Archiwum kategorii: americana

chimeryczny lokator

od wielu miesiecy. u roznych ludzi. bujam sie od mieszkania do mieszkania, liczac na goscine innych. ciezko czasem jest, ale nie ma wyjscia, jezeli chce sie przetrwac.

wczoraj zabralem Gizie CHIMERYCZNEGO LOKATORA Topora.

i umarlem.

ze smiechu.

 Alec Ogletree Authentic Jersey

Opublikowano americana | Otagowano , ,

Kiedys sobie pomysle

Kiedys sobie pomysle – tak poczelo sie lato 2002.

Byla polowa maja, a laseczki biegaly z pepuszkami na wierzchu, aby reszta swiata mogla trzepac kapucyna. Na ulicach gnily smieci, sprzedawcy sprzedawali precle i kokekole zimna jak wszystkie topniejace lody Antarktydy. A ja? – wlasciwie co ja?

Zalapywalem sie na to wszystko ;)

Lekki miszmasz w glowie, niezrealizowane pomysly, co sie az gotowaly w tej lysej puszce kiwajacej sie na czubeczku mojego tulowia. Na uszach mialem swoja muzyke, „pockets full of cheese”, aparat bez filmu w torbie i wcale nie robilem zdjec. Robilem je oczami. Szkoda filmu, poza tym wciaz czekalem na aparat cyfrowy, ktory wydawal sie nie nadchodzic…

Codzienna wizyta na 42 ulicy – Times Sq. – kiczowate centrum wielkiego miasta. Juz mialem dosc tego miejsca, ale codziennie mozna bylo mnie tam spotkac.

Wkurwialy mnie hordy turystow robiacych sobie zdjecia na tle mrugajacych psychodelicznie ogromnych ekranow, kierowcy toczyli odwieczna walke z przechodniami, oszusci z Pakistanu (choc wlasciwie nieodgadnionej narodowosci) niczym SpajderMan (widzialem juz ten film, wlasnie przed chwila i sie podobal , bo sobie wylaczylem mozg z pradu stalego) wkrecali w swa siec zdezorientowanych klientow, sprzedajac im zepsute aparaty za naprawde „niska cene”, maj frend.

Probowalem tez sprzedac swoje zdjecia, spotykalem sie z roznymi ludzmi i bylem o krok od podpisania pewnej umowy. Czy to sie stalo. Wtedy jeszcze tego nie moglem wiedziec, bo snulem tylko nic nie warte przypuszczenia, zamiast stac obiema stopami na twardym gruncie.

Bylo przyjemnie, nadchodzily gorace dni, w czerwcu mialo byc juz nie do wytrzymania, i wszyscy z upragnieniem mieli czekac na przyjemna jesien.

Ale wciaz jednak byl maj, a zyc dniem dzisiejszym nalezalo. WIec wymazalem z karty pamieci wszystkie mysli a propos przyszlosc, w niepamiec puscilem pytania „co bedziesz robisz jak powrocisz do Polski” – tak jakby kogokolwiek to interesowalo – takie podtrzymanie konwersacji o Nietschem.

Przestaje biegac jak debil po tych samych ulicach, sa inne miejsca, biore longborda, MD, i jade jutro pojezdzic po Parku Centralnym. Moze sie cos zdarzy…

PS.
W sobote impreza na Manhattanie, bedzie ciezko, mam nadzieje ze w niedziele pojawi sie nowa notka. Pray for me, madafuckerz. tymczasem spadam, musze sie znalezc na Grand Ave. St. najpozniej o 11:40 – nie mam ochoty po raz enty maszerowac pustymi ulicami Queenz

 Patrick Onwuasor Womens Jersey

Opublikowano americana | Otagowano , ,

Patrz, kurwa, jakie ma czerwone wlosy

Gorace popoludnie na Queens. Czekam nieprzyzwoicie dlugo na bus, gdy nadjezdza w koncu jest spozniony o 40 minut.

„Patrz, kurwa, jakie ma czerwone wlosy” – slysze jak po polsku odzywa sie kobieta w nieokreslonym wieku do swojej coreczki. Do autobusu w tym momencie wsiada latynoska pankowa z czerwona fryzura i kurtka z naszywka SPECIALS – wypisana gotyckimi literkami.

Scena trwa 5 sekund.

Ale sie przy niej zatrzymam.

WYGLAD.

Czemu zawsze w Polsce, szczegolnie w malych miastach, lub tez prowincjonalnej Warszawie wyglad drugiego czlowieka wzbudza tak niezdrowe emocje? Jezeli ktos odbiega od szarego wizerunku (krotkie wloski, dziny, turecki sweter czy biale adidasy) to od razu pada na takim czlowieku wzrok drugiego, czy tez chichy-chichy, podsmiewajki czy tez oburzenie dewotki w pociagu. Patrz jaki kolczyk w nosie, patrz ale ma debilne czerwone spodnie, ty spojrz jak sie ta malolata wystroila.

