Miesięczne archiwum: grudzień 2001

Nicaragua, dni kolejne

W tym upale to mi sie juz nawet nie chce pisac…

Jezioro Nicaragua – inaczej COCIBOLCA czyli SLODKIE MORZE. Calkiem spore to morze. Przekroczylem granice z Kostaryka i uderzylem do Rivas. Cicha miescina. Puste ulice. Obiadek, 10 minut internetu, jablko przegryzlem w biegu i przemiescilem sie do San Jorge – skad odplywaja promy na Omotepe. Nie spodziewalem sie takich fal, szczerze powiedziawszy – calkiem wymiotne przezycie (nie dla mnie, ale dla polowy pasazerow). Metrowe faliste potwory na jeziorze. A lajba do najsolidniejszych nie nalezala.

Jezioro odzielone jest od Pacyfiku waskim (20km) przesmykiem. Stad tez te fale i … dziwne zwierzaki mieszkajace w wodach, np. slodkowodne rekiny – 3 metrowe bestje, aczkolwiek z rzadka widywane.

Wyspa zostala utworzona przez dwa wulkany. Pytanie – czemu wlasciwie ludzie osiedlaja sie w poblizu wulkanow? Gleba jest bardzo zyzna – co powodowalo migracje ludowow z innych terenow tuz na zbocza ziejacych ogniem gor. Ometepe w jezyku NAHUATL oznacza „pomiedzy dwoma wzgorzami”. prawie 40 tysiecy ludzi mieszka w malych wioskach rozrzuconych na dwoch czesciach wyspy. Slonce, deszcz, dobry klimaty caly rok, ryby w jeziorze – maja tu wszystko co trzeba.

Zamieszkalem w hoteliku za dwa dolce. Z gadajaca papuga o imieniu Lorenna – swietny partner do rozmowy, szczegolnie gdy sie spozylo duzo Coba Libre. Znow spotykam ludzi nowych – Shaun z RPA, Vera z WLoch i ANgie z Australii. Wiec sobotnia impreza jest udana. Szczegolnie ze imporezujemy z tubylcami – rum domowej roboty i CUMBIA – muzyka ktora niezle traktuje uszy.

KRWAWY SPORT

Zawodnik koloru czerwonego w jednym z rogow wielokata zagdaczal gniewnie. Sekundanci trzymali go jednak mocno. Jego przeciwnik, bialo upierzony rowniez rwal sie do walki. Fakt, ze jego biale piora za 3 minuty beda kompletnie czerwone dodawal dodatkowych skrzydel. Wlasciciele kogutow omawiali ostatnie szczegoly, publika obstawiala faworyta, a ja nie moglem robic zdjec – bo to „sport” nielegalny i nie dla oczu kazdego.

Zaczelo sie. Walka. Krwawa. bardziej emocjonujaca niz pojedynek Goloty z Taysonem. W kameralnej atmosferze, gdziej na podworku jednego z miasteczek wyspy Ometepe. Nicaragua. W trzepocie skrzydel, zadnych krwi nielotow. Te inne nieloty, czlekoksztaltne, stajace wokolo ringu, byly chyba tej krwi jeszcze bardziej spragnione.

Ogladnalem tylko jeden pojedynek. Zaliczam do cos do reszty tego typu masakr: corrida, walki kogutow, psow, ludzi. Malo przyjemne w odbiorze, niehumanitarne, sciagajace cale rzesze ludzi z brudnymi lapami, robiacych nieczyste interesy. Chyba zadzownie do programu ANIMALS…. ;))

GRENADA

Spokojne miasteczko nad jeziorem Nikaragua. Zalozone w XVI wieku, niszczone, palone, zdobywane przez piratow (docierajacych tu z Karaibow waska rzeka). Wspaniala architektura, za kazdy rogiem cos nowego. SNuje sie z aparatami tam i z powrotem. Zalapujac sie na atmosfere – przyjazna i leniwa. 3 dni i 2 noce. Wkrote swieta. Chyba spedze je w drodze badz w Hondurasie. Nad morzem. Do Gwatemali juz nie zdaze. Tam dojade na NOWY ROK.

blind_monkey2 droga hotel ometepe3 prszystan3 ometepe2 omotepe1_diler shaun_ryba rivas_dworzec gadatliwa_lorenna blind_monkey1 przystan2 angie_vera1 przystan3 wulkan1 przystan_omotepe  jezioro_nikaragua2 samotna przystan4 jezioro_nikaragua1

Opublikowano americana | Otagowano

KOLUMBIA suplement

Z czym ci sie kojarzy KOLUMBIA?? No wlasnie. Jezeli sie komus kojarzy to z narkotykami, ich produkcja i przemytem to ma racje.

