Miesięczne archiwum: sierpień 2004
sarajevo
dzis w nocy uciekamy do wawy przez budapeszt. jeszcze tylko pare krotkich filmow na festiwalu filmowym ktory ma teraz miejsce i 26 godzin jazdy pociagami.
welcome to sarajevo
okazalo sie ze pensjonat konak ktorego szukalismy nieistnieje. tzn istnieje – kazdy pensionat to KONAK bo serbsko-chorwacku-bosniacku-jugoslowiansku-slowiansku-skuskusku – wszystko to metlik tygiel miszmasz kulturowy… miasto imprezuje. balkany sie bawia. po wojenna melanzownia. trzeba korzystac z zycia…
nocleg w miejscu od dobrym filingu. przywitani rakija zrzucilismy plecaki do sali wielosobowej. ludzie z calego swiata, living room zawaloy butelkami, niedopalkami, towarzystwo mosci sie na rozwalonych sofach, pewnie wyniesionych z jakiegos domu podczas wojennej zawieruchy.
powstaja firmy, sklepy, ulice pelne golfow VW (8 na 10 samochodow), mnostwo knajp, ludzie sieda na ulicy na wygodnych krzeslach – to kontrastuje z ruinami, dziurami po kulach w scianach budynkow. mlodzi odstawieni, ulice pelne laseczek i koszykarzy z zelowanmi wlosami.
atmosfera dobra. podoba mi sie tu. tak po prostu. swojsko sie czuje.
mostar wcziera dzis sarajevo
no i jestesmy w bosni-hercegowinie
i wiecej nic nie pisye bo sie nie da ymienic klawiszy na ludzki uklad …. tylko HR co oznacya pryestawienie klawisyz
jutro wiecej moye
jazda
Wyspa jest wspaniala. Korfu pokryte jest siecia drog, sciezek ktore prowadza w najbardziej nieoczekiwane miejscowki. Plaze, zatoczki, zapomniane przez wszystkich wioski, w ktorych zero turystow (ci natomiast sa prawie wszedzie – siedza w drogich knajpach i gapia sie w morze).
Wczoraj zrobilismy „tylko” 120 kilometrow. Nocleg na kempingu, wino za 3 euro kupione u czerwononosego Greka gdzies w gorach a wczesniej kapiel w morzu.
Dzis tak jak wczoraj – caly dzien na motorach – skonczymy o 9 wieczorem.
corfu town
400 km zrobionych w 35 godzin po calej wyspie. Chyba nas pogrzalo slonce za bardzo ale jak wpadlismy do miasta o zachodzie slonca to „bylismy pierwsi zawsze” jak to rzekl bedur. przezylismy choc bylo czasem cieplo.
Rachel z Californi z korzeniami gdzies na wyspach Polinezji czekala na autobus. Szyja w kolnierzu, wywrocila sie wczesniej na quadzie (taki 4kolowiec). Trza bylo dobry uczynek zrobic wiec zabralem ja do Corfu Town i na zlamanie karku wrocilem z powrotem na druga strone wyspy gdzie bedur odchodzil od zmyslow, bo ani nie zabralem komorki a laske mialem podwiezc wlasciwie tylko do Sinidares……
potem zgubilismy sie jeszcze zyliard razy
teraz czekamy na prom do brindisi
te wpisy na bloga maja charkater calkowicie informacyjny jak widac i tak chyba bedzie.
nie chce mi sie tu siedziec rzekl bedur i opuszczamy ta kafejke netowa gdzie 5 euro za godzine sie buli. nara rebiata