Archiwum kategorii: americana

Najpiekniejsza para piersi na swiecie

„Najgorsze sa poranki. Kiedy otwieram oczy, musi uplynac dluga chwila, zanim sie zorientuje, gdzie wyladowalem”

-Roland Topor „Najpiekniejsza para piersi na swiecie”

Nie moglem sie zgodzic z Toporem. Tego ranka. Flushing, Queens. O tym sie dowiedzialem dopiero po jakims czasie. Nie wchodzac w szczegoly. To byla najpiekniejsza para piersi na swiecie :)) …

Ale od poczatku. Ciezko napaleni na impreze. Ja, ravs, kufl, ivo i piotrek. Z reguly jest tak w zyciu ze im bardziej sie na cos napalasz tym mniej wychodzi. Mozna rzec jest tak ze wszystkim. Tym razem tak nie bylo.

Woodpoint Rd. Wieczor. Siedzimy. Senni, znudzeni, i w ogole mamy dosc. Ale ruszamy dupy i pakujemy je w blaszany wagonik mknacy na Manhattan.

37 ulica. Miasto. Wjezdzamy na impreze. Polowa ludzi zasuwa po hebrajsku. BO to zydowska impreza. 10$ wjazdowe i alkoholu ile dusza zapragnie a zaladek zniesie. Wpadaja Polaczki, pija, nie symiluja sie, bo jest sztywno i ch. muzyka. Wiec wychodza. Troche szkoda bo zydowskie imprezy sa z reguly swietne.

Brooklyn. Teraz juz nie wiemy gdzie isc. Pierre, kumpel z Francji ktorego spotkalem wczesniej w Gautemali i Meksyku nakrecil cos innego, mamy adres i jedziemy tam.

Jej tluszcz przelewal mi sie przez palce. Miala 150 cm wzrostu i 100 kilo wagi. Latynoskie disco harczalo z glosnikow. A my wywijalismy salse. Wczesniej dobralismy sie do lodowki. Przypadek. NIe ma to jak wejsc nie proszony na impreze, prosto z ulicy. Puertorikanczyk byl ciezko przekonany ze my kogos znamy i w ogole bylismy jego hermanos i hermana. No i prawie rozwalilismy mu jego rodzinna impreze. Trza jednak bylo uciekac – zle fluidy pojawily sie w powietrzu. Kufel zawinal heinekena z lodowki i czmyhnelismy.

Broadway. Brooklyn. Kumpel Pierra i dziewczyna kumpla zoorganizowali impreze, na ktora zaprosili kogo sie dalo. Bylo jak w POlsce. Stalismy w kuchni i oproznialismy kolejne butelki. Rzadzilismy. Coz czas lecial, zycie wygrywalo coraz lepszy rytm.

Spotkalismy A. Potem mi powiedziala ze plakala. Nie znalismy jej. Ale slowianskie dusze (byla z Rosji) sa zawsze mile widziane wiec zabralismy ja ze soba. KOlejne imprezy a potem zejsciowe pierogi na Woodpoint Rd. I ogolne zejscie.

Slonce. Jeszcze nieprzytomny lub juz nieprzytomny. Jadac taksowka wlasciwie nie wiadomo gdzie. Slonce. Tak prosto w oczy.

Emocje, pomysly, wibracje, plany, przezywka. Wymiana mysli. Wymiana. Inspiarcja. Chce sie zyc.

Siedze teraz na Times Sq. Jest 1:30 am a ja wyszedlem o polnocy z domu, bo nie moglem spac.

A tu pare fotek z imprezy – dzieki uprzejmosci KUFLA – ja wciaz czekam na swoja cyfre…

bart_debilne_okulary

fotopopo

kufl_bart_iwo

kufleasty

ravs_bart

ravs_piotrek

subway

sucidal

superhirou

tu_przegialem

ulycami_se_ide

Opublikowano americana | Otagowano , ,

chimeryczny lokator

od wielu miesiecy. u roznych ludzi. bujam sie od mieszkania do mieszkania, liczac na goscine innych. ciezko czasem jest, ale nie ma wyjscia, jezeli chce sie przetrwac.

wczoraj zabralem Gizie CHIMERYCZNEGO LOKATORA Topora.

i umarlem.

ze smiechu.

 

Opublikowano americana | Otagowano , ,

Kiedys sobie pomysle

Kiedys sobie pomysle – tak poczelo sie lato 2002.

Byla polowa maja, a laseczki biegaly z pepuszkami na wierzchu, aby reszta swiata mogla trzepac kapucyna. Na ulicach gnily smieci, sprzedawcy sprzedawali precle i kokekole zimna jak wszystkie topniejace lody Antarktydy. A ja? – wlasciwie co ja?

