Sunzal
?a?uj? jednej rzeczy – ?e nie zacz??em surfowa? b?d?c brzd?cem. Oczywi?cie nie mogłem zacz??, bo niby gdzie, nie urodzi?em się na Hawajach czy w Kalifornii lecz w K?odzku – stamt?d jestem i b?d?. Nie mog? powiedzie?, że jestem z Warszawy, bo to tylko kolejny z przystanków. Oprócz pi?ciu tygodni w Ekwadorze w 2001 roku, gdzie ledwie lizn??em klimatu i fali, nie miałem pó?niej okazji odda? się ?ywio?owi oceanu. Wybrze?e Salwadoru obfituje w zajebiste miejsca do surfingu. Zatrzymałem się w Surfer’s Inn – przyjemny pokój, ogromny ogród z wielkimi drzewami i hamakami pomi?dzy nimi. Przyjacielscy w?a?ciele, dwóch surferów z Europy – jeden z Holandii drugi z Niemiec. Pokój można wynaj?? na miesiąc za sto dolaresów, albo za 8 dolców na dzie?.
Niedziela w Sunzal. Na weekend zjecha?o się t?umy ze stolicy. Oko?o 20 surferów walczy o s?ab? fal? – có? sezon przyjdzie dopiero za 1,5 miesiąca, teraz jest tak sobie. Cho? w sam raz dla początkuj?cych. Po?yczy?em boogieboard (nazywany jest te? bodyboard) od w?a?cicieli hostalu. Boogieboard to krótka deska z pianki z elastyczn? link? któr? przytwierdza się na rzep do r?ki. Zamiast surfowa? na stoj?co zasuwasz na brzuchu (cho? widzia?em typków kl?cz?cych i wiruj?cych woko?o w?asnej osi podczas surfowania na boogieboard). Generalnie to namiastka prawdziwego surfingu, ale co robi?. Za pierwszym razem pope?niam b??d nie zabieraj?c z sob? ma?ych p?etw – musia?em się wi?c nie?le napracowa? aby wyp?yn?? w miejsce gdzie fale prze?amuj? si?. Potem już jako? posz?o – cho? za pierwszym razem jak porwa?a mnie fala to w par? sekund znów znalazłem się przy brzegu – kolejny b??d, trzeba surfowa? wzd?u? fali a nie z ni?. W wodzie czekaj?c na fal? zapominam o wszystkim. Jedyne o czym my?l? – za?apa? się na odpowiedni? fal?. Uwa?am na innych, ?atwo straci? g?ow? – w przeno?ni i dos?ownie – ostre kraw?dzie desek innych surferów mog? obci?? ci g?ow?, og?uszy? i tym samym tracisz przytomno?? pod wod?. Wszystko się mo?e zdarzy?, nawet na tak ma?ych falach. Strach pomy?le? jak to jest gdy surfuje się na ogromnych falach, gdzie? na Thaiti czy Hawajach. Skateboarding czy snowboarding odró?nia to od surfingu, że tam masz powierzchni?, która się nie zmienia – są góry, muldy, chodnik, kraw?zniki, rampy, ulica, pipe – po tym się je?dzi i tyle. W wodzie wszystko jest wzgl?dne – nie ma jednakowej fali – wszystko się ca?y czas zmienia – wiatr, pr?dy morskie, przyp?yw i odp?yw. Oprócz tego fale zale?? od ukszta?towania pla?y i zatoki, podwodnych ska? i raf.
Sunzal po?o?one jest przy drodze CA-2. Pe?no tu ogromnych ameryka?skich ci??arówek przewo??cych drewno opa?owe, s?ycha? je z daleka,. Autobusy z i do La Libertad pojawiaj? się cz?sto wyrzucaj?c kolejnych pasa?erów i zabieraj?c nast?pnych. W paru niewielkich „knajpkach” można przek?si? to i owo – przede wszystkim pupusy – nale?niki z nadzieniem z fasoli, sera i mi?sa – tanie, smaczne i po?ywne. Za dwa dolary masz 4 pupusy, kaw? i sok ze ?wie?ych pomara?czy.