Zero tolerancji. Nawet tu w NY, gdy Polaczek opusci swoj zapyzialy Greenpoint w dalszym ciagu sie nie moze nadziwic – rzucajac takie „kwiatki” jak pani z autobusu Q59.

A mi sie ten tlum podoba. Roznorodnosc, wymieszka, dziki tlum, spaliny, topiacy sie asfalt i spozycie soku z marchewki przy Washington Sq w upalny dzien, gapiac sie na ludzi, i sluchajac muzyki miasta.
 Joe Colborne Womens Jersey

Opublikowano americana | Otagowano , ,

konia i korestwo za filizanke kawy

50 km. W ciagu ostanich dni. Moze mniej moze wiecej. W kazdy razie zdzieram buty lazac po Brooklynie, Queens i Manhattanie. W sobote szykuja sie imprezy – totalnie wypasione z ludzmi ktorych nie znam. Jest teraz Party Time i NYC szaleje, szczegolnie snobistyczne okolice Bedford etc.

Spotkania spotkania spotkania. Caly czas sie spotykam z nowymi ludziami. Dzien w dzien. Wychodze rano. Wsiadam w metro i jade na Manhattan. Dzis jechalem dluzej. Ktos wskoczyl pod pociag. Cisnienie tego miasta poraza.

Nic to. NIe mam sily. Musze sie napic czegos wzmacniajacego, np. czarnej kawy z nienormalna zawartoscia kokainy, tfu.. tzn. kofeiny.

z bogiem.

 Chris Paul Jersey

Opublikowano americana | Otagowano , ,

spajdermania i wielkomiasteczkowosc

Nie ma miejsca na tym swiecie dla tych nieszczesnikow cierpiacych na arachnofobie. Pewnie siedza teraz po domach, bojac sie wyjsc na ulice.

Wszyscy teraz kochaja PAJAKA.

Wszystkie batmany i inne poszly do lamusa, gnija w rynsztoku, zapomniane przez wszystkich. Podczas gdy SPIDER-MAN rzadzi.

Oczywiscie troche przeszkodzil mu OSAMA – niszczac dwa budynki po ktorych czlowiek pajak hasal. I tym samym premiera filmu opoznila sie odrobine i cala pajakomania.

Koszulki, gry, kubeczki, zabaweczki, maskotki, platykowe postac i co tylko do lba by ci nie przyszlo.

Wczoraj znow sie zgubilem. Tzn. wsiadlem do zlego autobusu, po malym imprezowaniu u Ravsa, zaczytalem sie w ksiazce Ostrego i wysiadlem za daleko. Coz maly joggin w nocy na Queens jeszcze nikomu nie zaszkodzil.

Wracajac do Marcina Ostrowskiego i jego ksiazki WIELKOMIASTECZKOWSC.

Jest genialna. Tzn. trafia do mnie jak najmocniej. 1991-2000 to pewnien okres w moim zyciu co duzo dla mnie znaczyl. LO, Studia. Warszawa. Muzyka. Fotografia. Ostry pisze ostro, nie jebie sie za bardzo ze slowem, zdania trafiaj mi prosto do mozgu. Chyba najlepsza ksiazka jaka ostatnio czytalem. No i pisze o Pearl Jamie duzo :)) Polecam wam wszystkim – mozna ja kupic wysylkowo
 Ryan Murray Womens Jersey

Opublikowano americana | Otagowano , ,

Deszcz, jak ja go lubie

O 6:45 spadl deszcz. Stalem na przystanku przy Grand Av. Czekajac na q59. Nie nadjezdzal. Deszczowe lzy ciekly po twarzy starej latynoskiej kobiety zaciskajacej reklamowke. 6 milczacych postaci w oczekiwaniu na autobus. Niedziela rano. Wracamy do domu badz jedziemy do pracy.

Ostatnie dwa dni. Ciezkie powroty o poranku. A dzis wstalem o 4 rano.

Deszcz wciaz padal. Wyszedlem na zielony trawnik w miniaturowym ogrodku domu przy Maspeth Ave. Przysiady, sztuk 5, i 5 pompek. 1 minuta stania na glowie. i rozciagniecie konczyn.

Sniadanie. Polityka i wprost. Nowy dziennik. 3 jajka i kawa niezamieszana, bo mi sie za duzo cukru wsypalo. Szlag mnie trafia, bynajmniej nie z powodu wczesnej godziny czy duzej ilosci cukru. Szlag mnie trafiam bo czytam polskie gazety i mam brzydkie wizje a propos przyszlosci. Zreszta co bardziej zawzieta osoba wyczyta sobie swoje w przepowiedniach Nostradamusa. hhe.,

Manhatan. Times Sq. 42 ulica. Najwieksza kawiarenka internetowa na swiecie. 1200 kompow. 20 $ za miesiac placcisz i masz nieograniczony dostep. Ladnie co?

