Miesięczne archiwum: grudzień 2001

BYLEM KOLUMBIJSKIM CINKCIARZEM

Czulem sie przez chwile jak bym gral w PULP FICTION – w tej scenie gdy kolesie paraduja w krotkich spodenkach i debilnych t-shirtach. Tak wygladalem w ten upalny poranek gdy z Alfim zasuwalismy po miescie – od banku do banku. Co wlasciwie robilem? Wymienialem kase. Duzo kasy. Cala fure. 5000$. Wszystko slicznie legalnie i bez problemow. Czeki podrozne, gotowka. Rzecz sie rozchodzi o to, ze mieszkancy Kolumbii legalnie moga wymienic jednarazowo niewielkie ilosci kasy i musza placic 3% prowizji i jakies podatki. Obcokrajowcy – do 10000$ bez zadnych innych formalnosci – potrzebuja tylko paszport. Pracowalem dla O. i jego braci. Maja maly kantor – z przeplywem gotowki jak policzylem okolo 100000$ tygodniowo.. Codziennie okolo 15000-20000 papierow. Wszystko dzieki obcokrajowcom. Warto znac tych kolesi jakby cos sie stalo – bo oni znaja wszystkich z kolei.

Tak wiec zarobilem dzis troche kasy. Bedzie na wiecej suchych bulek. Nie pojechalem tez na wyspe. Dopiero jutro.

Spotkalem innych oszolomow. Mieszkajacych tu. Robiacych dziwne interesy. Ludzi co porzucili wszystko co wczesniej mieli…

Jest taki kraj na swiecie. Dziwny kraj, kraj szalony – to pewnie dlatego niektorzy przekrecaja jego nazwe na LOCOMBIA (loco – szalony, po espansku). To takie miejsce gdzie ludzie przyjezdzaja zyc – zyc na maxa. Ludzie z przeszloscia, Europejczycy, Amerykanie, ktokolwiek. Zostawiaja domy, samochody, dobytek. Biora gotowke i osiedlaja sie tu, nie ogladajac sie za siebie.

NIE OGLADAJAC SIE ZA SIEBIE.

Spotkalem paru z nich. Szalenstwo w oczach, totalny rozpierdol i zarazem chec zycia. CARPE DIEM. Kurde, chwytaja dzien i to jak. Pieniadze, majatek przestal dla nich byc priorytetem. Rzucili wszystko w imie ZYCIA – w kraju okaleczonym przez wojny, zamachy, kartele narkotykowe – kraju magicznym, kraju mojego ulubionego Marqueza. Rzucili wszystko w imie zapachow, slonca, upalow, muzyki, nieustajacej imprezy, spoconej koszuli na plecach przez caly bozy dzien. W imie milosci moze? A moze dlatego ze za bardzo kochali KOKAINE. Albo mieli dosc? A moze po prostu nie mieli wyjsca. Starali sie LAPAC DZIEN u siebie, w rodzinnym kraju i zaszli w konflikt – z prawem, spoleczenstwem, rodzina etc.

Czy ktos z WAS uczynilby taki krok? Aby opuscic DOM i pojechac gdzies — i zaczac wszystko od poczatku. Nie mowie o krajach „cywilizowanych” jak USA, Niemcy — gdzie jedzie sie za groszem i cierpi czasem katusze. Mowie o miejscu gdzie bezstresowo mozna dozyc starosci i umrzec…

 

Opublikowano americana | Otagowano

CARTAGENA dzien 4

Caly dzien robienie zdjec. W brudnych podworkach, na targu, w malych zakladach rzemieslniczych, na ulicy i w autobusie. Wlasciwie wszedzie. Przynajmniej probuje. Bo nie jest latwo. Bialas z aparatem krecacy sie po podworku wyglada zdecydowanie podejrzanie.

Wieczor. Zbiorowe spozywanie rumu na tarasie hotelu. Atmosfera jak zawsze miedzynarodowa. Jest tez Alfred – 41 lat, koles z Polski z narzeczona Marianna – od 20 lat w Norwegii – juz o nim pisalem wczesniej, bo spotkalem typka w Montanicie. Wiec co. Pijemy.