Suchitoto
Po czterech dniach zmykam na pó?noc kraju do Suchitoto. Ostatnia k?piel w oceanie, szybkie ?niadanie w pupuseri i wbitka w autobus do La Libertad, gdzie przesiadam się w chickenbusa do stolicy. Tam wybiórka kasy z bankomatu, autobus miejski na dworzec. Pó? godzinki czekania na i chwilę potem jad? w góry do Suchitoto. Poruszanie po Salwadorze jest bardzo ?atwe – tanie autobusy, jest ich du?o, ka?da trasa ma swoj? unikatow? numeracj? – nie sposób się zgubi? a odleg?o?ci są ?adne. Poza tym ca?y czas film przed oczami. Kobiety z towarem przenoszonym w plastikowych miskach na g?owie, wsiadaj? na ty? autobusu, na ka?dym przystanku pojawiaj? się sprzedawcy jedzenia, lodów, kurczaków, owoców a tak?e dupereli od d?ugopisów, baterii, ?adowarek, etui do komórek sko?czywszy na lekarstwach, ma?ciach i innych medykamentach „uzdrawiaj?cych”. Czasem wskoczy akwizytor, komiwoja?er, który dono?nym g?osem zachwala? b?dzie produkt. Pojawiaj? się te? autobusowi kaznodzieje – zbieraj?cy kas? na ko?ció?. Zreszt? religia ma wielkie znaczenie w Salwadorze. Wielokrotnie przechodzi?em obok ko?cio?a a czasem zwyk?ego baraku czy betonowego budynku sk?d dochodzi? ?piew wiernych a kto? grzmi?cym g?osem nakazywa? ludziom co robi? aby pój?? do nieba.
W ci?gu 3 godzin znalazłem się w górach, w niewielkim bardzo przyjemnym kolonialnym miasteczku. Suchitoto to Antigua, ale jakie? 15-20 lat temu. S? góry, jezioro, brukowane uliczki, cisza, spokój. Jestem jedynym go?ciem w hostelu Dos Gardenias. Stary dom, z ogrodem, poro?niety krzakami, jest bar, wygodne sofy i pianino. Puste uliczki o?ywaj? pod wieczór. Dni są bardzo s?oneczne i gor?ce – wtedy ?ycie toczy się pod dachami domostw. Kobiety robi? pranie, rozwieszaj? na sznurkach, do wieczora wyschnie. M??czy?ni jak wsz?dzie, wydaje si?, że nic nie robi? siedz?c na chodniku, pij?c piwo i rozprawiaj?? o Bóg wie czym. Uliczki ci?gn? się w dó? i gór? – przy kraw??niku rosn? palmy, kolorowe kwiaty, chwasty. Sielanka.
Kr?t? uliczk? zszed?em do jeziora. Upa? straszliwy. Szukam cienia, azylu. Tego brak. Okoliczne wzgórza ?yse, wr?cz pustynne, kiedy? ros?y tu drzewa, wyci?to je jednak, nie sadz?cych nowych. W Salwadorze to jeden z problemów. Deforestacja. Na ?ysych wzgórzach pas? się suche krowy, nad brzegiem jeziora stare ?odzie gnij?, bezu?ytecznie. Dzieje się NIC.