Coz. Nowy dzien. I wcale nie jest tak ze nie lubie poniedzialku. Po prostu ostatnio nie ma znaczenia jak jest dzien.

Byle bylo SLONCE.

Czego zycze wam, ludu robotniczy.

Opublikowano americana | Otagowano , ,

New York New York

Pod wielkim namiotem, na srodku prerii, jest poczekalnia. Rozlozylem zwloki na kanapie i czekam. Na samolot. Na lotnisko zawiozla mnie Laura. Pozegnalem doline Fraser, odebralem kase z Deno’s i pomknelismy przez gory.

Mam jeszcze pare godzin. Samolot o 6 rano. A jest dopiero polnoc. Czytam ksiazke Paula Austera – Ksiezycowy Palac (dzieki ANIIIA :))))), slucham Fight for you Mind – Harpera i gapie sie na drzewka w ogromnych donicach, ktorych liscie poruszane sa przez dmuchajaca klimatyzacje. Lotnisko puste. Zwloki lezace na skorzanych kanapach. Zanurzam sie w lekture.

Lotniska to ostatnio cos w rodzaju poczatkow (koncow?) rozdzialow w mojej podrozy. Jestem juz 300 dni w drodze. Tyle miesiecy poza domem. Moj dom to hotele, cudze domy, poczekalnie. Mam wszystko z soba. Plecak. Aparat. Spiwor i ubrania.

Jakies 400 metrow. Rzad kantorkow, nad nimi nazwy linii lotniczych. Siedze juz 3 godzine.

4 rano. Nadchodza. W mundurkach i z goraca kawa w reku. Odbieram bilet, oddaje plecak i deske i zasuwam zjesc marne sniadanie w burgerkingu.

KOntrola. Sciagam buty, przeszukuja mi torby, jezdza po mnie jakims czujnikiem. I tak bedzie jeszcze 5 razy.

Kansas. City. Lotnisko. Srodek nicosci. Ameryka Srodkowa ;)) 1,5 godziny lotu z Denver. Przesiadam sie do samolotu co za 3 godziny wyladuje w NYC. Chyba wyladuje, nigdy nie wiadomo.

Za mna siedza 4 paniusie z Kansas, podekcytowane wizja pierwszej w zyciu podrozy do NYC. Maja po 50-55 lat i snuja wizje gdzie zrobia zakupy, wynajma limo, i beda sie dobrze bawic. Tuz kolo mnie emanuje lolita z nyc. Seksem emanuje. Kreci sie i wierci. Pachnie i wsuwa bulki z kremem. Ma w dupie linie i pasuje jej to jak najbardziej. Potem zlapie mnie za reke. Jak prawie walniemy samolotem o powierzchnie wody, tuz przy Manhattanie.

Lot byl spoko.

Spalem jak zabity. Jak tylko ujrzelismy Manhattan samolotem trzaslo i znizylismy lot o ladnych pare metrow. Groza. Paniusie za mna oczami wyobrazni zobaczyly zblizajacy sie Empire State Building. Ale nie dzis.

To tylko turbulencje a nie faceci w turbanach.

NYC. Nowy Jork. Queens. Pakistanczyk wiezie mnie na Maspeth Ave. Mieszkam u znajomych.

Impreza. Ravs, Kufel, Iwona, Giza. Snujemy sie po miescie. Pelne knajpy. Atmosfera goraca jak kawalek pizzy zjedzony na pospiecha.Butelka Mr.Bostona zawinieta w papier i pociagana w drodze z jednego miejsca do drugiego.

Powrot do domu. 2 godziny. Na nogach. Z irokezem na glowie (Niestety irokez znow nie przetrwal dnia. Na drugi dzien poszedl w niepamiec. hehehe).I sluchawkami na uszach. Nie ma autobuow. Wiec ide przez Queens, dwie bite godziny. Zero duszy, zmierzam przez jakies slumsy i jest pieknie, szczegolnie ze wlasnie wschodzi slonce.

PS.
Bede sie rzadziej odzywal. Raz na dwa dni. Mam mnostwo do roboty i wiele sie dzieje. Nie bedzie zdjec z cyfraka. BO go nie mam. Czekam na sprzet dopiero.