Z czym jeszcze?

Amerykanskie filmy stworzyly wizerunek kolumbijskiego handlarza scierwem – rzezimieszka, ktory ginie w 15 minucie filmu. Jest tylko trupem – watpliwa ozdoba, spocona kreatura w kolorowej koszuli i w ciemnych okularach.

Fanowi literatury iberamerykanskiej kojarzy sie oczywiscie jeszcze z Gabrielem Garcia Marquezem. Do szufladki wrzucamy jeszcze narkotykowego barona Pablo Escobara. Escobar za zycia proponowal rzadowi splacenie calego kolumbijskiego dlugi. Teraz jest trupem i swietym dla tutejszej ludnosci.

Ale to nie wszystko. Rzecz jasna. Calosc jest trudna do ograniecia.

FUERZAS ARMADAS REVOLUCIONARIES DE COLUMBIA – guerilla, partyzantka, cokolwiek jak by nie nazwac bande kolesi z AK 47. porywanie ludzi dla okupu, zatrzymywanie i ostrzeliwanie autobusow. Notoryczny rabunek pasazerow. Codziennie nowe ofiary, zabici, ranni, porwani. Malo przyjemne coś Nawet mieszkancy tego kraju, nie tylko turysci, boja sie podrozowac. Moze dlatego polecialem samolotem do Cartageny, zamiast przebijac sie ladem. Nie moze, na pewno. Te zbrojne sily – jak sie sami nazywaja – to zadna filozofia i ideologia – wiekszosc z nich to zwykli bandyci, powiazni interesami z naroktykowymi gangami.

Bedac w Santa Marcie znalazlem na ulicy lokalna gazete. Z dnia poprzedniego. Na pierwszej stronie gruba czcionka krzyczacy tytul 10 OSOB ZGNIELO WCZORAJ W SANTA MARCIE. 3 w wypadku samochodowym reszta strzal w glowe. Otwieram kolejne strony gazety: porwany autobus, porwane natolatki z Bogoty, co przyjechaly na wakacje do Santa Marty. Bo to grudzien. Ludzie tu maja wakacje. Ladne wakacje..

Bedac tu, siedzac na plazy, saczac piwko i jedzac wieczorna rybke w restauracji nie masz zielonego pojecia co sie dzieje. Szczegolnie ci co hiszpanskiego nie znaja zyja w blogiej nieswiadomosci.

Kolumbia to ogromny i wspanialy kraj. Miliony ludzi. Roznych ludzi. Biali, czarni, ludzie rdzenni i mieszanki tych ras. Niedni i bogaci, uderzajace kontrasty – zreszta jak i wszedzie w Ameryce Pld. Monumentalne gory z osniezonymi szczytami, zielone rowniny, gesta i wilogtna dzungle, ktora przecinaja brazowe wody rzek, wpadajacych prosto do Amazonki. A na polnocy biale piaski i blekitne wody Karaibow. Tam tez urodzil sie Marquez. I tam gdzie jest jego mityczne MACONDO ze STU LAT SAMOTNOSCI.

… ja na razie to mam ponad 100 dni samotnosci…. 100? hm… juz bedzie 200…

Opublikowano americana | Otagowano

NIKARAGUA

Papierki, stempelki, znaczki na czerwony krzyz, wymiana kasy, 4 godziny stania w kolejce aby opuscic KOSTARYKE. Potem to samo aby wjechac do Nikaragui.

I jest juz inaczej. Widac po cenie internetu dolar za 10 minut, wiec sie streszczam.

Uciekam na wyspe – na jeziorze Nicaragua. Wspanialem to miejsce – wulkany, jezioro ogromne jak morze, zielono i krowki sie pasa…..

