Beppu.

Beppu – przenosimy się do piekła i o 40 lat wstecz:)

Uwielbiam takie oldskulowe miejscówki – czas zatrzymał się tu w 1979 roku. Może czasem wehikuł czasu skacze do 1988, ale nie dalej.

Wykonaliśmy parę przesiadek i skoczyliśmy na południowy zachód. Na wyspę Kiusiu. Znów o tym napiszę – byłem w 80 krajach albo więcej – w żadnym nie było tak sensownego transportu…

Mieszkamy w starym domu z otwartym furo – czyli małym basenem z pobierającym wodę z naturalnego źródła. Gorąco jak cholera. Siska wytrzymała 2 minuty ja trochę więcej jako że tłuszczyk można podgrzewać bezboleśnie. Dom jest z drewna, dwupiętrowy, też czuć późne lata 60te. Nerwowa i hektyczna właścicielka jest bardzo miła, dużo się kłania i mówi trochę po angielsku – dom ten zbudował jej pradziadek i jest to jeden z pierwszych hoteli w mieście.

Niedaleko stąd nad morze, pięć minut spacerkiem i już można spacerować po okropnym betonowym deptaku w cieniu zgniłych hotelu z lat 70tych. Na północ tuż u podnóża gór jest inna dzielnica zwana Kannawa – tam mieści się „9 piekieł” – naturalnych dymiących źródeł. Kicz o jakiego nie podejrzewałbym Japończyków. Chińczycy chyba ich za to kochają. Kupujemy bilety i zwiedzamy – turyści gotują jajka w wulkanicznych jeziorkach, podziwiają krokodyle gęsto upchane w stawach i biednego słonia za kratami. Zmykamy stamtąd szybko skupiając się na okolicy poniżej. Z kanalików dymi, bucha, czasem niewiele widać. Niesamowite konstrukcje rur, zaworów, kolanek wyrastają na podwórkach i rogach ulic. To regulatory natury – wokoło wyrosło masę onsenów, które przyciągają turystów z całej Japonii.

Wspominam o tym, że wszystko wygląda jak w latach 70tych – nie wiem dlaczego – ale jest taki klimat. Daleko do nowoczesności Tokio. Tak jak zostało wszystko zbudowane kilkadziesiąt lat temu nie widać aby ktokolwiek miał chęć poprawiać i udoskonalać.

Ten wpis został opublikowany w kategorii travel i oznaczony tagami , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.