Zalapywalem sie na to wszystko ;)

Lekki miszmasz w glowie, niezrealizowane pomysly, co sie az gotowaly w tej lysej puszce kiwajacej sie na czubeczku mojego tulowia. Na uszach mialem swoja muzyke, „pockets full of cheese”, aparat bez filmu w torbie i wcale nie robilem zdjec. Robilem je oczami. Szkoda filmu, poza tym wciaz czekalem na aparat cyfrowy, ktory wydawal sie nie nadchodzic…

Codzienna wizyta na 42 ulicy – Times Sq. – kiczowate centrum wielkiego miasta. Juz mialem dosc tego miejsca, ale codziennie mozna bylo mnie tam spotkac.

Wkurwialy mnie hordy turystow robiacych sobie zdjecia na tle mrugajacych psychodelicznie ogromnych ekranow, kierowcy toczyli odwieczna walke z przechodniami, oszusci z Pakistanu (choc wlasciwie nieodgadnionej narodowosci) niczym SpajderMan (widzialem juz ten film, wlasnie przed chwila i sie podobal , bo sobie wylaczylem mozg z pradu stalego) wkrecali w swa siec zdezorientowanych klientow, sprzedajac im zepsute aparaty za naprawde „niska cene”, maj frend.

Probowalem tez sprzedac swoje zdjecia, spotykalem sie z roznymi ludzmi i bylem o krok od podpisania pewnej umowy. Czy to sie stalo. Wtedy jeszcze tego nie moglem wiedziec, bo snulem tylko nic nie warte przypuszczenia, zamiast stac obiema stopami na twardym gruncie.

Bylo przyjemnie, nadchodzily gorace dni, w czerwcu mialo byc juz nie do wytrzymania, i wszyscy z upragnieniem mieli czekac na przyjemna jesien.

Ale wciaz jednak byl maj, a zyc dniem dzisiejszym nalezalo. WIec wymazalem z karty pamieci wszystkie mysli a propos przyszlosc, w niepamiec puscilem pytania „co bedziesz robisz jak powrocisz do Polski” – tak jakby kogokolwiek to interesowalo – takie podtrzymanie konwersacji o Nietschem.

Przestaje biegac jak debil po tych samych ulicach, sa inne miejsca, biore longborda, MD, i jade jutro pojezdzic po Parku Centralnym. Moze sie cos zdarzy…

PS.
W sobote impreza na Manhattanie, bedzie ciezko, mam nadzieje ze w niedziele pojawi sie nowa notka. Pray for me, madafuckerz. tymczasem spadam, musze sie znalezc na Grand Ave. St. najpozniej o 11:40 – nie mam ochoty po raz enty maszerowac pustymi ulicami Queenz

Opublikowano americana | Otagowano , ,

Patrz, kurwa, jakie ma czerwone wlosy

Gorace popoludnie na Queens. Czekam nieprzyzwoicie dlugo na bus, gdy nadjezdza w koncu jest spozniony o 40 minut.

„Patrz, kurwa, jakie ma czerwone wlosy” – slysze jak po polsku odzywa sie kobieta w nieokreslonym wieku do swojej coreczki. Do autobusu w tym momencie wsiada latynoska pankowa z czerwona fryzura i kurtka z naszywka SPECIALS – wypisana gotyckimi literkami.

Scena trwa 5 sekund.

Ale sie przy niej zatrzymam.

WYGLAD.

Czemu zawsze w Polsce, szczegolnie w malych miastach, lub tez prowincjonalnej Warszawie wyglad drugiego czlowieka wzbudza tak niezdrowe emocje? Jezeli ktos odbiega od szarego wizerunku (krotkie wloski, dziny, turecki sweter czy biale adidasy) to od razu pada na takim czlowieku wzrok drugiego, czy tez chichy-chichy, podsmiewajki czy tez oburzenie dewotki w pociagu. Patrz jaki kolczyk w nosie, patrz ale ma debilne czerwone spodnie, ty spojrz jak sie ta malolata wystroila.

Zero tolerancji. Nawet tu w NY, gdy Polaczek opusci swoj zapyzialy Greenpoint w dalszym ciagu sie nie moze nadziwic – rzucajac takie „kwiatki” jak pani z autobusu Q59.

A mi sie ten tlum podoba. Roznorodnosc, wymieszka, dziki tlum, spaliny, topiacy sie asfalt i spozycie soku z marchewki przy Washington Sq w upalny dzien, gapiac sie na ludzi, i sluchajac muzyki miasta.

Opublikowano americana | Otagowano , ,

konia i korestwo za filizanke kawy

50 km. W ciagu ostanich dni. Moze mniej moze wiecej. W kazdy razie zdzieram buty lazac po Brooklynie, Queens i Manhattanie. W sobote szykuja sie imprezy – totalnie wypasione z ludzmi ktorych nie znam. Jest teraz Party Time i NYC szaleje, szczegolnie snobistyczne okolice Bedford etc.

