Archiwa tagu: train

k3 Beijing – UlaanBaatar . Trans-Mongolian Railway

Kawa o wschodzie słońca. Ostatni raz sprawdzam maile. Sprawdzam raz jeszcze papiery dokumenty bagaż . Zegnam się z Juniorem i ruszam w drogę. Taxi. Puste ulice pekinu, czyste niebo, spokój miesza się z niepewnością. Bagaż trochę ciąży gdy idę z postoju na dworzec. Już kiedyś tu byłem. 4 lata temu jadąc do beidahe z ekipa. Teraz większy porządek , czysto i miło. Jeszcze jedna kawa, małe śniadanie.

Znów w drodze. 30 godzin z pekinu do ulan bator. Kawałek transyberyskiej. Plan był inny – wracać do domu pociagiem. Nastąpiła zmiana – za dwa tygodnie powrót do Pekinu samolotem jeżeli wszystko się uda.

Wygląda ze czasu nie mam zbyt wiele na miejscu. Parę dni w UBC, pomysły do ogarniecia, wiza chińska jeszcze raz do zalatwienia, bilety na samolot.

Potem wielka jak step niewiadoma.

Tymczasem już mi się podoba. Jack johnson w sluchawkach, piękne widoki za oknem. Poznałem się ze wspolpasazerami – Blair i Francis z Kanady oraz Masza z St. Petersburga która 26 raz robi Transyberie – pracuje jako tour leader dla Gap.

Przespacerowalem się przez cały pociąg… A teraz czytanie gapienie sie przez okno i muzyka. Czuję się lepiej – miałem dwa mentalnie ciężkie dni – mam nadzieję ze się ułoży wszystko w Wawie. Always on the run. Już tyle lat.

Noc. Kurz. Mikroskopojne drobinki pylu z pustyni są wszędzie w pociągu. Pociąg został szczelinie zamknięty – z zewnątrz i wewnątrz – toalety, okna. Pociąg jest prawie pusty, zapelni sie na granicy mongolskiej – handlarzami wiazacymi dobra z Chin.

Chiczycy zabrali paszporty. Z pomocą nowych technologi wagon za wagonem ma zmieniane koła. Nie można opuścić pociągu ale idzie sprawnie. Robie zdjecia przez okna, szkoda ze nie mozna wyjsc i pokrecic sie po hali. Przypomina mi sie dokument Marcela Lozinskiego „89 MM OD EUROPY”

Cala operacja przekraczania granicy trwa prawie 4 godziny.

Zachwycony jestem ta podroza. Jest czas na rozmowy z ludźmi , browar, spanie , robienie zdjęć i książki.

Wstaje rano. Wokolo pustka. Step. Niby nic nie widac oprocz paru osad na horyzoncie. Czasem pojawi sie wielblad albo ciezarowka pedzaca przez step.

Siedzę teraz w mongolskim Warsie. Omlet, kawa, sok. Wystroj wnetrza kiczowaty do granic mozliwosci. Wszystko wyrzezbione w drewnie, niedbale przybite gwozdziami rzezbione ornamenty przedstawiaja fantazyjne scenki, demony, pedzace konie. Na scianach wisza instrumenty – rownie niedbale sklecone. Cepelia w mongolskim wydaniu.

Za godziny na godzine wiecej osad, coraz wiekszych. W koncu w dolinie pojawiaja sie pierwsze zabudowania wielkiego miasta. Ulaanbaatar (czyli Czerwony Bohater).

Opublikowano on the road, project, reportage, travel | Otagowano , ,