back to europe

Chyba podczas tego właśnie lotu zacząłem pić sok pomidorowy z solą i pieprzem. Wcześniej smak ten zupełnie mi nie podchodził. Teraz spragniony, ze smakiem, łakomie wypiłem zawartość z plastikowego kubeczka Austrian Airlines. Siedzmy w samolocie Kijów – Wiedeń. Trochę nas wymęczyło, wytarmosiło, stłamsiło.

Nie zaliczę tego wyjazdu do udanych. Nie chciałbym wieszać psów na Sri Lance – ale dość zmęczył mnie klimat – pomimo, że i tak zrobiliśmy sobie z Siską dużo luzu. Już nigdy wyjazdów typowo wakacyjnych. Jeżeli odpoczynek to niedaleko, gdzieś nad jeziorem, bez tego męczącego samolotu, lotnisk – no i już nigdy, przenigdy, ukraińskich linii lotniczych. Gdyby nie 2x podrobione Valium – 9 godzinna podróż byłaby nie do zniesienia. W życiu nie widziałem tak chamskiej załogi, nie mówiąc o hardkorowych idących po trupach turystach z ukrainy, którzy stratowali resztę ludzi…

Tak wiem, narzekam jak dziad. Ale ja chyba oczekuję spokoju. A jak nie spokoju to hardkoru, przygody, żeby coś się autentycznie działo. Dałem się nabrać. Na palmy, plaże i dobre jedzenie. Miało nie być zdjęć. Ale po paru dniach, strasznie nas korciło aby coś sfocić.

Ah. Męka twórcza. A może zwykły brak talentu?

Wracamy do Europy. Siska do szkoły, już ostatni semestr w Kunst Akademie (i hope so) a ja do Warszawy – do pracy. Znów poszukiwania zleceń, gimnastykowanie się przy klawiaturze, przebieranie zdjęć no i moja praca bakalarska kończąca ITF. Coś czuję, że tej szkoły raczej nie skończę.

Podróże, fotografia, egzotyka. Zamorskie krainy, palmy i słońe. Czyżbym już to wszystko po stokroć zobaczył? Czy już mi się nie chce? Zmiana, progres, krok w bok, nie w tył na pewno. Czy trzeba wyjeżdżać aby zrobić super dokument? Część moich kolegów i koleżanek wie od dawna, że nie. Ja jednak zawsze potrzebowałem odmianym, szczypty egzotyki, zapachu innego niż woń warszawskich osiedli czy gnoju p0lskiej wsi. Może musiałem dojrzeć aby powrócić. I zacząć ekspolorować sąsiedztwo

Ze złych newsów – po 12 latach odeszła Tequila. Moja mama jest bardzo smutna. I ja też. Będzie mi brakować szalonych powitań tej śliniącej się grubaski, gdy przyjeżdżałem do Kłodzka. RIP.

Ten wpis został opublikowany w kategorii common life. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.