La Palma
Podró? autobusem do La Palmy to czysta przyjemność. Jedziemy w gór?, coraz bardziej na pó?noc, w stron? granicy z Hondurasem. To ostatnie miejsce w którym zatrzymuje się podczas pobytu w Salwadorze. Jest akurat weekend i trwaj? przygotowania do fiesty. W tym momencie gdy pisz? te s?owa w przytulnym hoteliku, gdzie? obok wybuchaj? sztuczne ognie, ludzie wypijaj? hektolitry piwa bawi?c się przy wiejskiej muzie i regetonie. Nie mam ochoty na zabaw? – zreszt? te klimaty to nie moja jazda. W dzień ludzie zajadali się ró?ow? wat? cukrow?, pupusami, t?ustymi, zimnymi frytkami i gotowan? kukurydz?. Ca?e rodziny chodzi?y w kó?ko bez sensu, wyrostki stercza?y pod ?cianami, ?uj?c gume i rozbieraj?c wzrokiem nastoletnie dziewczyny przechadzaj?ce się pod r?k? po ulicach. Wielki festyn ludyczny. W niedziel? wielki ludyczny kac. Zw?oki pijaków le?a?y pod ?cianami a czasem nawet na ulicy. Wiatr przerzuca? sterty ?mieci z jednego k?ta w drugi. Karuzela kr?ci?a w szalonym tempie się a diabelski m?yn sprawia?, że wielu poczu?o się nie za dobrze. Generalnie straszny syf ale wida?, że salwadorczycy bawili się przednio.
Z zapisków
Ciekawa rzecz – mimo tak ma?ych wydawa?o by się ró?nic pomi?dzy Ameryk? ?aci?sk?, która wydaje się znacznie bli?ej do Europy ni? taka Azja (okre?lam Azj? jako ogó?, cho? wiem, że to b??d, ale upraszczam aby by? bardziej zrozumia?ym) czuj? się wci?? jak ufolud, obcy, nieprzystosowany i g?upi. W Salwadorze gdzie tak ma?o turystów ludzie milkn? w mojej obecno?ci, rozpoznaj? we mnie obcego w sekund?. „O gringo z Ameryki” – wiem ?e to pierwsza my?l jaka im do g?owy przychodzi. Nie jestem szcz??liwy z tego powodu, co by tu nie mówi?. Ale co robi?: asi es la vida.
Nie jestem zadowolony i zadaj? sobie pytanie właściwie po co to wszystko. Nie nale?y ogl?da? się wstecz, trzeba ewaluowa? do przodu. Ale jak? Cała ta gonitwa przez ?wiata jest niez?? po?ywk? dla mózgu, cho? niszczy mnie to od ?rodka – ?ycie niszczy, na ?ycie się umiera, zatruwam się tlenem, wra?eniami, obrazami, dźwiękami, s?owami. ?ycie jest narkotykiem, podró?e uzale?niaj?, ale widz? wielk? potrzeb? zmian. One nadejd? i to szybciej ni? zdaj? sobie z tego spraw?. Tu i teraz.
Ostatnio robienie zdjęć przychodzi mi z trudem. Znów wypali?em si?. Potrzebuj? zmian, oddechu, nowych sytuacji, nic mnie nie zaskakuje, kolejne miejsce jest tak bardzo podobne do poprzedniego, że szybko trac? zapa?. Od początku pobytu w Salwadorze nie zrobiłem ani jednego dobrego zdjęcia. Czym te? jest „dobre zdjęcie”? Pytanie bez odpowiedzi. Przegl?dam zdjęcia które wygra?y w ostatniej edycji World Press Photo. Jak zawsze to samo – wojna, ?mier?, choroby, katastrofy, epidemie – brak radości ?ycia, brak u?miechu, nie ma nadziei, że kiedy? b?dzie dobrze. Oczywi??ie wa?ne są te obrazy – wydaje si?, że przede wszystkim skierowane dla nas – ?yj?cych w wzgl?dnym dostatku i bezpiecze?stwie. Kolejki przed wystaw? WPP. Wpadamy tam w mi?dzyczasie, tak jak do kina czy na kaw?. Bo?e to straszne, okropne, jak ludzie mog? tak ?y? – ogl?damy ten hardkor potem wpadamy do pizzyhut czy do kawiarni, komentuj?c to co widzieli?my. Ulga. U nas nie tak ?le.
