Noc jest goraca. Noc zaczyna sie wczesnie. O godzinie 17:30 nie wiadomo gdzie znika wszechmogace slonce.
Nikt spac jednak nie idzie. Noc jest mloda. Ludzie nie wracaja po pracy do domu. Ida na drinka, kolacje z przyjaciolmi.
Zostawilem wszystko co cenne w hotelu. Oprocz cyfraka ktory chyba przykleil mi sie do ciala. Wkurzam sie na te lustrzanki i obiektywy. Ogromne i ciezkie. Mam dwa korpusy i 3 obiektywy (20mm, 50mm, 105mm). Zajmuja cala torbe, ktora ciazy z kazdym krokiem jaki uczynisz. Stajesz sie czlowieku widoczny z nimi na kilometr. Jestes potencialnym celem, mala rybka dla zlodziei. Zastanawiam sie nad czyms mniejszym bardziej poreczniejszym. Tak na przyszlosc. Jakis aparat lunetkowy – Leica lub Contax g2. Plus ten sam zestaw obiektywow. Taki maly sprzet najbardziej przydaje sie w takich miejscach jak Rio – potencjalnie niebezpiecznych. Im twoj aparat wyglada na mniej kosztowny, tym lepiej. Moj caly sprzet poobklejany jest czarna tasma, takze w tym momencie jest NO NAME, a nie jakis tam CANON.
Woda skroplona na szklance piwka kapie mi na kartke….
Siedze w malej knajpce i mam widok na druga. Tamze same siwe glowy, jezyk niemiecki i kelnerzy w bialych koszulach. Bogaci turysci zamykaja sie w enklawach. Chodza do lokali tylko dla nich przeznaczonych i dla tutejszej klasy sredniej. Kelnerzy uwijaja sie jak w ukropie. Oszukuja na rachunkach z szyderczym usmiechem. Dla bogatych Niemcow czy Angolii naprawde to nie ma znaczenia. O tej porze roku i tak jest tanio. W czasie karnawalu ceny rosna 3-4 krotnie.
Opuscilem Lago do Machado i przenioslem sie do Cinelandii. Jak sama nazwa wskazuje jest to dzielnica kin. I to jakich. Nazwy takie jak PORNOGRAFIKA naleza do najczestszych. Tysiace ludzi. Knajpy, sprzedawcy prazonej i gotowanej kukurydzy (zjadlem dzis juz 3 kolby).
W metrze saczy sie muzyka klasyczna. Pelen przekroj i repertuar. Ma uspokajac i koic. I chyba tak jest. Ludzie jezdza ruchomymi schodami, chodza po peronach i gwizdza.