Przeczytalem swietna ksiazke „NO MORE PRISONS” (William Upski Wimsatt) – w Polsce nikt jej nie wydal, ale Maras wkrotce przetlumaczy, wiec spoko. Czytalem do 4 rano, potem wbilem sie jeszcze w siec i poszedlem spac, ale zasnac nie moglem. Patrzylem bez sensu przez okno. Padal snieg. Gruba warstwa bialego puchu snila sie snowboarderom. A jeszcze wczoraj plywalem w odkrytym basenie kolo mojej chaty. Myslalem. Nie zdarza mi sie to za czesto, tu, w tej dziwnej krainie, gdzie trzepie sie zielone papierki, pracujac po 15 godzin dziennie.
Myslalem o ludziach, swiecie, tym co sie teraz dzieje i w ogole innych uniwersalnych pierdolach. Myslalem co ja wlasciwie tu tworze. Bloga, pamietnik, dziennik. Myslalem o tych ludziach co codziennie rano po przyjsciu do pracy odpalaja sobie moja strone aby zobaczyc czy zyje. Przegladnalem statystyki dla wlasnej onanistycznej podniety. Skad, ile razy, kto, z jakich miast i komputerow i systemow operacyjnych. Duzo. Bardzo duzo. Sie zblizylem do 100000 od czasu wyjazdu na druga strone oceanu. To bardzo fajnie – sobie mysle – ale co z tego. BLOG.pl wlasnie dzis przekroczyl 20000 i co z tego. na razie nic, ale wierze ze cos z tego bedze. To ADOMAS do ciebie. Myslalem co dalej.
Brakuje mi slow. Brakuje mi mysli i inspiracji polaczonej z koncentracja. Moj umysl bladzi, nie robie zadnych dobrych zdjec, bo nie mam czemu i komu. Zeszyt zapelnia sie pomyslami, ale one tam zostaja, nietkniete. Jestem zmeczony chyba. Bardzo zmeczony. 10 miesiecy poza domem. I raczej chce mi sie juz powoli wracac. Wiem ze ktos zaraz powie, ze do Polski nie ma po co. Ze to chujowy kraj. Ze wszyscy narzekaja. Hej, moze rzeczywiscie tak jest. Albo jest na pewno, wiedzac co mi przyjaciele przekazuja. I przeciez nawet nikomu nie chce sie zmienic tej sytuacji, bo sytuacja jest niezmienialna. Nie zeby brak wiary we mnie wstapil, ale chyba wole robic dobrze sobie i najblizszym niz byc filantropem. Na co to komu i po co. Ludzie robia dobrze innym, aby chwile potem wszytsko zniszczyc jednym posunieciem.
„rozpierdolmy ameryke”
„ukarzemy afganistan”
„zabic wszystkich zydow”
„zagazowac palestyne”
Mniej wiecej w tym stylu. W imie ropy naftowej, kawalka ziemi, gdzie zakopane ponoc sa jakies zloza mineralne, ktore mozemy se uzyc do budowy rakiet aby dzieki nim zdobyc jeszcze wiecej, aby produkowac jeszcze wiecej rakiet. W imie swietej ksiegi, gdzie strony zaznacza sie zielonymi papierkami. Nie ma kasy dla szkol, dzieciakow, dla muzykow, teatrow i innych nikomu nie potrzebnych abstrakcji. Jest za to Afryka, ktorej zaraz nie bedzie, sa Chiny ktorych wkrotce bedzie za duzo. Sa Stany ktore nie sa w stanie sobie juz pomoc. Jest Palestyna, jest Izrael. Politycy vs. lud. Juz wczesniej pisalem Zydach i Arabach. Parokrotnie. Oni maja poprostu przesrane na pare najblizszych tysiacleci. I nikt nie pomoze, dopoki sami sobie nie pomoga.
Zaczynam sie sprzeczac z samym soba, niezdecydowanie to jedna z cech mi przypisanych w jakis pojechanych buddyjskich horoskopach.
gemini
Mysle o rzeczach ktore powinnienem dokonczyc. Mysle o tym co stracilem wyjezdzajac. Lub KOGO, mala.
Mysle tez o tym CO ZYSKALEM. No wlasnie, co zyskalem?
William Upski w „No more prisons” napisal to co wczesniej juz mowilem. ZYCIE TO NAJLEPSZY UNIWERSYTET.
Wczoraj siedzialem z Marasem i gadalismy jak zwykle o pierdolach. On wlasnie skonczyl KSIAZKE i doszlismy do wniosku ze szkola to byl rzeczywiscie nonsens.
Niczego sie nie nauczylem w szkole, czego nie moglbym sie nauczyc w ZYCIU. Wlasciwie w podstawowce sie nie uczylem. Borykalem sie z matematyka, zerszta zawsze sie z nia borykalem i borykac sie bede. Od czego mamy komputery coś hehe… reszta przedmiotow to byl raczej pryszczyk. Czasem mniejszy czasem wiekszy. Potem LO – tam to juz w ogole mi sie nie chcialo. Przez niektorych nauczycieli prawie nabralem obrzydzenia do literatury, historii i innych przedmiotow. Ale jakos jakos. Tyle ze potem nie wiedzialem na jakie studia pojsc. EKONOMIA. Bardzo ekonomiczne i nieekonomiczne podejsce do sprawy. Strata czasu. Dla papierka. NO MORE SCHOOL. nigdy zyciu. Sa biblioteki, jest internet, sa ludzie z ktorymi mozesz rozmawiac i sie uczyc. Kto powiedzial ze to co ucza w szkolach to jedyna sluszna sprawa? Pamietam ze lekcje historii w 1988 a LEKCJE HISTORII w 1989 to kompletnie co innego – pomimo ze nauczyciele pozostali ci sami? No tak, zmienil sie program i PRZESZLOSC. Wiec po jakiego ch. brac to na powaznie i marnowac czas, pieniadze i zdrowie?
Do Ameryki Pld powinnienem wyjechac jak mialem lat 15, nauczyc sie perfekt hiszpanskiego i angielskiego potem w USA, wyjechac do CHIN i poswiecic 5 lat na chinski (przyszlosciowa sprawa), po drodze zrobilbym pare filmow, setki tysiecy zdjec, potem zaoczne pierdyknalbym jakis UNIWEREK – aby mic papier i WSIO. Mialbym lat 25 jak teraz i co innego w glowie. A moze by mi sie juz wtedy nie chcialo?