny (typowy biurowy model z lat 80tych) kupilem za 1.5$ plus tax w sklepie z uzywanym scierem we Fraser, maras naklamal panu z Qwest (op. telefoniczny) i mamy tez linie telefoniczna. Lecz za przylaczenie i rachunki nie zaplacimy, bo Maras podal adres domu, ale nie adres korespondencyjny wiec rachunki bedzie zwracac a po 3 miesiacach odlacza telefon :)) mrauuuu …

Za dwa tygi wyjazd na Kube, mam wciaz mieszane uczucia, bo nic nie jest zalatwiony i nic nie wiadomo. Piszemy czytamy, chcemy kupic ten sprzet, liczymy kase, i w ogole jest goraczkowo. A propos – INFO – ktokolwiek ma pojecie o najnowszych trendach na kubie, co warto zobaczyc, jak przezyc, wszelkie informacje prosze uprzejmie o kontakt na mail

Nie cierpie amerykanskiego zarla. Mam dosc, szczegolnie gdy przez pol dnia wdycham resztki z brudnych talerzy. Gazy, wiatry, pierdziawka – to kwiatki na porzadku dziennym. Szklanka sody pomaga oczyscic zoladek. Ale za prawde powiadam – w Ameryce Poludniowej bylo niewspolmiernie lepiej jezeli chodzi o odzywianie sie.

 

Opublikowano americana | Otagowano ,

alive

Amerykanskie zycie. W rytmie zmywanych garow, zbaki, telewizji kablowej, budzika co z bezlitosnie wyrywa z 4 godzinnego snu, w pospiechu polykanego zarcia, popoludniowej drzemki i imprezowania w jeden wieczor w tygodniu.

Dzis dobry byl dzien. Lekki kac, potem pod gorke do pustego domu Ani i Majka aby sie wbic w siec i zrzucic zdjecia z cyfraka. Wkurza mnie to, karta pamieci 64 mega starcza mi tylko na jedna dwie sesje, sytuacje, czy pomysly. A gdy brak komputera to wtedy bol w dupie, bo nie ma gdzie zrzucac zdjec, a wszystkie robie w duzej rozdzielczosci. Wiec pomyslalem o kupnie MINDSTORA czy ELECTRONIC WALLET czyli przenosnego twardego dysku o pojemnosci 10-20 giga z USB, FIREWIRE i slotem na karty pamieci – aby skladac wszystkie fotki tamze. 10 giga to 5000 zdjec w super jakosci o rozmiarze 2 mega. To calkiem sporo, ale z drugiej strony 20000 nacisnieta migawka w moim cyfrakiem w ciagu roku

Stereotypy sie potwierdzaja – a propos amerykanskiego stylu zycia, ktory tak holubia niektorzy i rownia im czesc pewnie nim gardzi. Nie mam momentu na refelksje. Mysli przelatuja przez glowe i rownie szybko z niej wylatuja, a czasu aby je zapisac nie ma, gdy rozum przeslania gora garow z poza ktorej nie za wiele swiata widac. Tak sie czasem czuje i wiem ze u mnie to przejsciowe. Zarobkowanie aby zyc i zrobic COS potem w przyszlosci. Zainwestowac w siebie i upewnic sie ze to zapierdalnie sie przyda.

Mieszkanie zarasta syfem, na szczescie jest w brazach koloru kalu.

Konczy sie sezon. Przyszla wiosna. Mniej godzin w pracy, mniej zmeczony. Bylem chory (podobnie jak Maras i JUsta) – jakies zatrucie pokarmowe, myslalem ze zejde, ale nie zszedlem :)

zbieram kase – zakupki w Denver i spadowa na KUBE – film drogi o kubanskim hip hopie wkrotce w waszych TELWIZORACH – 2 kamery DV, 2 cyfry, mini disk, brak akredytacji prasowej, zeszyt i 10 kaset video…. potem montaz w POLSCE i zobaczymy co z tego wyjdzie…

j_m1 j_m2 justa3 maras1 maras2 j_m2

 

Opublikowano americana | Otagowano ,

day after day

Dni mijaja. Mniej pracy. Dzis po raz pierwszy od trzech tygodni mam wolny CALY DZIEN :))

W zwiazku z tym wcziera wieczera po praca zapodalismy niezle sie w bucketts – maras, justa, rommel i jego peruwianska narzeczona. Bilard, pare wazonikow z piwem in autostop o 3 rano do domu. SPAAAAAAAAAC!!!!!!

A dzis internet, koszykowka, ksiazki, spanie i zarcie :)

Opublikowano americana | Otagowano ,

Our House in the Middle of the Street

Mieszkam w LODZI – nie w miescie ani prawdziwej lajbie – ale w czyms cos ja nasladuje. Apartament do ktorego sie wlasnie wprowadzilismy (ja, Maras, Justa) przypomina koje jachtu co wyruszyl dookola planety. Drewniane obicia – mini salon i sypialnia plus kibelek, gdzie cieknie non stop. Woda tez nieustannie leje sie z kranu w mikro kuchni. Co ma pewnie udawac szum morza lub oceanu. Wlasciciel jakos nie mial okazji tego naprawic – i tak cieknie jak nam powiedziano okolo roku. Poza tym Maras symulowal w nocy chorobe morska wyrzygujac z siebie zawartosc zaladka i tym samym byl nie zdatny do pracu nastepnego ranka. Poza tym odzywa sie klimat dziwnego MOTELU z Wild at Heart lub Lost Highway…

Wyprowadzilismy sie od Ani, Mike i Julki – nie bylo tam miejsca dla 6 osob. Szczegolnie dla takich WUJKOW-SAMO-ZLO jakimi sie okazalismy.

Dzis rano zwloklem sie z loza, nie umylem zebow bo szczoteczke w poprzedniej chacie zostawilem. Slonce jeszcze nie wzeszlo, a nad przelecza Berthoud szczerzyl sie ksiezyc. Autostop. Szybko zlapalem jakiegos wariata co do pracy w Iron Horse jechal (hotel tuz za moim) – wiec na szybcika bylem w robocie. Tam nuda. Wielkanocny poniedzialek. Umylem 5 talerzy na krzyz i zaglebilem sie w lekturze USA TODAY, a potem sprawdzilem jeszcze maile – ale ponoc nie wolno pracownikom nizszej kategorii. Telefon do domu – pogawedka z Aura – probowalem sie tez do innych ludzi dodzwonic ale nie dalo rady.

Zagral Hejnal z wiezy Mariackiej. A u mnie wybila 12:00. Ide poczytac ksiazke albo zdrzemic sie…

PS.

Jednak chyba sie wydaje ze rzadko bo rzadko, ale blog bedzie dzialal…

 

Opublikowano americana | Otagowano ,