kunming

zaczelo sie na wariackich papierach… prawie umarlem z powodu upalu na granicy z wietnem. 90 RMB (yuan) kosztowal mnie bilecik na autobus. Okazalo sie ze jest to autobus – sypialnia, ktory psul sie co 10 kilometrow – nawalil silnik, potem hamulce (co nie bylo zbyt zabawne gdzies w wysokich gorach)

rano kunming – spodziewalem sie niewielkiego miastaczka a tutaj cos w stylu warszawy – szalony trafik, wiezowce i oczywiscie nikt nie mowi po angielsku

wraz z Dio z Japonii jakos dojechalismy do hotelu

a teraz sie okazalo ze moge na spolke kupic tuktuka (moto ryksza) i przejechac nim chiny – wlasnie sie zdecydowalem czekam na odpowiedz od Iana ktory spotkal laske z Anglii na granicy z Wietnamem (nie mogla wjechac tuktukiem do Wietnamu) wiec postanowila go sprzedac… witaj przygodo – po raz ktorystam z rzedu….

aha i jeszcze jedno – festiwal fotoblogow sie zbliza

Ten wpis został opublikowany w kategorii common life i oznaczony tagami . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.