Ostatni dzień roku. W Japonii już strzelają na wiwat. Tu strzelają cały czas, dzień i noc. Jestem nad jeziorem Atitlán w małej wiosce, w której byłem 3 lata temu. 3 godziny szukaliśmy miejsca (z Barbie i Kunem, nie Barbie i Kenem… hehe… dopiero teraz skumałem, jak mają ślicznie na imię). Mamy zapadłą dziurę, bo wszystko zajęte. Za chwilę otwieramy pierwszą butelkę – a w nocy impreza w stylu rzymskim – przescieradła, prywatna willa i w ogóle parę innych „rzeczy”, ale sam nie wiem, jak to się skończy. To był dobry rok, naprawdę dobry.
Chciałbym podziękować paru osobom za wszystko, co się w nim zdarzyło… :)) Ale to pewnego dnia. Trzymajcie się.