Odezwe sie wkrotce. Yo

micro2 micro luis granica3 granica2 granica1

Opublikowano americana | Otagowano

ZACMIENIE

…slonca. I to 95%.

Obudzilem sie z rana, solidnie pogryzony przez bzykaczy krwiopijcow. Sniadanie o 7.15 i skok do autobusu do Tiliran (na polnoc kraju). Wulkanu nie zobaczylem, mglisto, deszczowo, nic z tego. Spojrzalem do przewodnika. NICARAGUA. Slowo do mi sie w czaszcze obija. HIsotria, miejsa, ludzie, IRAN-CONTRAS, Sandinisci. Potem Honduras i WOJNA FUTBOLOWA, o ktorej pisal Kapuscinski (jedna z moich ulubionych ksiazek). Wiec jest co robic, a kasa sie konczy i czas uplywa. Wiec zmykam z Kostaryki.

Wiec zmykam. Latwo powiedziec. Deszcze padajace od dwoch miesiecy totalnie zniszczyly drogi. Wiec jechalem autobusem a tu w pewnym momencie totalny obsuw gleby. Czterej Pancerni wraz z Szarikiem nie dali by rady przejechac. WIec cofnelismy sie do La Fortuny. Tam sie okazalo ze az 14 gringo chce jechac do Liberi (na polnoc kraju). Spoko, ale autbusu juz zadnego nie bylo, zblizala sie 10 godzina. Policzylem jeszcze raz persony, wypytalem czy naprawde wszyscy jada tamze i pognalem szukac transportu. Wraz z jedna Angielka. Po 15 minutach mielismy sliczny microbusik i za 9$ za osobe przejechalismy przez caly kraj.

Zacmienie. Nie wiedzialem. Dojechalismy na miejsce i sie zaczelo. Stalismy tak z otwartymi gebami, robilo sie ciemniej i ciemniej. Prawie mrok.

Wieczor. Pokoj dziele z para Czechow – Pavel (mama z Polski, wiec gadamy po polsku) i Radka  Jutro wczesnie rano wale na granice Nikaraguy… co bedzie dalej – w najblizszych odcinkach. Ciao

czesi

eclipse1 eclipse2 eclipse3 liberia_eclipse liberia_eclipse2 liberia_eclipse3 liberia_eclipse4

 

Opublikowano americana | Otagowano , ,

COSTA RICA dzien 3

Heh… Znow w drodze, duzo i intensywnie, znow czytam przewodnik, znow spogladam na mape, znow znow…

Jakiegos paueru dostalem, chyba. Pedze przed siebie.

Pol roku w drodze. Duzo i malo. Sam nie wiem. Zastanawiam sie coraz powazniej gdzie spedzic wigilie i nowy rok. A moze mnie ten dni po prostu gdzies w drodze dopadna.

Kostaryka. Kraj bogatszy od tych co wczesniej widzialem, czysty, bezpieczny, DROGI (!!!) i jakis poukladany. Mnostwo mlodych Amerykanow – sie czuja chyba tu bezpiecznie :))

Opuscilem rano San Jose i udalem sie na polnoc do miejscowosci LA FORTUNA. W okolicach znajduje sie najbardziej aktywny wulkan w Ameryce Srodkowej. Niech i sobie bedzie. Co z tego. Jak nic nie widac. Deszcz, chmurzasto. To znak ze pora deszczowa sie jeszcze nie zakonczyla.

Kostaryka. Bardzo stara demokracja. Maja wybory parlamentarne (wolne!!) od XIX wieku. Nie maja ARMII!!!! A prostytucja jest legalna dla kobiet powyzej 18stki.

Ludzie – biali. 1% czarni, 1% rdzenni mieszkancy. bardzo przyjacielscy, pomocni. Ale jakos nuuudno….

Ide so supermarketu cos kupic do jedzenia. Wlasnie zaplacilem 10$ za hotel. Kuzwa, najtanszy w miescie…

PS.
Deszcz pada nieublagenie a z glosnikow Van Morrison. Jest spokojnie. Pisze nowe rzeczy. Jeszcze bedzie tekst o Kolumbii.

