Sanatorium pod wulkanem.

Sanatorium pod wulkanem. 

Hokkaido jest super. Ale nie do zdjęć – tzn. na pewno jest znakomitym miejscem dla miłośników fotografii przyrodniczej czy też krajobrazów. Ale nie dla mnie. Wolę miejską dżunglę, a na wsi to lubię sobie odpocząć od aparatu. Dlatego ostatnie zdjęcia są tylko zapisem drogi, brak jakiś spektakularnych szotów. Ale postanowiłem wrzucać codziennie krótki film z podróży autostopem, zamiast zdjęć  (które też się czasem pojawią). Wieczorem coś sklecę.

Około 16 opuściłem Akan aby jednym samochodem dojechać do Kawału Onsen. Kolejne emeryckie miasteczko – drewniane domki, sklepy z szajsem w stylu poroża jeleni i wypchane bobry. Nie trawię właściwie całej tej cepelii, choć teraz pochodzę do tego z dystansem. Krajobrazy są super, wulkany, jeziora, mgła osnuwa wszystko dookoła. Jest zimno – jakieś 10 stopni Celsjusza. Zasuwam w sandałach i krótkich gaciach – nie mam całego tego trekingowego ekwipunku. Brak namiotu, śpiwora, odpowiednich butów. Więc czekałem na okazję około 20 minut – inżynier z Kushiro nadrobił drogi aby z Teshikagi podrzucić mnie pod wulkan oddalony o 3 kilosy od Kawayu Onsen. Zobaczyłem sobie gejzery, śmierdzące siarką i piekłem a potem spokojnie przeszedłem sobie 3 kilosy nie próbując nawet autostopu – dziennie średnio robię z plecakiem z 7-10 kilometrów – niezła gimnastyka. W miasteczku znalazłem raida hausu – za 800 jenów (plus 200 za kołdrę i materac). Właściciel jest wiekowym dziadkiem, co ledwo chodzi, ale męczył mi dupę przez godzinę, objaśniając mi że to jest kibel, to jest TV a to jest pilot, który służy do jego włączania, tam jest lampka, a tu drzwi – uważaj na schodach jak schodzisz bo są strome, wyłączaj światło, zdejmuj buty, tam musisz jeść (gdzie indziej nie możesz i na mapie wskazał mi jakąś knajpkę). Strasznie upierdliwy typ – ale miejscówka fajna, typowy japoński domek, z rozsuwanymi drzwiami z papieru i drewna, raida hausu jest pusty więc dziś na spokojnie zasiądę na tatami i pomontuję filmy.

Wieczorem wizyta w onsenie – bulgoczące wanny, prysznic, golenie. Jutro muszę zrobić jeszcze pranie, bo wszystko śmierdzi martwym kretem.

Nie mam ochoty na trekingi i łażenie po górach, szczególnie, że jest zimno i nie mam butów –popracuję więc nad tekstami, stroną i zajmę się rzeczami które odkładałem na bok.

Ten wpis został opublikowany w kategorii travel i oznaczony tagami , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.