Spotkania spotkania spotkania. Caly czas sie spotykam z nowymi ludziami. Dzien w dzien. Wychodze rano. Wsiadam w metro i jade na Manhattan. Dzis jechalem dluzej. Ktos wskoczyl pod pociag. Cisnienie tego miasta poraza.

Nic to. NIe mam sily. Musze sie napic czegos wzmacniajacego, np. czarnej kawy z nienormalna zawartoscia kokainy, tfu.. tzn. kofeiny.

z bogiem.

Opublikowano americana | Otagowano , ,

spajdermania i wielkomiasteczkowosc

Nie ma miejsca na tym swiecie dla tych nieszczesnikow cierpiacych na arachnofobie. Pewnie siedza teraz po domach, bojac sie wyjsc na ulice.

Wszyscy teraz kochaja PAJAKA.

Wszystkie batmany i inne poszly do lamusa, gnija w rynsztoku, zapomniane przez wszystkich. Podczas gdy SPIDER-MAN rzadzi.

Oczywiscie troche przeszkodzil mu OSAMA – niszczac dwa budynki po ktorych czlowiek pajak hasal. I tym samym premiera filmu opoznila sie odrobine i cala pajakomania.

Koszulki, gry, kubeczki, zabaweczki, maskotki, platykowe postac i co tylko do lba by ci nie przyszlo.

Wczoraj znow sie zgubilem. Tzn. wsiadlem do zlego autobusu, po malym imprezowaniu u Ravsa, zaczytalem sie w ksiazce Ostrego i wysiadlem za daleko. Coz maly joggin w nocy na Queens jeszcze nikomu nie zaszkodzil.

Wracajac do Marcina Ostrowskiego i jego ksiazki WIELKOMIASTECZKOWSC.

Jest genialna. Tzn. trafia do mnie jak najmocniej. 1991-2000 to pewnien okres w moim zyciu co duzo dla mnie znaczyl. LO, Studia. Warszawa. Muzyka. Fotografia. Ostry pisze ostro, nie jebie sie za bardzo ze slowem, zdania trafiaj mi prosto do mozgu. Chyba najlepsza ksiazka jaka ostatnio czytalem. No i pisze o Pearl Jamie duzo :)) Polecam wam wszystkim – mozna ja kupic wysylkowo

Opublikowano americana | Otagowano , ,

Deszcz, jak ja go lubie

O 6:45 spadl deszcz. Stalem na przystanku przy Grand Av. Czekajac na q59. Nie nadjezdzal. Deszczowe lzy ciekly po twarzy starej latynoskiej kobiety zaciskajacej reklamowke. 6 milczacych postaci w oczekiwaniu na autobus. Niedziela rano. Wracamy do domu badz jedziemy do pracy.

Ostatnie dwa dni. Ciezkie powroty o poranku. A dzis wstalem o 4 rano.

Deszcz wciaz padal. Wyszedlem na zielony trawnik w miniaturowym ogrodku domu przy Maspeth Ave. Przysiady, sztuk 5, i 5 pompek. 1 minuta stania na glowie. i rozciagniecie konczyn.

Sniadanie. Polityka i wprost. Nowy dziennik. 3 jajka i kawa niezamieszana, bo mi sie za duzo cukru wsypalo. Szlag mnie trafia, bynajmniej nie z powodu wczesnej godziny czy duzej ilosci cukru. Szlag mnie trafiam bo czytam polskie gazety i mam brzydkie wizje a propos przyszlosci. Zreszta co bardziej zawzieta osoba wyczyta sobie swoje w przepowiedniach Nostradamusa. hhe.,

Manhatan. Times Sq. 42 ulica. Najwieksza kawiarenka internetowa na swiecie. 1200 kompow. 20 $ za miesiac placcisz i masz nieograniczony dostep. Ladnie co?

Coz. Nowy dzien. I wcale nie jest tak ze nie lubie poniedzialku. Po prostu ostatnio nie ma znaczenia jak jest dzien.

Byle bylo SLONCE.

Czego zycze wam, ludu robotniczy.

Opublikowano americana | Otagowano , ,

New York New York

Pod wielkim namiotem, na srodku prerii, jest poczekalnia. Rozlozylem zwloki na kanapie i czekam. Na samolot. Na lotnisko zawiozla mnie Laura. Pozegnalem doline Fraser, odebralem kase z Deno’s i pomknelismy przez gory.

Mam jeszcze pare godzin. Samolot o 6 rano. A jest dopiero polnoc. Czytam ksiazke Paula Austera – Ksiezycowy Palac (dzieki ANIIIA :))))), slucham Fight for you Mind – Harpera i gapie sie na drzewka w ogromnych donicach, ktorych liscie poruszane sa przez dmuchajaca klimatyzacje. Lotnisko puste. Zwloki lezace na skorzanych kanapach. Zanurzam sie w lekture.