 

Opublikowano americana | Otagowano

FOTKI CARTAGENA 2 i TAGANGA

zatoka2  port1 port4 senora_maria  zatoka6 port2 port5 autoportret3_skadrowany port3  zatoka1 zatoka7 zatoka5 zatoka4 kiwi

Opublikowano americana | Otagowano

LOT 059 i AMERYKA CENTRALNA….

Dzis rano wstalem wczesnie. W nocy szalal jakis maly huraganik. Taganga w okolicach Santa Marty. Moje lozko w zbiorowej sali bylo tuz przy oknie bez szyb, tylko kraty i niebieska szmata. Warunki spartanskie ale za dolara wybrzydzac nie bede. Wiec obudzilem sie. Kurz na ulicy, wschodzace slonce. Zjadlem 4 banany i 2 mandarynki. Spojrzalem w kajet – wychodzilo na to ze dzis jest 11 grudnia. Wygrzebalem z plecaka LP CENTRAL AMERICA. Mapa. Trasa. Kraje. Duzo tego, pomyslalem. Mechanicznie spakowalem plecak, pozegnalem sie z brygada i wlasciwie nie wiedzac co robie wskoczylem do taksowki i pognalem do miasta. Byla 9 rano. Miasto dopiero gotowalo sie do dlugiego goracego dnia.

Avianca. Linie lotnicze. Bedac w malym transie i kierujac sie wizja rychlego przybycia do Ameryki Centralnej zakupilem bilet do najblizszego miejsca gdzie moglbym bez wizy pojechac. San Jose, Kostaryka. W Panamie Polaczkow nie chca – papiery, wizy, prosby do konsula – juz mi sie nie chcialo. Wiec celem byla Kostaryka. Bilet. Taxi. Szalona jazda na lotnisko. Potem nie mialem jak zaplacic taksowkarzowi – problem drobnych pieniedzy. Suma 10$ i juz problemik powstaje. Lece z Santa Marty do Bogoty…

***

Bogota. Lot 059 kolumbijskich linii lotniczych AVIANCA. Jestem spozniony. Wskakuje do samolotu na 30 sekund przed odlotem. Wszystko przez biurokracje, balagan na lotnisku, brak borading pass, wojskowa kontrole i klotnie o scyzoryk, ktory mi w koncu zabrali (zapomnialem go wrzucic rano do duzego plecaka).

Lecimy. Rozdali zarcie, kawe i piwo.

Przypadkowo koles siedzacy za mna zbyt dlugo przygladal sie lewemu skrzydlu. No i zauwazyl ze cos cieknie. I to calkiem sporo. Zglasza stewardesie. Ta oczywiscie blyszczy trenowanym od lat usmiechem w stylu nie-ma-co-sie-obawiac, ale wola kapitana. 10 minut potem wracamy do Bogoty…

prosze panstwa mamy informacje z lotniska musimy wracac prosze zachowac spokoj za 15 minut bedziemy na lotnisku El Dorado nie ma co sie obawiac wszytsko jest pod kontrola to dla Panstwa bezpieczenstwa

Wyrzucil sie siebie Pilot. Spokojnie to tylko awaria a ja chcialem zapytac Czy leci z nami pilot… Pamietam scene z jednego z tych filmow, gdy Leslie Nielsen (ten siwy kolo z Nagiej Broni) wciska kit pasazerom, ze wszystko jest w porzadku, a w miedzyczasie rosnie mu nos, jak Pinokiowi….. hehe…

Ladujemy. UFff… Wypad z samolotu. Gadam z kolesiem ktory wyczail ze cos jest nie w porzadku. WYCIEK PALIWA jak sie okazalo. Felippe – perfekt angielski, uratowal nam wszystkim dupe. Wystarczyla by godzina wiecej. ISKRA. DUUUP. I Bart wita sie z aniolkami (badz z Lucyferem – w zaleznosci od mojego konta z grzechami).

O 19.00 w koncu odlatujemy. Znow zarcie, tym razem kurczak, a chwile potem wymiotne turbulencje. Me gusta aviones me gustas tu. Manu Chao spiewal. Kurde stary, ja juz chyba nie lubie samolotow.

