Czulem sie przez chwile jak bym gral w PULP FICTION – w tej scenie gdy kolesie paraduja w krotkich spodenkach i debilnych t-shirtach. Tak wygladalem w ten upalny poranek gdy z Alfim zasuwalismy po miescie – od banku do banku. Co wlasciwie robilem? Wymienialem kase. Duzo kasy. Cala fure. 5000$. Wszystko slicznie legalnie i bez problemow. Czeki podrozne, gotowka. Rzecz sie rozchodzi o to, ze mieszkancy Kolumbii legalnie moga wymienic jednarazowo niewielkie ilosci kasy i musza placic 3% prowizji i jakies podatki. Obcokrajowcy – do 10000$ bez zadnych innych formalnosci – potrzebuja tylko paszport. Pracowalem dla O. i jego braci. Maja maly kantor – z przeplywem gotowki jak policzylem okolo 100000$ tygodniowo.. Codziennie okolo 15000-20000 papierow. Wszystko dzieki obcokrajowcom. Warto znac tych kolesi jakby cos sie stalo – bo oni znaja wszystkich z kolei.
Tak wiec zarobilem dzis troche kasy. Bedzie na wiecej suchych bulek. Nie pojechalem tez na wyspe. Dopiero jutro.
Spotkalem innych oszolomow. Mieszkajacych tu. Robiacych dziwne interesy. Ludzi co porzucili wszystko co wczesniej mieli…
Jest taki kraj na swiecie. Dziwny kraj, kraj szalony – to pewnie dlatego niektorzy przekrecaja jego nazwe na LOCOMBIA (loco – szalony, po espansku). To takie miejsce gdzie ludzie przyjezdzaja zyc – zyc na maxa. Ludzie z przeszloscia, Europejczycy, Amerykanie, ktokolwiek. Zostawiaja domy, samochody, dobytek. Biora gotowke i osiedlaja sie tu, nie ogladajac sie za siebie.
NIE OGLADAJAC SIE ZA SIEBIE.
Spotkalem paru z nich. Szalenstwo w oczach, totalny rozpierdol i zarazem chec zycia. CARPE DIEM. Kurde, chwytaja dzien i to jak. Pieniadze, majatek przestal dla nich byc priorytetem. Rzucili wszystko w imie ZYCIA – w kraju okaleczonym przez wojny, zamachy, kartele narkotykowe – kraju magicznym, kraju mojego ulubionego Marqueza. Rzucili wszystko w imie zapachow, slonca, upalow, muzyki, nieustajacej imprezy, spoconej koszuli na plecach przez caly bozy dzien. W imie milosci moze? A moze dlatego ze za bardzo kochali KOKAINE. Albo mieli dosc? A moze po prostu nie mieli wyjsca. Starali sie LAPAC DZIEN u siebie, w rodzinnym kraju i zaszli w konflikt – z prawem, spoleczenstwem, rodzina etc.
Czy ktos z WAS uczynilby taki krok? Aby opuscic DOM i pojechac gdzies — i zaczac wszystko od poczatku. Nie mowie o krajach „cywilizowanych” jak USA, Niemcy — gdzie jedzie sie za groszem i cierpi czasem katusze. Mowie o miejscu gdzie bezstresowo mozna dozyc starosci i umrzec…