Z Wolfgangiem z Niemiec i Jeanem z Francji walimy do najgorszej speluny na naszej ulicy. Dwie sale. W pierwszej 3 stoly i pare krzesel. Ciemno – gola zarowka daje nikle swiatlo. Serwuja piwo i goraca muzyke. Brak mlodych ludzi. Siedza jegomoscie i podstarzale, lub wrecz stare kurwy z grubym makijazem na twarzy. Wszyscy pijani. Saczymy browczyka i rozmawiamy o wynikach losowania do MS, Georgu Harrisonie i Kolumbii. Koles siedzacy w drogu leci w pewnym momencie na pysk. Nikt nie przerywa imprezy. Najlepszy z tego wszystkiego jest kibel – znajdujacy sie w sali tanecznej (gdzie siedzmy) – oddajacy mocz odgrodzony jesy lepka carata od reszty. Muzyka. Rumba. Rumba…

Yo soy policiant – rzecze wielki czarny koles w czerwonej koszuli
Claro, si si – potwierdzamy.

Koles przysiada sie, w kolko powtarzajac mantre: YO soy policiant (jestem policjantem). Wyjmuje portfel i dobywa swa legitke – rzeczywiscie, gliniarz, o imieniu Jorge. Prawie gubi wszystko co ma. Karty kredytowe, papiery, legitki, zdejcia dzieciakow etc. Opowiada o swoim alkoholizmie, pracy, zlych ludziach, bandytach, strzelaninach.

Opuszczam miejsce – po drodze zaczepiaja mnie jeszcze dwie stare kurwy, chcace mi possac. Wracam. Ide spac. Mam dosc dnia. Jednak w nocy budza mnie odglosy. To dwoch kolesi ktorzy mieszkaja w tym samym pokoju – Robin i jego Batman. Tak ich powinniem chyba zaczac nazywac – bo kolesie urzadzili sobie cicha sex sesje cmokajac, wzychajac, ssajac i pojekujac. Kurwa mac, nie mam nic przeciwko gejom, ale mogli by to robic gdzie indziej. Dzizass…..

Jutro zmykam na wyspe. Gdzie nie ma elektrycznosci, gdzie jest bialy piasek, niebieskie niebo, slonce i hamaki. 3,4,5 dni… do zobaczenia wiec…

PS.
Kasa sie konczy. Spogladam na konto – i kurka nie za wesolo. Czas przejsc na suche buly i wode :))

alf cartagena_zatoka casa_vienna dziewczynka izirajder jesus kolacja kup_pan_owoc market_cartagena market_cartagena2 market_cartagena3 moja_ulica1 moja_ulica2 moja_ulica3 moja_ulica4 obuwniczy polaco_kiwi przedmiescia1 przedmiescia2 przedmiescia3 przedmiescia4 przedmiescia5 skoooter  ulice yo

 

Opublikowano americana | Otagowano

FOTOGRAFIA CARTAGENA

Oczywiscie z problemami (zostawilem plyte z instalkami w Quito) – zapodalem nowe zdjecia na stronke. Mialem wlasciwie cos napisac, ale goraco jak w piecu… taa… za goraaaco. 1:30 pm, sobota, miasto sie smazo, wyczuwam zapach topiacego sie asfaltu, wentylatory pracuja bez wytchnienia a ja sie ide napic zimnego piwa.

robotnicy_big

mury_miasta4

mury_miasta1

 

mury_miasta3

podpieracz

ludzie_miasta

miasto4

 

bananiarz

pijacka_knajpa

mury_miasta2

w_parku

 

miasto2

bus

kup_pan_gramofon

miasto3

diabelska_maszyna

taxi

pomaranczarz

mecz

zamyslony

pani_kokaina

robotnik2

kolo2

rozleniowiona

robotnik1

stara_kobieta

kolo1

osama_i_ja

robotnicy2

bart_lotnisko1

w_mroku

bart2

lotnisko_quito

miasto1

trup

kapliczka

Opublikowano americana | Otagowano