Na WPP po raz pi?ty nagrod? dostaje Gudzowaty – na forach dyskusyjnych znów g?osy „jakbym by? tak boaty jak on i mia? taki sprz?t i takie mo?liwo?ci to te? bym zrobi? takie zdjęcia”. Bzdura. Oczywi?cie jasn? spraw? jest, że pieni?dz pomaga, ale my?l?, że Gudzowaty nie pracuje sam. Prawdopodobnie ma ca?y sztab ludzi – szukaj?cych tematów. Nie ma problemów ze sprz?tem, mo?e polecie? w ka?de miejsce na ziemi i zrobi? materia?. Ewidentnie op?aca ludzi, aby dosta? się w miejsce, gdzie „co? się dzieje” – no ale to tyle – reszta to talent i basta.
Andrzej Wajda odebra? nagrod?. Kolejn? za ca?okszta?t. Z ca?ym szacunkiem panie Wajda to wspania?e, ale o ile mnie pami?? nie myli nie zrobi? pan nic godnego uwagi od kilkudziesi?ciu lat. Wajda u?miecha się nowymi z?bami, filmowo, holi?ódzko na zdjęciach z Berlina. Yeah!
Na szczescie sa tacy ludzie jak Baginski, ktory odebral nagrode w Wielkiej Brytanii za najlepszy film animowany… rispekt…
Ka?dego dnia czytam te? co dzieje się w Polsce i na ?wiecie. Bez komentarza…
Salwador
Wiele osób omija Salwador. Niewiele niby tu to zobaczenia, brak spektakularnych miejscówek „must-see”. Niektórzy po prostu przeje?d?aj? przez kraj w dwa dni – wyrabiaj?c sobie wyobra?enie, które można okre?li? jednym s?owem – „dziura”. Jako, że nie za bardzo jestem zainteresowany fotografowaniem krajobrazów (a te są genialne w Salwadorze) – to nie wiele miałem tu do roboty. Ale nie ?a?uj?. Par? rzeczy przysz?o mi do g?owy, miałem wi?cej czasu na my?lenie, pisanie i czytanie – z dala od utartego backpackerskiego szlaku. Z ca?? pewno?ci? Salwador wart jest g??bszego zbadania, a to wymaga znajomo?ci, kontaktów – mieszkanie w hotelach ogranicza bardzo – nie jeste? w stanie przebi? się przez skorup? ludzk?. Aby wywie?? warto?ciowy materia? zdjęciowy trzeba się zag??bi?, po?wi?ci? trochę wi?cej czasu, nie tak jak ja – po ?ebkach.
Chcia?em napisa? wi?cej o sytuacji w Salwadorze, historii, o tym co dzia?o się tu przez ostatnie kilkadziesi?t lat. Mo?e b?dzie jeszcze czas w najbli?szych tygodniach. Wymordowanie wi?kszo?ci Indian, przewroty polityczne, g?ód w latach siedemdziesi?tych, wojna (futbolowa) z Hondurasem, potem wojna domowa trwaj?ca do końca lat osiemdziesi?tych. To zbyt wiele jak na takimały kraj, gdzie mieszka zaledwie 6 milionów ludzi. Zreszt? tak było wsz?dzie w Ameryce Centralnej. My w Europie Wschodniej mieli?my ZSRR a Ameryka ?aci?ska jest wci?? pod wielk? presj? Stanów Zjednoczonych. Có? – Amerykanie przez swoj? polityk? nie są tu zbyt kochani. To zreszt? temat rzeka…
Zainteresowanych odsy?am do czytania i oglądania filmów które powsta?y w ostatnich latach. O samym Salwadorze – „Salwador” w re?yserii O. Stona, „Niewinne g?osy” – meksyka?ski film z 2004, historia wojny domowej z punktu widzenia 11 letniego ch?opca – mistrzostwo ?wiata. Z ksi??ek „Wojna futbolowa” Kapu?ci?skiego, „Gor?czka po?udniowo ameryka?ska” Artura Domos?awskiego – to co ostatnio po?kn??em z zapartym tchem. Jest tego wi?cej – ale sam się jeszcze nie za bardzo zabra?em – to po powrocie do domu.
Nadesz?a noc. Pora na kolejn? porcj? chlorochinowych snów.