Valle de La Luna – czyli dolina ksiezyca. Sol, wszedobylski piasek, wciskajacy sie wszedzie – szczegolnie w oczy moje i aparatow. Eduardo nasz przewodnik spokojnie wyjasnia jak powstaly te niesamowite formy skalne. Na sam zachod slonca jak mrowki, wszystkie ludziska mozolnie wspinaja sie na olbrzymia 100 metrowa wydme, bedaca czyms w rodzaju pomostu pomiedzy dwoma czerwonymi wzgorzami. Potem szalony bieg w dol. W tumanach kurzu. 30 na godzine, bez trzymanki, na leb na szyje. Na sam dol.
3:28 rano. Jakis glos znow mnie obudzil we snie – Bart, wstawaj, kojocie….
Znow Eduardo. 90 km. El Tatio Geysers. Jest to najwyzej polozone pole gejzerow na swiecie. Na wysokosci 4300m w kompletnej ciemnosci otaczaja mnie opary, dymy, siara, istne pieklo, lodowe pieklo na ziemi. Wschodzi SLONCE. Upragnione. Temperatura podskakuje o 25 stopni. Momentalnie. Przed chwila nie czulem rak, zamarzly. Na szczescie jest kawa i bulki ugotowane w plastikowym pudelku przez Eduarda. Jak ugotowal? Polozyl je na gejzerze. Naturalna kuchenka. Sniadanie mistrzow.
Vikunie, vizcache z przerazeniem obserwuja najazd turystow.
W koncu kapiel. Temp. wody 27 stopni. Nie mam recznika wiec nie plywam. Mocze malo apetyczne odnoza.
San Pedro de Atacama – w miescie nie ma pradu. Wszystko zalezne od baterii slonecznych. Totalne rozluznienie. Wymieniam 2 ksiazki na jedna. Ale za to polsku – Pasja Zyciac – biografia Van Gogha… wspaniala rzecz….
Wieczorem piwko przy swiecach. Miedzynarodowa ekipa. Rano wyjazd. Do Boliwii…