pakse

w ostatniej chwili zmieniam zdanie i nie wysiadam w savannaketh.

po 12 godzinach jazdy autobusem, w pakse o 6 rano witaja mnie kierowcy tuktukow – naspidowani, jak w mantrze powtarzaja „tuktuk,sir,tuktuk” – mam ochote ich zwyzywac – ci widzac moja zacieta mine obrzucaja mnie inwektywami w lao (falang ting tong – ze jestem niespelna rozumu czy cos takiego)…

Vong – wlasciciel hotelu – okazuje sie ze byl w Polsce, w Wawie na przelomie lat 60tych i 70tych. Ufff – milo sobie czasem po polsku porozmawiac. Zostaje w Pakse pare dni – jutro 300km caly dzien na skuterze dookola Boloven Plateau, potem Four Tousend Islands- takie plany …

jest 8 rano – wlasnie skonczylem poranne pstrykanie zdjec – pot sie leje – czuje ze bedzie dzis calkiem cieplo.

Ten wpis został opublikowany w kategorii common life i oznaczony tagami , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.