San Jose. W koncu. Jestem w Ameryce Centralnej. Kostaryka. Czyli na polski – Bogate Wybrzeze. No rzeczywiscie. Jakos inaczej. Czyste lotnisko. Sklepy, McDonaldy, amerykanskie samochody. I drozej. O wiele drozej. Ciule na lotnisku gubia pare rzeczy z mojego plecaka – przewodnik, i wszytskie moje plyty MD. Na szczescie – sie wszystko odnajduje.

Taxi do centrum 10$. Wsiadam w autobus za dolara. W pol godziny jestem w hotelu za 4$ (najtanszy w miejsce) o dumnej nazwie GRAND IMPERIAL. Moj pokoj to samobojcza cela 2×2 metry. Da sie jednak zyc…

BOHATEREM DNIA jest Felippe z Bogoty, Colombia. Muchas Gracias, Hombre

Opublikowano americana | Otagowano

SANTA MARTA i okolice

Santa Marta. Pozdrawiam z tej okazji wszystkie MARTY jakie znam – a znam ich trochie ;)))

W?a?ciwie to wpadłem do miasta tylko na internet i do banku – bo mieszkam w malej rybackiej wiosce – 15 minut drogi od centrum Santa Marta.

No i mam kaca. Bo spo?ywa?em rum z kola.

Mialem cos madrego napisac, ale nic mi do glowy nie przylazi. Bo coz mozna napisac? Ze leze w hamaku, czytam ksiazki w ichnim jezyku, prowadze debilne konwersacje w Spanglish z jednym szalonym Francuzem, grajacym wszystkie kawalki Manu Negry i Manu Chao. Francuz – Erik, studiuje lingwistyke w Tuluzie, ale gada po angielsku jak … kazdy zwykly Francuz. Moze dlatego ze jego jezyki wiadace to arabski i chinski. Serio. Heehhe… Poza tym snuje sie znami 30 letni koles z Nowej Zelandii – Cliff – sobowtor Kurta Russella z czasow Wielkiej Draki w Chinskiej Dzielnicy. Pojechani przesmiewcy ci kolesie, wiec jest zabawnie.

Kolumbia. Zaczynam coraz bardziej lubiec ten kraj. Genialne miejsce. Tylko za bardzo porywaja, przemycaja, zabijaja, kradna. Ale to drobnostki, o ktorych kazdy powinnien jak najszybiej zapomniec, bo latwo mozna zalapac paranoje, zwariowac i trafic do psychiatryka w Medellin.

Poza tym jest swiatecznie. Koledy, choinki (z puszek po piwie), cycate murzynki za czerwonymi czapami swietego Mikolaja. Czuc Dziada Moroza wszedzie. Feliz Navidad :))

Coz, nie bede tutaj towarzystwa zanudzal, zmykam na plaze i brudny hamak. Poklony…

 

Opublikowano americana | Otagowano

PLAYA BLANCA FOTO

Pare obrazkow, na krotki zimowy dzien w POLSCE. Bez zbednych slow. Bo sie niedlugo utopie w ich potoku.

koral1

playa1

na_polow2

playa6

 

 

playa7

playa4

smile_baby

playa8

playa_kiwi

palmy3

palmy2

cocoholik

na_polow1

hombre2

quo_vadis

playa10

playa_dorada

playa5

hombre1

playa9

fortuna

palma1

playa_kloda

playa11

hamak

bart_playa

playa2

noorek4

wilbert

lancha_vieja

playa3

palmy1

bart_playa2

 

noorek1

noorek2

 

Opublikowano americana | Otagowano

PLAYA BLANCA

Znalazlem sie w miejscu gdzie CZAS sie nie liczy. Tryb zycia wuregulowany jest wraz z przybyciem nowych ludzi , lodzi, wschodami i zachodami slonca, przyplywem i odplywem. To wszystko. Przykladowo – kolacja codziennie o zachodzie slonca – ryba, ryz, salata, piwo.

