Archiwa tagu: phnom penh

Phnom Penh

Opublikowano on the road, reportage, travel | Otagowano ,

Phnom Penh. Cambodia

Opublikowano reportage, travel | Otagowano ,

Śladami Khmer Rouge

ŚLADAMI KHMER ROUGE

Pakuję dwie torby z aparatem, laptopem, 2 koszulki, krótkie spodnie i opuszczam Phnom Penh. Moim celem jest Pailin.

„Droga” jest tu najważniejsza. Nieistotne zabytki, punkty widokowe, kościoły, świątynie i inne „atrakcje” turystyczne. Droga uzależnia, wciąga, nakręca. Wciśnięty pomiędzy worki z ryżem, zapasowe koło i piętnastu Khmerów przemierzam bezdroża Kambodży. Odcinki w kilometrach nie są zbyt imponujące – za to czas jaki trzeba poświecić aby przemieścić się z miejsca na miejsca może przyprawić o ból głowy. 

W Kambodży należy wstawać wcześnie rano aby gdzieś dotrzeć na czas – biorąc pod uwagę stan dróg, połączenia i popołudniowe deszcze zmieniające drogę w błotnistą udrękę. Drogi w tym kraju to temat rzeka. Niewiele jest tu tras o słusznej nawierzchni – chlubne wyjątki to połączenia pomiędzy Phnom Penh a S’ville, Sajgonem oraz niektórymi miastami w innych częściach kraju. Nawet do Siem Reap najbardziej nawiedzanego przez hordy turystów z całego świata prowadzą marne drogi pełen dziur wybojów rachitycznych mostków. Nieistotne – bogaci turyści i tak przylatują tu samolotem (Siem Reap dysponuje międzynarodowym lotniskiem).

Przed zachodem słońca docieram do Pailin. Tu wciąż żyją Khmer Rouge – znajduję przewodnika – Votha świetnie mówi po angielsku i doskonale wie jak poruszać się po okolicy. I nagle miejsce, które właściwie nie ma za wiele do zaoferowania przeciętnemu turyście pokazuje swoją drugą twarz. Walki kogutów, domy byłych dowódców Khmer Rouge, kopalnie diamentów, kasyna dla Tajskich turystów na granicy, pola minowe. Wszystko to w trzy bardzo intensywne dni. Zbieram materiały dotyczące historii kraju i fotografuję kolejne miejsca. 

Wyruszam do Anlong Veng – ostatniego bastionu Khmer Rouge. Tutaj w tajemniczych okolicznościach umarł Pol Pot – brat numer 1 w tzw. Organizacji (Ankgar). Zanim odszedł z tego świata cześć jego współpracowników dokonała przewrotu. Był rok 1998. Według oficjalnych relacji zmarł na zawał serce – jego ciało zostało spalone na stosie zrobionym ze starych opon samochodowych. Żadnej ceremonii – na pogrzebie nie było nawet jego żony ani córki.

Według przewodnika droga z Siem Reap powinna zająć 2 godziny. Byłem parokrotnie bliski zwątpienia – w rankingu najgorszych dróg, po jakich jeździłem ta trasa trafia na pierwsze miejsce. Sześć godzin po masakrycznych wybojach, dziurach. Parokrotnie byłem bliski wypadnięcia z ciężarówki. 

Jak Pailin jest dzikim zachodem Kambodży to Anlong Veng to jej dzika północ. Małe zakurzone biedne miasteczko na granicy z Tajlandią. Dokładnie wiem jak mógł się czuć samotny kowboj wjeżdżający do obcego miasta gdzieś na dzikim zachodzie Stanów. Czuję na sobie wzrok każdego – sklepikarze, kobiety sprzedające owoce, dzieciaki hasające po jedynej drodze w mieście. Zachodzę do jedynego hotelu wymienionego w Lonely Planet. Mają jeden pokój. Tylko jeden. Właścicielka na migi coś mi próbuje opowiedzieć –  z dumą wskazuje na wiatrak i wychodek w stylu obskurnej toalety z „Trainspotting”. Chce 5 dolców za ten syf. Wychodzę i szukam czegoś innego. 3 dolary w hoteliku Dragon cośtam. Właściciel mówi po francusku. Uff… parle odrobinę więc używając czasowników i rzeczowników francuskich od odbywam z nim całkiem całkiem pogawędkę. Po chwili pojawia się człowiek z ręcznikiem przepasanym wokół bioder. Jest z Kalifornii. Wyjechał z Kambodży 10 lat temu. „Jak masz problem, potrzebujesz dziewczyny na noc czy czegoś innego wal jak w dym” rzecze Khmer z Long Beach. 

Pobudka bardzo wcześnie rano i wizyta w naturalnej fortecy wysoko w górach – grób Pol Pota, rozpadające się domy innych Czerwonych Khmerów. Dziwne miejsce – tu straszą złe duchy przeszłości.


Jak to możliwe? Wciąż pytam samego siebie i nie znajduję odpowiedzi. Jak to możliwe, że życie tutaj toczy się w miarę normalnie, że jest tak wspaniale, ciekawie, podniecająco? Jak to możliwe, że ci ludzie uśmiechają się szeroko na twój widok i przyjmują cię z otwartymi ramionami? Kambodża jest jednym z najbardziej doświadczonych przez historię krajów na świecie. Kiedyś ogromne imperium – rozciągające się od Wietnamu przez Laos, Tajlandię aż do Malezji. Imperium Khmerów – jego pozostałości do dziś można podziwiać w Angkor Wat. Potem totalne zamieszanie – władcy, królowie, obce mocarstwa, Francja, Wietnam, USA no i w końcu Czerwoni Khmerowie.

