Wczoraj w nocy przez okienko obserwowałem farsę. Złodzieje w wieku 7-12 lat zajumali 20 worków chipsów przez źle zamknięte okno w sklepie. Oczywiście byli gliniarze, byli sąsiedzi robiący zdjęcia gówniarzom, ci natomiast wyzywali ich na potęgę, grozili i dalej kradli. Potem jeszcze raz przyszli. Uwieczniłem całość na taśmie. Dla potomnych. Gówniarzom nic nie będzie, nikt ich nie złapie, a nawet jeżeli to ich wypuszczą. 20 worków chipsów? Przecież to nic takiego… prawda?
A potem z tych gówniarzy wyrosną tacy kolesie, jak z dzisiejszej historii.
4:00 rano. Pracuję nad tekstem, gadam z innymi pracusiami i insomniakami, tudzież mieszkańcami NYC na ICQ, wielkie słuchawki na uszach… jest ok. Wtem słyszę jakiś hałas. Spoglądam przez okno, a tu paru typów wynosi TV z mieszkania mojego ulubionego sąsiada (o którym już pisałem parokrotnie). Zlałem sprawę. Lecz za chwilę znowu hałas – złodzieje wrócili po dalszy łup. Przegoniłem ich i wezwałem gliny. Cóż, chłopaki w mundurkach nawet nie próbowali mnie zaskoczyć i zadali mi klasyczne pytania i odpowiedzi: jak wyglądali? – byli w dresach. Gdzie pobiegli? – w prawo, a może w lewo.
Sąsiad na wakacjach – jest typem niekoleżeńskim, więc nikomu z innych sąsiadów nie zostawił namiarów ani nic. Zostawił tylko otwarte okno.
Padam. Jest 5 rano. Gliniarze zabezpieczają okno sąsiada. Pewnie jeszcze będą mi d… truć, jak nie sąsiad, to policja, jak nie policja, to złodzieje. Aaa.. jak ich przeganiałem, to krzyknęli, że zapamiętali też moje mieszkanie. Kurwa – żyć i umrzeć na Pradze Północ.
PS. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie wiedziałem, że go nie ma od tygodnia (że sąsiada nie ma). Zrobiłbym jakąś ciężką imprezę bez ceregieli, i nikt nie wzywałby policji…