Lotniska to ostatnio cos w rodzaju poczatkow (koncow?) rozdzialow w mojej podrozy. Jestem juz 300 dni w drodze. Tyle miesiecy poza domem. Moj dom to hotele, cudze domy, poczekalnie. Mam wszystko z soba. Plecak. Aparat. Spiwor i ubrania.

Jakies 400 metrow. Rzad kantorkow, nad nimi nazwy linii lotniczych. Siedze juz 3 godzine.

4 rano. Nadchodza. W mundurkach i z goraca kawa w reku. Odbieram bilet, oddaje plecak i deske i zasuwam zjesc marne sniadanie w burgerkingu.

KOntrola. Sciagam buty, przeszukuja mi torby, jezdza po mnie jakims czujnikiem. I tak bedzie jeszcze 5 razy.

Kansas. City. Lotnisko. Srodek nicosci. Ameryka Srodkowa ;)) 1,5 godziny lotu z Denver. Przesiadam sie do samolotu co za 3 godziny wyladuje w NYC. Chyba wyladuje, nigdy nie wiadomo.

Za mna siedza 4 paniusie z Kansas, podekcytowane wizja pierwszej w zyciu podrozy do NYC. Maja po 50-55 lat i snuja wizje gdzie zrobia zakupy, wynajma limo, i beda sie dobrze bawic. Tuz kolo mnie emanuje lolita z nyc. Seksem emanuje. Kreci sie i wierci. Pachnie i wsuwa bulki z kremem. Ma w dupie linie i pasuje jej to jak najbardziej. Potem zlapie mnie za reke. Jak prawie walniemy samolotem o powierzchnie wody, tuz przy Manhattanie.

Lot byl spoko.

Spalem jak zabity. Jak tylko ujrzelismy Manhattan samolotem trzaslo i znizylismy lot o ladnych pare metrow. Groza. Paniusie za mna oczami wyobrazni zobaczyly zblizajacy sie Empire State Building. Ale nie dzis.

To tylko turbulencje a nie faceci w turbanach.

NYC. Nowy Jork. Queens. Pakistanczyk wiezie mnie na Maspeth Ave. Mieszkam u znajomych.

Impreza. Ravs, Kufel, Iwona, Giza. Snujemy sie po miescie. Pelne knajpy. Atmosfera goraca jak kawalek pizzy zjedzony na pospiecha.Butelka Mr.Bostona zawinieta w papier i pociagana w drodze z jednego miejsca do drugiego.

Powrot do domu. 2 godziny. Na nogach. Z irokezem na glowie (Niestety irokez znow nie przetrwal dnia. Na drugi dzien poszedl w niepamiec. hehehe).I sluchawkami na uszach. Nie ma autobuow. Wiec ide przez Queens, dwie bite godziny. Zero duszy, zmierzam przez jakies slumsy i jest pieknie, szczegolnie ze wlasnie wschodzi slonce.

PS.
Bede sie rzadziej odzywal. Raz na dwa dni. Mam mnostwo do roboty i wiele sie dzieje. Nie bedzie zdjec z cyfraka. BO go nie mam. Czekam na sprzet dopiero.

Maj w NYC. Wlasnie rozpoczal sie. Pelna para…. :))

Opublikowano americana | Otagowano , ,

wieczorem

jade do denver. zahacze jeszcze jakies kino aby wylukac jaki amerykansky hit sezonu letniego = pewnie SPAJDERMENa – bo jego jako jedynego szanuje z reszty superhiroz betmena, supermena, paniszera, i innych. za coś nie wiem wlasciwie – moze ktos wie za co – propozycje do komentarzy…

po filmie na lotnisko, 3-4 godziny na wygodnej kanapie postawionej w poczekalni, przed ogromnym tv gdzie puszczaja nonstop CNN – to przygotuje mnie do powrotu do SWIATA – groznego, podlego, plugawego, wojen, zamachow, le penow i sam nie wiem czego wiecej

NYC. W piatkowe popoludnie.

 

Opublikowano americana | Otagowano ,

KA cyk

Slucham muzy z Reality Bites. Leb mnie nie boli, ale mam drgawy i pije wode calymy szklanami. Tak to jest jak jak sie konczy prace – wczoraj byl moj ostatni dzien, skonczylem kariere POMYWACZA – a potem idzie sie CHLAC i w ogole draznic zaladek, mozg. Deno’s, Buckett’s – Rommel, dwi Anki i Laura, chata Roba i jego ekipy, moje zwloki na pace trucka, rzygawa, i jeszcze raz rzygawa.

Opublikowano americana | Otagowano ,