Spoglądam na moich rówieśników w Kambodży. Zdaję sobie sprawę, że nie mieli dzieciństwa. Psychopatyczny i krwiożerczy reżim Pol Pota zabrał im te lata. Zabrał im o wiele więcej. Khmer Rouge czyli Czerwoni Khmerowie urządzili prawdziwą rzeź w latach 1975-1979. Prawie 2 miliony Khmerów straciło życie – tortury, głód, egzekucje, choroby – wszystko w imię stworzenia społeczeństwa doskonałego – bez pieniędzy, klas, podziałów. Ludność miejska została wysłana na wieś – tam w pocie czoła od rana do nocy zbierali marny ryż. Cała inteligencja, ludzie znający języki, lekarze, nauczyciele, cała klasa średnia została wymazana. Jak to możliwe? Znów pytam samego siebie i zagłębiam się w historię tego kraju, kupuję gazety, rozmawiam z ludźmi.

Odwiedzam S21 oraz Killing Fields (Pola Śmierci) – to namacalny dowód zbrodni przeciwko ludzkości. Łzy same płyną do oczu zwiedzając muzeum. Ofiary Pol Pota spoglądają ze zdjęć zawieszonych w muzeum S21. Wychodzę wstrząśnięty. Auschwitz Azji Południowo Wschodniej nikogo nie pozostawia obojętnym. Dopiero jazda po mieście i roześmiane gęby Khmerów zasuwających całymi rodzinami na motorkach pomagają wrócić do normalności.

Przemierzam ulice Phnom Penh. Na piechotę, motocyklem lub rowerem. Wchłaniam atmosferę – po raz pierwszy w jakimkolwiek z miast Azji czuję, że ludzie ŻYJĄ. Żyją mocno. Czasem za mocno. To jedyne takie miejsce gdzie właściwie możesz zrobić wszystko (a przynajmniej masz taką możliwość). Niemożliwe staje się możliwe. Chcesz zastrzelić krowę z rakiety? Nie ma sprawy – dolary zrobią wszystko. Seks? Nie ma sprawy. Gandzia? 20 dolarów za kilogram.

Oprócz pięknych widoków, pięknych ludzi, niesamowitej historii, są ofiary min (prawie 6 milionów min w całej Kambodży), AIDS, prostytucja dziecięca i ogromna bieda. Terenowe Toyoty skorumpowanych urzędników stoją na czerwonym świetle obok zdezelowanych mopedów. Kraj tonie w długach, potrzebni są specjaliści wszelakiej maści – ekonomia w powijakach – wszystko trzeba zaczynać od początku. Błędy polityczne, niewłaściwe osoby na niewłaściwym miejscu, 30 lat po wojnie domowej ludzie chcą żyć normalnie nie ma znaczenia kto był w Khmer Rouge a kto nie. Przynajmniej takie wrażenie sprawiają w codziennych rozmowach. Życie toczy się dalej, teraz ważna jest przyszłość.

Opublikowano common life, reportage, travel | Otagowano ,

back to phnom penh

rzadkie turblencje nie zaszkodzily mojemu snu. odpadlem bardzo szybko. wczesniej jeszcze przezucenie sterty gazet, sniadanio-lunch i komar.

po 2 godzinach ukazala sie Kambodza. bardzo dziwnie jest tu wracac – wbili mi wize za 20$. Tym samym mam tylko 4 wlone strony w paszporcie – mysle ze powinni wydawac specjalne paszport – megapaszporty – 3-4 grubsze niz zwyczajne . Kazdy co bardziej ambitny kraj, zafascynowany burrokracja kaze ci wypelniac milion papierow, zalaczac zdjecia a nawet w przypadku niektorych krajow nawet pobieranie odciskow palcow. Wkroce zaczna ci pobierac krew i robic skanowanie DNA. Zmierzamy do Matrixa.

Phnom Penh. Spowite mgla, w deszczu przebijam sie przez dziki ale przewidywalny tlum – nikt nie pedzi na zlamanie karkow – ale wszyscy lamia generalnie przepisy ruchu drogowego – ale zaraz zero wypadkow – w polsce tez to bedzie wkrotce – nalezy tylko ograniczyc predkosc do 30 km/h i nie budowac wiecej drog. Bardzo tanie rozwiazanie. W lecie modocykle a w zimie skutery sniezne (oczywiscie oszczedzamy tez na odsniezaniu drog).

Number 9. Jeszcze spi, krople uderzaja o dach, witam sie z zaloga z guesthousu, dostaje pokoj i teraz pora relaksu…

2 godziny pozniej deszcz przestal padac, i mimo zachmurzonego nieba nadszedl skwar – pot sie leje, na ulicy bagno. Ludzie leza, spia, snuja sie, z radioodbiorikow i tv cieknie leniwa muza – khmer romantic chill czy cos takiego…

jezioro zaroslo krzaczorami, teraz zamiast brudnego koloru jest zielone – gdzie niegdzie plamy wody

ze stolu bilardowego zniknely bile, teraz czerwona to biala i gra sie tylko czterema.

ponoc w no9 sa jeszcze typy ktorych widzialem tu 2 miesiace temu – trudno w to uwierzyc ale tak jest – chris, simon, barry etc.

moto drivers dalej zuja wykalaczki i probuja cie namowic na przejazdzke lub pada sakramentalna sekwencja 'szmok gandzia szmok gandzia’

tak naprawde nie zmienilo sie nic

choc za pewne tak wiele

czas plynie leniwie – dzis nie robie nic, dzis mam niedziele w poniedzialek

Opublikowano travel | Otagowano ,