I wcale nie jest to wyspa. To tylko skrawek ladu, wystarczajaco oddalony od cywilizacji, aby mozna bylo uznac go za WYSPE. To PLAYA BLANCA (BIALA PLAZA). Dostac mozna sie jedynie lodka badz tez promem, przekraczajac rzeke na rozklekotanej ciezarowce, pelnej tubylcow. Siedzialem tak, na pace, pot sie lal i lal sie tez olej z peknietego worka z rybami, usmiechniete czare twarze wokolo mnie, reggae KOLEDY (!!!) i wesoly kawalek o Osama bin Ladenie (dudniacy rytm i glos reggaemuffina).

Dluga plaza, WIELKI BLEKIT, rafa koralowa, 200 czarnoskorych mieszkancow, paredziesiat palm i niezliczone lisciaste, rozlozyste drzewa dajace przyjemny cien.

Pobudka o wschodzie slonca, kawa, kokos, lezakowanie, zdjecia, na chwile chwila zapomnienia w podwodnym swiecie, aby powrocic na zalazna sloncem plaze. Poza tym oganialem sie nie tylko od wrednych much i komarow – tez od kolesi probujacych wciasnac ci wszystko co sie da.

Nie ma elektrycznosci, slodkiej wody, prysznica, nie ma lozka, jest tylko hamak z moskitera, nie ma sklepow, telefonu, internetu. NIC NIE MA, albo jest wszystko.

Czytam ksiazki. HI FIDELITY (Wiernosc w Stereo, Nick Hornby). Swietna sprawa, wczesniej lyknalem po polsku, ale nawet w ichnim jezyku czytalao sie wybornie, spokojnie w jeden dzien. Druga rzecz to CHASING CHE (SLADAMI CHE badz w innym tumaczeniu W POGONI ZA CHE). Patrick Symmes ruszyl na motocyklu sladami Che Guevary. Wyborna rzecz, z niezlym tlem poltyczno ekonomicznym. Ale tez rzecz o zwyklym niegdys czlowieko, co stal sie REWOLUCJONISTA.

To taki maly raj na ziemi. Mozna sie wylaczyc, co z radoscia zrobilem. Dawno juz nie lezalem na plazy. PUSTEJ PLAZY. Patrzac w gwiazdy.

Az zasnalem…

* * *

A propos POLITYKI i znienawidzonego atykulu ktory wlasnie przeczytalem…. Zamieszanie klasyczne. Glosy oburzenia, krzyk i harmider, zgielk i paranoja. Mozna to bylo oczywiscie przewidziec i wcale sie autorce (autorce?) nie dziwie, ze spartolila profesjonalnie robote i teraz pewnie pochlipuje (chlip? co tam u ciebie stary?) z cicha przygnebiona gniewem pisarzy-grafomanow-blogowiczow. Co bys nie napisal bedzie zle. Piszesz o blogu – zjawisku – i chcac nie chcac wsadzac wszystkich do jednej szuflady: wiolke, adomasa, chlipa, bscibziolka.blog.pl, minimala pschola, onananistow, wierszokletow, prorokow, masonow, skinow, nauczycielki, zwyklych lobozow majacych dostep do sieci, dyslektykow, mnie, moja siostre ( na szczescie kochani rodzice bloga nie prowadza), magdale-pisarke-prawdziwa, gejow-ukrytych, sekretarke szefa, nocnego stroza i niesmiertelna krysie jande, ktora juz nie jest akorka, jesy wybitna blogowiczka. I CO MAMY??!! KOCIOKWIK. Nikt nie jest jednakowy. Wystawianie opinii wszytskim na bazie 5 pamietnikow cybernetycznych to blad, ktory moze autora artykulu kosztowac zycie. Poza tym dziennikarze w wiekszosci nie stosuja metody Stanislawskiego, jak De Niro czy Dustin Hoffman – nie beda prowadzic bloga przez miesiac aby potem o nim pisac.

Jak powstanie atykulu ktory zadowoli wszystkich bez wyjatku – prawdziwy dupowlazacy knot, skasuje bloga i wraz z nim samobojczo caly blog.pl (hhehe…). Zreszta swego skasuje niebawem – albo przynajmniej zawiesze – huhhuh. nasza zima zla uhuhua – ale nie dla mnie…

 

Opublikowano americana | Otagowano