Maj w NYC. Wlasnie rozpoczal sie. Pelna para…. :))

Opublikowano americana | Otagowano , ,

wieczorem

jade do denver. zahacze jeszcze jakies kino aby wylukac jaki amerykansky hit sezonu letniego = pewnie SPAJDERMENa – bo jego jako jedynego szanuje z reszty superhiroz betmena, supermena, paniszera, i innych. za coś nie wiem wlasciwie – moze ktos wie za co – propozycje do komentarzy…

po filmie na lotnisko, 3-4 godziny na wygodnej kanapie postawionej w poczekalni, przed ogromnym tv gdzie puszczaja nonstop CNN – to przygotuje mnie do powrotu do SWIATA – groznego, podlego, plugawego, wojen, zamachow, le penow i sam nie wiem czego wiecej

NYC. W piatkowe popoludnie.

 

Opublikowano americana | Otagowano ,

KA cyk

Slucham muzy z Reality Bites. Leb mnie nie boli, ale mam drgawy i pije wode calymy szklanami. Tak to jest jak jak sie konczy prace – wczoraj byl moj ostatni dzien, skonczylem kariere POMYWACZA – a potem idzie sie CHLAC i w ogole draznic zaladek, mozg. Deno’s, Buckett’s – Rommel, dwi Anki i Laura, chata Roba i jego ekipy, moje zwloki na pace trucka, rzygawa, i jeszcze raz rzygawa.

Opublikowano americana | Otagowano ,

o muzie

o dobrej muzie

Ostatnie dni nic nie robie jak nagrywam nowe MD (kasuje stare te co sluchalem w drodze, te ktore nic nie znacza etc., oporcz Manu Chao, Manu Negry, moich skladanek, Pearl Jam, Amorres Perros itd)

Wczesniej od Marasa przegralem mnostwo bossanovy (rodzina Gilberto), Mos Def’a (missscz – oporcz L.Hill, W.jeana, Tribe Called Quest, B.Boys, jeden z moich ulubionych wykoncow hiphop -we Francji jest ipop, w Polsce chipchop – w polsce to chyba tylko Grammatik, K44 i Fisz sie lapia, moze Warszawski Deszcz, ale dawano nic nie slyszalem ), mnostwo oldschoolowego hiphopu (Publc Enemy, KRS ONE, NWA, wraz z przemowieniami Malcolma X co rzuca scierwem na bialasow ;), noon, shadow i grammatik na jednym CD, a od laury – marvin gaye na jednym md wraz z muza z boogie nights i let it bleed stonsow (to przegrywam smazac kotleta-hamburgera na grilu), sublime (z plytki ktorej nie mialem w calosci „40 oz.” – czyli 40 uncji – co oznacza ze tyle spozyli ziela podczas nagrywania tej plyty, tak mi sie wydaje). Potem Marley i koncertow Babilon by bus i jeden zajebisty kawalek Bena Harpera – Sexual Healin’ (tzn. to jest kower kawalka M.Gaye), potem szczypta dobrego funku Parliament z Clintonem (nie mylic go z bylym prezydentem, milosnikem kubanskich cygar) i L.Reed i troche velvetu…. a na deser Jackson 5 – jedyna dobra muza kiedykolwiek zrobiona przez Jacksona – moze dlatego ze mial wtedy 10 lat i nic nie rozumial…

Co z muzyka? Jak ja skladowac, na jakich nosnikach przechowywac, jak sluchac i gdzie, czego sluchac, co kupic a co sciagnac z sieci?

Ostatnio korzystam z MiniDisku non stop, troche to wolno trwa, cos jak na kaseciak, ale nie trzeba stron zmieniac. MP3? sam nie wiem, jakosc jest wystarczajaca, ja nie slysze roznicy powyzej kompresjii 192, na 128 nawet jeszcze nie slysze, jak to wszystko skladowac, moze przenosny twardy dysk 20giga jako odtwarzacz i grabarz muzyki? moze, ale co z tymi plytami co u mnie w domu zalegaja, z czego pewnie nie sluchalbym polowy? Wciaz draze w sieci, buszuje po cudzych domach, lapie dziwne stacje radiowe i szukam dobrej MUZY w otoczeniu. Czasem cos znajduje i nagrywam. Nagrywam i jeszcze raz nagrywam. Ale kiedy to sluchac? Pozbylem sie tych idiotycznych sluchawek co sie wklada do uszu – za 17.99$ zakupilem Sony sluchawki takie do studia TV, sredniej wielkosci, super dzwiek, nie audiofilski, ale mi wystracza i slucham wszedzie, jadac na desce, lezac w lozu przed snem, snujac sie po ulicach tego nawiedzonego miasteczka.

Muza mnie nakreca, dzwieki powoduja ze zyje, uwielbiam robic zdjecia sluchajac jakies muzy, inspiruje mnie to….


No, you can’t always get what you want
You can’t always get what you want
You can’t always get what you want
And if you try sometime you find
You get what you need

to wlasnie zaspiewal Mick Jagger na Let it bleed

Opublikowano americana | Otagowano ,